Monitoring osiedlowy: strata czasu operatora?
4 grudnia 2012
W czterech miejscach Bielan zawisną kamery monitoringu miejskiego. Mieszkańcy chcieliby jednak kamer także wewnątrz osiedli. Koszt takiego wewnętrznego monitoringu to 8 tys. zł, ale do sieci miejskiej nie można go podłączyć.
- Chcielibyśmy założenia monitoringu na naszych osiedlach i liczyliśmy na podłączenie go do monitoringu miejskiego - mówi radna Joanna Radziejewska, przewodnicząca dzielnicowej komisji bezpieczeństwa i porządku publicznego.
- Zakładanie monitoringu to bardzo dobry pomysł. Statystyki mówią, że w miejscach gdzie działa, liczba wykroczeń spada od 30 do 60 procent. Kamery odstraszają. Nam też ułatwiają pracę - uważa podkomisarz Lech Bielak, zastępca komendanta policji na Bielanach.
- Od dawna doskwierało nam, że w naszych parkach brakuje ławeczek. A brakuje, bo zbierali się na nich ludzie pijący alkohol.
Nadzieje na miejski monitoring okazują się jednak płonne. - Monitoring to faktycznie dobre narzędzie dla policji. Dzięki niemu w tym roku wykryto 20 tys. spraw. Musimy jednak oddzielić otwartą przestrzeń publiczną od osiedlowej. W przestrzeni miejskiej ludzie pozostają anonimowi. Ci nagrywani na osiedlu są rozpoznawalni, bo każdego dnia chodzą tymi samymi drogami. Nie każdemu to odpowiada. Poza tym miasta nie stać na finansowanie takiego monitoringu. W Warszawie mamy blisko 200 operatorów i więcej ich nie będzie. Jedyne wyjście to budowa osiedlowego monitoringu, nazywanego przez nas "wyspowym". Tu nie potrzeba operatora. Jeżeli coś się wydarzy, to będzie nagrane - tłumaczy Jacek Gniadek z Zakładu Obsługi Systemu Monitoringu Miejskiego. - W osiedlach nie dzieje się aż tak wiele. Operator miałby 20 godzin siedzenia na pusto - dodaje.
Monitoring jest potrzebny, ale dzielnica nie sprezentuje go poszczególnym osiedlom. Wspólnoty mieszkaniowe będą kupować kamery za własne pieniądze. Większość chce wprowadzić takie rozwiązanie. Na Młocinach kamery już wiszą.
mac