Najstarsi warszawscy dorożkarze przeszli na emeryturę
13 stycznia 2023
Krzysztof Szczepański skończył 77 lat, natomiast Zbigniew Wiśniewski - 74. Dwaj najstarsi warszawscy dorożkarze odeszli właśnie na emeryturę. Prezydent stolicy dziękuje im za pielęgnowanie miejskich tradycji przez ponad 40-letnią pracę na koźle.
Na warszawskiej Starówce od wielu lat funkcjonowało siedem dorożek. W ostatnich latach liczba ta ulegała zmniejszeniu i dziś pozostały dwie, a dwie kolejne wrócą prawdopodobnie wiosną.
Dorożki w Warszawie
W 2022 roku zakończyli działalność dwaj najstarsi dorożkarze, działający na Starym Mieście od ponad 40 lat: Krzysztof Szczepański i Zbigniew Wiśniewski.
Znaleźli unikatowe zdjęcia z Warszawy. Leżały w piwnicy
Około pół tysiąca negatywów z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku odnaleziono w piwnicy Młodzieżowego Domu Kultury przy Łazienkowskiej. Trwają poszukiwania osób uwiecznionych na fotografiach ponad pół wieku temu.
Najstarsza warszawska pizzeria została zamknięta
Działająca od 1990 roku, najstarsza w Warszawie pizzeria Ufo zakończyła działalność. Lokal coraz bardziej zostawał w tyle za konkurencją oferującą tradycyjną neapolitańską pizzę, ucierpiał podczas stanu epidemii covid-19, aż wreszcie przegrał z podwyżkami czynszu i prądu.
Następców brakuje. Śródmiejski Zarząd Terenów Publicznych wyjaśnia, że coraz trudniej docierać codziennie ze stajni na obrzeżach miasta na Starówkę.
- Dziękuję panu Krzysztofowi i panu Zbigniewowi za wieloletnią pracę nie tylko w roli dorożkarzy, ale także kustoszów stołecznych tradycji. Przejazd dorożką zawsze dostarczał odwiedzającym Warszawę turystom niezapomnianych przeżyć, dzięki którym w pamięci pozostawało nasze miasto i koloryt Starego Miasta - napisał w podziękowaniu za wieloletnią pracę prezydent Rafał Trzaskowski.
Najstarsi dorożkarze Warszawy
Ojciec pana Zbigniewa był przedwojennym dorożkarzem. Po II wojnie światowej pracował z koniem przy odgruzowaniu Warszawy, a potem wrócił do dorożkarstwa. Po nim fach przejął syn i w 1982 roku zarejestrował działalność pt. "dorożka konna". Pan Krzysztof również przejął zawód po ojcu. W 1978 roku, kiedy ojciec zachorował, wsiadł na dorożkę i porzucił pracę w fabryce, gdy zobaczył zarobek już po kilku pierwszych kursach.
Lata 80. obaj wspominają jako złote. Dorożki czekały na klientów na rynku Starego Miasta. Wieczorem ustawiały się pod restauracją Bazyliszek, która była czynna do 23:00, a potem przenosiły się na sąsiednią pierzeję, pod Krokodyla, gdzie był dancing do 3:00. Wozili gwiazdy. Pan Zbigniew pamięta Marylę Rodowicz i Krzysztofa Krawczyka oraz inżynierów z Jugosławii, którzy budowali biurowce albo dorabiających się u schyłku PRL-u badylarzy. "Goście kazali wieźć się do hoteli, do innych lokali w mieście albo... do taksówki, bo samochody nie mają wjazdu na Starówkę i taksówkarze musieli czekać przy pl. Zamkowym. W dzień zaś woziło się turystów, zwłaszcza zagranicznych. Dlatego w tym zawodzie nie było wakacji - bo w lecie turystów najwięcej. Nie było też sobót i niedziel, kiedy na Starówkę waliła cała Warszawa" - wspominają dorożkarze.
Koń nie samochód
W ostatnich latach obaj widzą piętrzące się kłopoty. Pan Krzysztof trzymał konia w stajni przy Tatarskiej na Powązkach, skąd coraz trudniej było dojechać na Starówkę przez zakorkowane miasto. Pan Zbigniew - na swoim podwórku na Żoliborzu. Kiedy dookoła przybyło bloków i samochodów, miał problem, żeby wyjechać z bryczką przez ciasne osiedlowe uliczki.
- Koń to nie samochód, to obowiązek. Nawet w wolny dzień musi pan iść do niego trzy razy dziennie, nakarmić, oporządzić. No, i trzeba go podkuć co sześć tygodni - opowiada pan Zbigniew.
Musiał więc co sześć tygodni wsiadać w samochód, jechać 40 km za Warszawę i przywieźć kowala, żeby podkuł konia. Koszt: 500 zł za cztery podkowy plus benzyna. Za kurs po Starówce dorożkarz bierze średnio 100 zł, ale kiedy uwzględnić koszty utrzymania konia i podatki, to zarobki okazują się już nie takie wielkie.
- Teraz ludzie się nie potrafią bawić. Myśmy pracowali co najmniej do pierwszej w nocy, a teraz dorożki zjeżdżają o 18:00. Życie nocne się skończyło - uważa pan Krzysztof.
- My byliśmy jak ostatni Mohikanie - podsumowuje pan Zbigniew, który sprzedał już konia. Pan Krzysztof też wie, że będzie musiał to zrobić, ale na razie jeździ do niego, karmi i czyści. Nie może się z nim rozstać.
(jok)
.