Polak przez lata był w Legii Cudzoziemskiej. Mówi, kto nigdy tam nie trafi
Legia Cudzoziemska, dla niektórych synonim twardzieli, którym trudno zapanować. Kapitan Leszek Michalik, który służył w tej formacji przez ponad trzy dekady, w rozmowie dla Onetu, rzuca nowe światło na tę elitarną jednostkę. Przemoc, surowa dyscyplina, a także kary za niesubordynację - to tylko część elementów, które kształtowały codzienność w Legii.
Michalik, prezes Stowarzyszenia Byłych Żołnierzy i Przyjaciół Legii Cudzoziemskiej, trafił do formacji w 1981 roku. W momencie, gdy w Polsce wybuchł stan wojenny, przebywał we Francji. Nie mogąc powrócić do kraju, postanowił spełnić swoje marzenie o służbie wojskowej. Zawsze chciał być żołnierzem, jednak jego duży wzrost uniemożliwił mu służbę w polskim wojsku.
Legia Cudzoziemska, choć kojarzona z twardymi facetami, jest jednostką, która ewoluowała wraz z czasem. Jak podkreśla Michalik, dyscyplina była surowa, a przemoc zdarzała się. Ale sadystyczne podejście było zwalczane i surowo karane. Przykłady? Podoficerowie degradowani za używanie przemocy czy kary pozbawienia wolności za niesubordynację.
Legia Cudzoziemska to jednostka, w której służą ludzie z różnych stron świata, ale przepisy przewidują, że do formacji nie mogą się bezpośrednio zaciągać Francuzi. To muszą być cudzoziemcy. W czasach, gdy Michalik zaciągał się do Legii, większość stanowili "Francuzi" - oficjalnie obywatele Kanady, Szwajcarii czy Belgii.
Mimo surowych wymogów i rygorystycznej dyscypliny Legia Cudzoziemska nie przyjmuje każdego. Jak podkreśla Michalik, jednostka nie zaakceptuje nigdy morderców, pedofili, gwałcicieli czy ludzi związanych z mafią.
Legia Cudzoziemska to miejsce, które kształtuje charaktery. To jednostka, która wymaga od swoich żołnierzy nie tylko siły fizycznej, ale przede wszystkim dyscypliny i posłuszeństwa. To miejsce, które nie toleruje przemocy i sadystycznego podejścia. Ale przede wszystkim, to miejsce, które daje szansę na spełnienie marzeń o służbie wojskowej.
Legia Cudzoziemska, znana z surowego szkolenia i rygorystycznej dyscypliny, daje drugą szansę wielu ludziom, którzy wyszli z więzienia. "Jeżeli te przestępstwa nie wchodziły w kategorię, którą wcześniej wymieniłem, to daje się im drugą szansę", mówi Michalik. Jednak nie każdy kandydat zostaje przyjęty. Michalik opowiada o Niemcu, który podróżował z nim jako kandydat na legionistę, a później został aresztowany przez Interpol za zamordowanie czterech osób w Niemczech.
Michalik opisuje również proces szkolenia w Legii, który trwa cztery miesiące i obejmuje naukę podstawowych umiejętności żołnierza, takich jak marsz, śpiew i strzelanie. Po szkoleniu żołnierze przechodzą marsz białej kepi, trzydniowy marsz na dystansie 120-130 km, który kończy się ceremonią wręczenia białej kepi.
W czasach PRL, służba w Legii Cudzoziemskiej była surowo karana, co skłoniło Michalika do długotrwałego unikania powrotu do Polski. Obecnie, Polacy mogą służyć w obcych armiach, pod warunkiem spełnienia pewnych kryteriów i uzyskania pozwolenia od Ministerstwa Obrony Narodowej.
Mimo że Michalik służył w Legii przez 33 lata i 7 miesięcy, uczestniczył w wielu misjach i został nawet postrzelony przez snajpera w Sarajewie, twierdzi, że nie zajął się tym zawodem dla pieniędzy. "Nie zająłem się tym zawodem dla pieniędzy. W tamtych czasach zarabiałem około 600 franków, na dzisiaj to jest około 90 euro. Te pieniądze naprawdę wystarczały wtedy na jakieś niewielkie wyjścia na miasto. Raz, dwa razy w miesiącu", mówi.
Na pytanie o możliwość wysłania Legii Cudzoziemskiej na Ukrainę, Michalik odpowiada, że taka decyzja będzie decyzją polityczną i będzie musiała być tajna. "Jeżeli będzie decyzja o wysłaniu Legii Cudzoziemskiej na Ukrainę, to pojedziemy z interwencją razem z wojskami francuskimi", mówi. Mimo swojego wieku Michalik twierdzi, że nie zawahałby się wrócić do munduru i walczyć o swój kraj.
Źródło: onet.pl