Bielany przez różowe okulary. Burmistrz i jego ocenzurowana gazeta
8 września 2022
300 tysięcy złotych - tyle w tym roku kosztować będzie sam druk i kolportaż wydawanej przez Urząd Dzielnicy Bielany gazety "Nasze Bielany". W porównaniu z zeszłym rokiem koszty bardzo wzrosły, głównie z powodu ogromnego skoku cen papieru. Burmistrz Grzegorz Pietruczuk ani myśli oszczędzać.
"Nasze Bielany" z pozoru są zwykłą gazetą lokalną. Miesięcznik jest wydawany w atrakcyjnej formie, ma format porównywalny z "Wyborczą" i "Rzeczpospolitą", liczy sobie najczęściej 24 strony. Ma nowoczesną i estetyczną szatę graficzną, a także czytelny i przejrzysty układ treści.
Burmistrz Bielan i jego ocenzurowany Facebook
Referat promocji w bielańskim urzędzie to mała agencja prasowa i marketingowa. Ręce wszystkich pracowników skierowane są do pracy na rzecz promowania burmistrza w internecie. - Grzegorz Pietruczuk żyje tylko Facebookiem, komentarzami, fotkami i lajkami. Nic więc dziwnego, że otoczył się grupą wiernych pracowników, poświęcających cały czas na budowę jego wizerunku. I cenzurujących nieprzychylne komentarze - mówi nam jeden z radnych.
Salon Audi Warszawa - wygoda i profesjonalizm
Samochody marki Audi od lat zaliczane są do kategorii marek premium. W związku z tym oprócz wysokiej jakości wykonania, czy bogatego wyposażenia, Audi dba także o profesjonalne podejście do klienta. Na co mogą liczyć osoby odwiedzające salon Audi Warszawa?
Teksty są często zbyt długie i nudnawe, za to ilustrowane wysokiej jakości zdjęciami wykonanymi przez profesjonalnych fotografów. "Nasze Bielany" mniej więcej co miesiąc kolportowane są do ponad stu punktów na terenie dzielnicy - to nie tylko przychodnie, biblioteki, ośrodki kultury, ale także sklepy, kawiarnie, galeria handlowa oraz markety i osiedlowe sklepy. Jest co kolportować - co miesiąc drukowanych jest aż 50 tysięcy egzemplarzy.
Co znajdziemy w "Naszych Bielanach"?
Urząd podkreśla, że wyłącznie bielańskie treści. Przejrzeliśmy wydania z tego roku. Nie brakuje więc informacji o inwestycjach, materiałów edukacyjnych, recenzji z lokalnych knajp (czego urząd w żadnym wypadku robić nie powinien, bo jest to forma kryptoreklamy), wywiadów z lokalnymi politykami i działaczami, a także treści historycznych i sportowych. Wiele tekstów - w tym comiesięczny wstępniak - jest ilustrowanych fotografiami burmistrza Grzegorza Pietruczuka. Znacznie rzadziej można znaleźć zdjęcia pozostałych członków zarządu i radnych. Wódz jest jeden - to taki bielański kult jednostki.
W tym roku druk jedenastu numerów gazety kosztować będzie podatników 250 tys. zł. A to nie jest ostatnie słowo - drukarnia już zasygnalizowała, że w związku z kryzysem na rynku papierniczo-poligraficznym koszty mogą pójść w górę po raz kolejny. O ile? Tego nie wiadomo, bo w obecnej sytuacji ekonomicznej kraju jest to wróżenie z fusów. Jedno jest pewne: taniej nie będzie.
Do tego dochodzi koszt dystrybucji "Naszych Bielan" - prawie 50 tys. zł rocznie oraz honoraria autorów. W "Naszych Bielanach" piszą bowiem nie tylko etatowi pracownicy Wydziału Kultury i Promocji - Michał Michałowski (jest redaktorem naczelnym) i Bartłomiej Frymus - ale także zatrudnieni do pisania dziennikarze, m.in. Mateusz Napieralski, Joanna Tańska, Karolina Rudzik, Iwona Sobczak czy Robert Biskupski.
Po co burmistrzowi taka gazeta?
To doskonałe narzędzie propagandy i manipulacji. Gazeta jest robiona w sposób profesjonalny i dociera niemal do wszystkich mieszkańców dzielnicy. A wielu z nich to osoby starsze, nieumiejące korzystać z internetu, przez co miesięcznik jest ich jedynym źródłem informacji o tym, co dzieje się na Bielanach. Żadnej z niezależnych gazet na Bielanach nie stać na taki nakład, jak burmistrza wydającego cudze pieniądze. A że pracownicy Wydziału Promocji nie napiszą złego słowa o czymkolwiek i przedstawiają świat w różowych barwach, przekaz jest prosty: Bielany to kraina mlekiem i miodem płynąca, w której właściwie nie zdarzają się żadne większe problemy. Oczywiście dzięki niezastąpionemu burmistrzowi Grzegorzowi Pietruczukowi. Tematy trudne i kontrowersyjne na łamy "Naszych Bielan" nie trafiają.
Lipcowe wydanie bielańskiego miesięcznika zawiera aż osiem stron zajętych przez całostronicowe plakaty reklamujące m.in. targ śniadaniowy pod urzędem czy Bielański Integrator Przedsiębiorczych. To jedna trzecia objętości gazety, ale najwyraźniej urząd nie ma innych potrzeb i nie myśli o oszczędzaniu, skoro za ćwierć miliona rocznie drukuje gazetę z plakatami. Naturalnie, jak w każdym wydaniu, nie brakuje zdjęć burmistrza, opublikowano także list Pietruczuka do premiera, kilka nudnych wywiadów i parę artykułów o ekologii.
Mencwel: "Zlikwidować gazety burmistrzów"
Przed wakacjami "Gazeta Stołeczna" opisała problem drukowania gazet dzielnicowych w Śródmieściu ("Życie Śródmieścia") i na Bemowie ("Twoje Bemowo"). Oba periodyki drukują pochwalne dla władz dzielnicowych artykuły opisujące ich wizyty w szkołach, na budowach, na uroczystościach. I każdy z nich kosztuje około stu tysięcy złotych rocznie. Koszty na Bielanach są więc trzykrotnie wyższe.
Wydawanie przez urzędy propagandowych biuletynów skrytykował aktywista miejski Jan Mencwel. - Urzędy dzielnic w ogóle nie powinny wydawać takich gazet za publiczne pieniądze. Media powinny być obiektywnym źródłem informacji, patrzeć władzy na ręce, a nie zajmować się jej wychwalaniem. Te gazety udają prawdziwe redakcje - mówił Mencwel na łamach "Gazety Stołecznej".
W 2018 roku ówczesny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar postulował ustawowy zakaz wydawania prasy przez samorządy. Przepisy, które uniemożliwiłyby m.in. burmistrzowi Grzegorzowi Pietruczukowi manipulowanie opinią publiczną w dzielnicowej gazecie nie zostały wprowadzone.
TJP
.