Miłość do Miedzeszyna
5 czerwca 2009
Rodzina była duża, wielodzietna. Było tam dziewięcioro dzieci, Rysio i Renia byli najmłodsi, zaś najstarsi Helena i Stach. Matka pilnowała domu i w nim gospodarzyła, nie pracowała zarobkowo. Całą rodzinę utrzymywał ojciec - budowniczy.
Rysio był rozpieszczonym dzieckiem. Zdarzało się, że budził w nocy ojca, po-płakiwał i prosił "ja chcę na rybki" tzn. by ten poszedł z nim do Falenicy, obejrzeć rybki przy ul. Handlowej. Były tam duże baseny pełne ryb. Mały Rysio lubił je oglą-dać, a ojciec spełniał jego prośby. Gorzej było z jedzeniem. Mały Rysio lubił słody-cze, czekoladki i czasem sam mógł je kupować w sklepie u Żyda nawet bez pienię-dzy - na zeszyt. Rodzice co jakiś czas regulowali rachunek. Najbliższy sklep znaj-dował się niedaleko - przy obecnej ulicy Sarny w kierunku Falenicy, przed kortami tenisowymi, po lewej stronie.
W domu kąpiele odbywały się w blaszanej wannie ustawionej w wydzielonej części kuchni. Wodę grzało się w kociołku na kuchni węglowej. Piec kuchenny był ładnie zdobiony mosiężnymi prętami, haczykami. Miał cztery fajerki i piekarnik. W tym samym blaszanym kociołku gotowało się bieliznę białą, a potem prało się ją na tarze i kilkakrotnie płukało w balii. Potem pościel krochmalono, prasowano, była zawsze śnieżnobiała. Bieliznę suszono na sznurach w ogrodzie.
Pożar
Dom rodzinny przy ul. Kwiatowej spalił się w czasie wojny. Zaraz po wojnie właści-ciele otrzymali z gminy w Falenicy pozwolenie oraz propozycję przeprowadzki z konkretnymi adresami na ziemiach odzyskanych.Tam mogli poszukać dla siebie czegoś zastępczego, odpowiedniego. Matka wraz z najstarszą córką Heleną postanowiły wybrać się do Legnicy, by tam obej-rzeć opuszczoną przez Niemców posesję. Podobało się im to miejsce, ładne obej-ście, dobrze położone, wygodny dom. Chciały się tam przeprowadzić. Niestety oj-ciec był temu niechętny i nie wyraził zgody. Miał tu w Miedzeszynie plac, był bardzo przywiązany do tej okolicy. Uradzono, że pozostaną w Miedzeszynie. I tak pozostali w tym zastępczym (po spaleniu własnego) drewnianym domu, istniejącym do dziś.
Dzieci dorastały i kolejno wyprowadzały się z niego, zakładały własne rodziny. Rodzice mieszkali tu do końca. Wszystkie dzieci wraz ze swoimi nowymi rodzinami przyjeżdżały do rodziców okazjonalnie, z powodu świąt, imienin, a także ot tak, po prostu, by ich odwiedzić. Rodzina bardzo się rozrosła, przybywało wnuków. Wszys-cy mieszkali niedaleko, tylko Helena usadowiła się ze swoją rodziną w Elblągu. I tak było do lat 60-tych XX wieku. Najdłużej mieszkała tu Marysia, siostra Rysia, ale i ona w 1965 r. wyprowadziła się do Warszawy. Mieszkanie po niej przypadło w udziale znów Rysiowi, który po kilku latach przebywania w stolicy, wrócił na jej obrzeże. To był jeden pokój z obudowaną werandą. Taki był początek nowej ro-dziny R. Trwało to kilka lat, aż do otrzymania mieszkania w Warszawie, w Wilano-wie.
Po 18 latach, w 1993 r. R. znów tu się znalazł, by pozostać w Miedzeszynie na zawsze. Jedna z wnuczek ojca mieszka tu ciągle. To oni przedłużają miłość przod-ków do Miedzeszyna, kochają go najbardziej, są tu na co dzień. Ta miłość to sche-da, to spuścizna po rodzicach i dziadkach. Oni przedłużają to, co wybrał przed wielu laty ojciec i dziadek.
Barbara