Mieszkanie dla matki?
23 czerwca 2006
W ubiegłym tygodniu Białołęka żyła artykułem "Gazety Wyborczej" na temat byłej wiceburmistrz Liliany Zienteckiej. Dziennikarze opisali, jak Zientecka, jeszcze jako radna opozycyjnego wówczas AWS, załatwiła swojej matce mieszkanie komunalne.
Sama zainteresowana powiedziała dziennikarzom "Gazety", że rodzina radnej ma takie same prawa, jak każdy obywatel i nie widzi niczego niestosownego w tym, że jej matka otrzymała mieszkanie komunalne. A dostała je w trybie przys-pieszonym. W niespełna rok od złożenia wniosku był przydział. Jak na Białołękę, która niemal wcale nie ma wolnych lokali, tempo było zawrotne. - Brała nas na litość. Mówiła, że przez mieszkanie pod jednym dachem z mamą, mężem i córką rozpadnie się jej małżeństwo - wspomina jeden z radnych.
Były wiceburmistrz Krzysztof Jeż w wypowiedzi dla "Gazety" jest dziś oburzony i mówi, że majątek komunalny trzeba dzielić przy otwartej kurtynie. Dodaje, że nie wiedział, że chodzi o matkę Zienteckiej. - Gdybym wiedział, nigdy bym się na ten przydział nie zgodził - twierdzi.
Nie wierzę byłemu wiceburmistrzowi z SLD, a obecnie radnemu naszej dziel-nicy. Sprawa "mieszkania Zienteckiej" w białołęckim samorządzie znana jest od lat, a inny radny SLD powiedział mi kiedyś, że "skoro Zientecka tak bardzo chciała strzelić sobie samobója, to jej w tym pomogliśmy, wiedząc, że prędzej czy później wykorzystamy to przeciwko niej".
Obecnie w mieszkaniu przy Świderskiej nie mieszka matka dyrektorki biura edukacji. Zajmuje je były mąż Zienteckiej, z którym się rozwiodła. Mieszkania komunalnego nie można bez zgody władz dzielnicy nikomu przekazywać, wynaj-mować, ani w jakikolwiek inny sposób nim dysponować.
Czy Zientecka załatwiła mieszkanie mężowi posługując się matką i w ten sposób rozwiązała swój problem? Prawo i Sprawiedliwość obiecało wyjaśnić oko-liczności postępowania swojej urzędniczki.
Niezależnie od tego, czy PiS ogłosi winę czy niewinność Zienteckiej, omawiana sprawa jest przykładem na niesamowitą wprost bezczelność samorządowców (także tych z SLD, którzy mieszkanie przyznali, by potem na tym skorzystać politycznie), niewyobrażalną pazerność i poczucie bezkarności. Osoba zatrudniona na etacie państwowym, dodatkowo z dietą radnego, w każdym banku dostaje bez problemów kredyt na mieszkanie. No, ale po co go spłacać? Przecież można dostać cztery kąty gratis! A dzieci z domu dziecka na Bohaterów niech sobie poczekają na swój dach nad głową!
Postępowanie Liliany Zienteckiej oceniam jako naganne. Być może jest ona wspaniałym fachowcem od oświaty, jak twierdzą jej przełożeni. Jednak mieszka-niowy występek nie jest wzorem do naśladowania dla młodzieży uczącej się w kilku tysiącach podlegających jej szkół. Zientecka w ogóle nie powinna startować do mieszkania komunalnego, lecz - jak zdecydowana większość mieszkańców Białołęki - wziąć kredyt i kupić.
Marek Horn