Ukrainki w Polsce walczą z PTSD. "Mają gorsze wyniki niż kobiety, które zostały"
Kobiety, które uciekły przed wojną z Ukrainy, codziennie zmagają się z kolejnymi wyzwaniami, które przynoszą koszty nie tylko emocjonalne, ale i fizyczne. Choć w Polsce znalazły schronienie, ich zdrowie zapłaciło wysoką cenę. Jak wykazują badania prowadzone przez prof. Annę Shalimovą z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, przewlekły stres związany z wojną i emigracją pozostawia trwały ślad w organizmach tych kobiet, wpływając na ich układ sercowo-naczyniowy.
Eksperci są zgodni, że trauma związana z wojną i wymuszona emigracja to doświadczenia, które wielokrotnie przekraczają zdolności adaptacyjne ludzkiego organizmu, czego skutki medyczne stają się coraz bardziej widoczne.
- Wojna i przymusowa migracja działają jak dynamiczny bodziec stresowy, zmuszający do podejmowania błyskawicznych decyzji i planowania w warunkach emocjonalnego wyczerpania. Późniejsze skutki stresu bywają subtelne, lecz destrukcyjne - wyjaśnia na łamach Medonetu prof. Anna Shalimova, internistka i kardiolożka, która kieruje badaniami nad zdrowotnymi konsekwencjami zespołu stresu pourazowego (PTSD) u ukraińskich uchodźczyń. Według badaczki, pierwsze symptomy obserwowane przez lekarzy to objawy somatyzacji stresu, takie jak nadciśnienie występujące u młodych pacjentek bez wcześniejszych predyspozycji czy problemy sercowo-naczyniowe.
Jak wylicza Medonet, w ramach projektu badawczego realizowanego na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym pod kierownictwem prof. Shalimovej zbadano dotąd 548 kobiet, z których 201 przeszło do drugiego etapu. Badania obejmują szeroki zakres analiz diagnostycznych: od badań krwi i moczu, przez kardiograficzne metody obrazowe, aż po konsultacje psychiatryczne i psychologiczne. Wyniki pozwalają na ocenę długofalowego wpływu PTSD na zdrowie, szczególnie w kontekście funkcjonowania układu sercowo-naczyniowego.
Naukowcy zwracają uwagę na różnice między kobietami, które przyjechały do Polski tuż po wybuchu wojny, a tymi, które dotarły później. - Stwierdziliśmy, że poziom stresu pourazowego oraz podwyższone ciśnienie krwi są najwyższe u kobiet, które przybyły do Polski po pierwszej fali uchodźców - podkreśla badaczka, wyjaśniając, że mniejszy dostęp do wsparcia socjalnego oraz konieczność natychmiastowego organizowania codziennego życia w nowym kraju stanowią kluczowy czynnik stresogenny.
Nie mniej interesujące są dane dotyczące kobiet, które pozostały na Ukrainie. - Wyniki obserwacji naszych współpracowników z Ukrainy wskazują, że wskaźniki stresu i nadciśnienia w tej grupie są niższe niż u emigrantek, mimo że te pierwsze żyją w warunkach ciągłego zagrożenia wojennego. Sugeruje to, że wyzwania związane z przymusową migracją mogą być równie destrukcyjne, co sama wojna - tłumaczy Shalimova.
Projekt badawczy prowadzony w Gdańsku obejmuje również zaawansowane metody diagnostyczne, takie jak analiza mikrokrążenia siatkówkowego oraz rezonans magnetyczny mózgu, które mają pomóc w dokładnym zrozumieniu długoterminowego wpływu PTSD na zdrowie uchodźczyń. Badania te mają również uwzględnić porównania z grupą kobiet, które wyemigrowały do Polski jeszcze przed wybuchem konfliktu zbrojnego.
Podczas swojej pracy nad projektem, prof. Shalimova miała okazję poznać liczne historie kobiet, które w wyniku wojny musiały zmierzyć się z dramatycznymi wyborami i wyzwaniami codziennego życia. Jedna z nich dotyczy uchodźczyni z Mariupola, która przyjechała do Polski z trójką dzieci, najmłodsze miało zaledwie trzy miesiące. Tydzień po przybyciu matka rozpoczęła pracę, by utrzymać swoją rodzinę.
Większość ukraińskich uchodźczyń, które dotarły do Polski, pochodzi z terenów wschodniej Ukrainy. Wiele z nich to osoby wykształcone, jednak bariera językowa i trudności w uznawaniu kwalifikacji zmuszają je do podejmowania gorzej płatnych zajęć. Rosnące koszty życia, obawa o bliskich pozostawionych w ojczyźnie oraz niepewność co do przyszłości stanowią dodatkowe źródła stresu.
Prof. Shalimova, która sama uciekła z Ukrainy wraz z córką tuż po wybuchu wojny, wyznaje, że projekt badawczy, którym kieruje, jest dla niej misją osobistą. - Czułam, że podjęcie tej pracy w Polsce to moje zadanie, mimo że jako lekarka z Ukrainy musiałam przejść przez złożone procedury nostryfikacji dyplomu, co wiązało się z dużym wysiłkiem i koniecznością zdawania egzaminów.
Obecnie, z powodzeniem łącząc role badaczki i praktykującej lekarki, prof. Shalimova kieruje projektem o kluczowym znaczeniu dla zdrowia kobiet, które znalazły się w Polsce w wyniku wojny. Jednocześnie, dzięki swojemu doświadczeniu i zaangażowaniu w życie pacjentek, stara się przywracać im poczucie stabilności i wspierać w procesie adaptacji.
Źródło: www.medonet.pl