Mamuśki organizują kolejne GarażOFFisko
12 października 2012
Zawód? Mama! -tak przedstawiła się Ewa Wójcik, pomysłodawczyni i koordynatorka imprez odbywających się pod hasłem GarażOFFisko.
Jednak opieka nad córką i synem to nie jedyne jej zajęcie. Jest bowiem współorganizatorką spotkań na Białołęce i Targówku, podczas których można pozbyć się z domu zalegających w szafach ubrań, rzeczy leżących na pawlaczach czy bibelotów zbierających kurz na półkach. - Pomysł został podpatrzony z mediów, zresztą sama jestem częstą bywalczynią wszelkich szafingów. Zdecydowałam się na Białołękę, bo po pierwsze tutaj mieszkam, a po drugie - nic się tu nie dzieje. Mam wrażenie, że większość młodych ludzi tylko tu nocuje... Razem z innymi znajomymi mamami, które mają właśnie czas, robimy kolejne GarażOFFiska w obrębie możliwości komunikacyjnych, czyli Białołęka, Targówek, Praga.
Jak wygląda przygotowanie do imprezy? - Zaczyna się od ustalenia dyspozycyjności i wolnego terminu w lokalach, następnie burza mózgów i zapisywanie pomysłów na atrakcje i plakat, i do dzieła - mówi Ewa Wójcik. - Zorganizowanie wszystkiego trwa około 2-3 tygodnie. Z dzieciakami trudniej, ale jakoś się udaje, zwłaszcza że z edycji na edycję jest coraz większe zainteresowanie.
Pozbywanie się zbędnych ubrań to jedno, ale czego jeszcze można się spodziewać po pchlim targu? - Staramy się, aby na każdą imprezę zaprosić mamy, które mimo wychowywania dzieci mają pasje i realizują się również zawodowo: zakładają swoje firmy, robią piękne rzeczy. Dla nich atrakcją samą w sobie jest możliwość wyjścia z domu, zostawienia malucha pod czyjąś opieką, porozmawiania o podobnych problemach przy kawie i kupno za dosłownie grosze czegoś, na co np. nie mogliśmy sobie do tej pory pozwolić. Oprócz ciuchów trafiają się stare lampy, porcelana, kryształy, smoki z tektury - wymienia pani Ewa. - Mam nadzieję zobaczyć rastamana z filcu - taką atrakcję zapowiedziała jedna z uczestniczek. Co więcej, zawsze można spróbować złożyć zamówienie na konkretny przedmiot - nasza strona na Facebooku spełnia rolę tablicy ogłoszeń.
Według organizatorki, frekwencja ze spotkania na spotkanie jest coraz większa. - Zawsze mamy komplet sprzedających, natomiast chętnych na zakupy jest jakieś 150-200 osób. Przybywających pierwszy raz ostrzegam, że ciężko się powstrzymać przed kupowaniem. Idea GarażOFFisk jest taka, żeby pozbyć się rzeczy zbędnych - takich, które leżą w domu i zawadzają. Mieliśmy choćby srebrne łyżeczki, sześć sztuk - zostały sprzedane za 25 złotych. A najzabawniejsze jest to, że ile się zarobiło na sprzedaży, tyle się wydaje na nowe rzeczy. A nawet więcej... Ja ostatnio sprzedałam szlafrok, który leżał w szafie 10 lat i poszedł za 12 złotych. Dużo jest starej biżuterii i ręcznie robionych dodatków, sama często kupuję zabawki, a książki to już nałogowo - na jednej z poprzednich edycji kupiłam wszystkie bajki z dzieciństwa, wydania z lat 60.-80. po 3-7 złotych. Albo kryształową misę na cukierki, taką jak ma mama mojego męża, specjalnie dla niego.
Pani Ewa ostrzega, że wizyty na współorganizowanych przez nią targach są mocno uzależniające. Są już stali bywalcy, którzy nie mogą się doczekać kolejnych spotkań.
W tym miejscu nasza rozmowa z Ewą Wójcik się urwała, ponieważ córka zakończyła ogryzanie wszystkiego w zasięgu małych rączek i zaczęła domagać się nowych wrażeń. Dowiedzieliśmy się jeszcze, że najbliższe GarażOFFisko odbędzie się w barze Aloha przy Świderskiej, w niedzielę 14 października, między 12.00 a 16.00. Kupujący wchodzą za darmo, sprzedający muszą płacić: 15 zł za stoisko (rękodzieło - 25 zł). - Dodatkowo zbieramy książki, ubrania, gadżety i wszystko, czego nie potrzebujecie dla Centrum Pomocy Bliźniemu - dodaje jeszcze pani Ewa i nieodwołalnie wraca do córki.
(wt)