Carmagedon na niemieckiej autostradzie. Ekspert tłumaczy, dlaczego policja długo nie mogła zatrzymać polskiego tira
W sobotni wieczór niemieckie autostrady A46 i A1 stały się areną niecodziennego zdarzenia, które mogło zakończyć się tragicznie. Kierowca ciężarówki, 30-letni Polak, przejechał około 70 kilometrów, taranując na swojej drodze aż 50 samochodów. W wyniku tego szaleńczego rajdu, który zatrzymał się dopiero po kolizji z pojazdami uwięzionymi w korku, rannych zostało 26 osób, w tym osiem ciężko.
Eksperci od bezpieczeństwa ruchu drogowego, z którymi rozmawiał Onet, są zdania, że kierowca musiał być pod wpływem alkoholu lub środków odurzających. Niemiecka policja, która nadal prowadzi śledztwo, nie wyklucza nagłego ataku choroby psychicznej jako jednej z przyczyn tego niebezpiecznego zachowania.
Łukasz Zboralski, ekspert BRD24.pl, podkreśla, że mieliśmy do czynienia z ogromnym szczęściem w nieszczęściu, gdyż nikt nie zginął na skutek tego zdarzenia. - Kierowców proszono, by w momencie, gdy zobaczą rozpędzonego tira w lusterkach, możliwie zwalniali mu miejsce na drodze i przepuszczali do przodu. Niemiecka drogówka zapewne też zamknęła dojazdy do autostrad, na których szalał tir z Polski. Wszystko po to, by ograniczyć na nich ruch - mówi.
Teorie internautów o możliwym zasłabnięciu kierowcy i kontynuacji jazdy przez nowoczesny pojazd na tempomacie są zdaniem Tomasza, polskiego kierowcy tira, mało prawdopodobne.
- Nowoczesne ciągniki ciężarowe mają wbudowany tempomat adaptacyjny, więc potrafią zahamować przed zbliżającą się przeszkodą. Gdyby ten konkretny zestaw jechał na takim systemie, to komputer tym sterujący nie pozwoliłby uderzać w inne samochody, tylko obniżyłby prędkość pojazdu i ostatecznie go zatrzymał - mówi kierowca.
- Tu mamy do czynienia z pojazdem, który taranował inne samochody i wcale przy tym nie zwalniał. Tir musiał więc być prowadzony przez człowieka, który wciskał gaz do dechy i robił to specjalnie. Trzeba dziękować Bogu, że nikt nie zginął. Nasz rodak naprawdę stworzył na tych autostradach śmiertelne zagrożenie - dodaje.
Źródło: onet.pl