Na wypadek III wojny światowej. Wizyta w schronie pod Hutą
24 kwietnia 2017
Dwa piętra pod biurowcem Huty Warszawa znajduje się owiane tajemnicą miejsce rodem z najczarniejszych lat zimnej wojny.
Tuż obok stacji metra Młociny stoi niepozorny budynek z lat 50., mieszczący dziś siedzibę firmy ArcelorMittal Warszawa. To oczywiście budynek biurowy Huty, w którym toczy się normalne życie. Tymczasem dwa piętra pod nim, pod grubym na trzy metry stropem, mieści się nieużywane od lat Stanowisko Kierowania Obroną Cywilną - schron z czasów Władysława Gomułki.
Podróż w czasie
Gdyby nie herb z orłem w koronie, wiszący w jednym z pomieszczeń, schron byłby perfekcyjną scenerią filmu science-fiction, w którym wybuchła III wojna światowa i Warszawa została zaatakowana bronią chemiczną. Przenośna centrala telefoniczna z napisem "Uwaga! Nieprzyjaciel podsłuchuje", rysunki przedstawiające sposoby postępowania w razie skażenia, regały pełne masek przeciwgazowych, apteczek, wojskowych butów, mundurów z niebieskim trójkątem na pomarańczowym tle, będącym symbolem obrony cywilnej - spacer pod ziemią wprawia w zadumę i przyprawia o dreszczyk emocji, ale ostatecznie wprowadza w optymizm. Na szczęście to ponure miejsce nigdy nie było potrzebne. Chociaż bywało blisko.
Wojna psychochemiczna
Szacuje się, że podczas zimnej wojny Amerykanie i Rosjanie byli o włos od nuklearnego konfliktu aż szesnaście razy. Amerykańskie wojsko ujawniło dwa lata temu tajne plany wojenne z 1959 roku - z dokładnie tych czasów, w których budowano Hutę i schron. Na liście celów do zniszczenia przy użyciu broni atomowej w razie konfliktu z ZSRR znalazło się piętnaście miejsc w Warszawie: lotniska, fabryki, cele militarne i infrastruktura miasta. Umieszczone w schronie pod Hutą instrukcje wskazują, że był on przygotowywany raczej na atak z użyciem broni chemicznej.
Najciekawiej prezentuje się plansza przedstawiająca "wojnę psychochemiczną". Widać na niej wymyślny, prawdopodobnie amerykański samolot, rozpylający nad miastem... LSD. W latach 50. mocarstwa poważnie brały pod uwagę używanie tego narkotyku do "obezwładniania" oddziałów wroga. Władze PRL realnie obawiały się, że NATO może rozpylić nad Warszawą LSD, błyskawicznie biorąc w niewolę mających omamy żołnierzy. Instrukcja nakazywała założenie masek przeciwgazowych, "izolację oszalałych" i oczekiwanie, aż narkotyk przestanie działać.
Wymarłe miejsce
Gdy upadł komunizm i wymuszony sojusz polsko-radziecki został zerwany, strach przed amerykańskim atakiem nagle zniknął. Na początku lat 90. stanowisko kierowania obroną cywilną straciło rację bytu, a jego wyposażenie zaczęło niszczeć. Dziś to tajemnicze miejsce jest niedostępne dla szerokiej publiczności. Najbliższą okazją do jego zobaczenia będzie majowa Noc Muzeów.
Dominik Gadomski
historyk, redaktor portalu tustolica.pl
Stanowisko Kierowania Obroną Cywilną odwiedziłem dzięki uprzejmości firmy ArcelorMittal Warszawa.