Bar "U Araba" zlikwidowany. Czekali rok na pismo z urzędu
9 marca 2022
Po 33 latach popularny bar na Kępie Potockiej zakończył działalność. Właścicielka Małgorzata Łysakowska mówi wprost: wbrew oficjalnej propagandzie warszawski samorząd nie jest zainteresowany wspieraniem lokalnych firm.
Bar Kępa Potocka, nazywany przez mieszkańców Bielan i Żoliborza barem "U Araba", był w sezonie jednym z najpopularniejszych miejsc w tej części Warszawy. Wizyta w lokalu z 33-letnią historią była stałym elementem spacerów i wycieczek rowerowych nad Wisłą.
- Znam dobrze ten bar - mówi Grzegorz Wysocki, wiceburmistrz Ochoty mieszkający po sąsiedzku. - Zorganizujemy stypę po "Arabie" i zaprosimy na nią prezydenta Rafała Trzaskowskiego.
Bar "U Araba" zamknięty
- Latem grill, zimne piwo, zimą grzaniec i jak pogoda pozwoliła, to łyżwy na zamarzniętym kanałku - wspomina właścicielka Małgorzata Łysakowska. - Obowiązkowe były frytki, bez których dzieci nie wyobrażały sobie wyprawy do Araba. Przez te wszystkie lata mogliście spędzić u nas miło czas, nawiązać nowe znajomości, przyjaźnie, czy odpocząć po ciężkim dniu.
Dlaczego bar został zamknięty? Jak wyjaśnia właścicielka, działa on na terenie dzierżawionym od warszawskiego samorządu po żoliborskiej stronię Kępy Potockiej. Choć lokal działa na rynku od 1989 roku, urzędnicy nigdy nie zdecydowali się na umowę dłuższą, niż trzy lata. Ostatnia wygasała w styczniu ubiegłego roku i bar tradycyjnie wystąpił o jej przedłużenie. Wtedy okazało się, że terenem zainteresowana jest firma z Dziekanowa Polskiego i samorząd zapowiedział ogłoszenie konkursu.
Czekali rok na urzędników
- W początkowej wersji mieliśmy wydać nasz budynek, choć umowa dotyczy samego gruntu, a urząd dzielnicy miał rozpisać konkurs ofert - opowiada właścicielka baru. - Czyli tak: wydajemy nasz własny budynek, żeby oferent mógł wziąć udział w konkursie na grunt dzierżawiony od miasta. Dla nas był to szok, niedowierzanie. Jak to wydać nasz lokal, po tylu latach?
Małgorzata Łysakowska postanowiła wystąpić o dzierżawę na dziesięć lat, co przewidywały nowe przepisy wprowadzone przez Radę Warszawy. Następnie umowa została tymczasowo przedłużona o kilka miesięcy. We wrześniu bar stracił tytuł prawny do gruntu, przez co stracił również koncesję na sprzedaż alkoholu. Mijały kolejne miesiące, a urzędnicy nie odpowiadali w sprawie dziesięcioletniej dzierżawy. Odpowiedź nie dotarła przez cały rok.
"Wspieranie biznesu" w praktyce
- Zrezygnowani zamykamy bar - pisze właścicielka. - Cały okres pandemiczny był trudny dla wszystkich przedsiębiorców, a nasz nie tylko trudny, ale bardzo niepewny. Każdy mógł się ubiegać o zniżkę w opłatach. My, jako że byliśmy na tzw. bezumownym, nie pracując, musieliśmy ponosić pełne opłaty za dzierżawę gruntu: niespełna 10 tys. zł. Jeśli pomnożymy to przez ostatnie miesiące, to robi się duża kwota. Nie pracując. Mamy ogromny żal do władz Warszawy, że nie chronią małych, lokalnych przedsiębiorców.
Stan epidemii, totalna bezczynność czy celowe działanie? Małgorzata Łysakowska nie kryje rozczarowania postępowaniem urzędników. Nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego przez ponad rok nikt nie odpowiedział na jej pismo a samorząd nawet nie próbował wspomóc lokalu działającego od 33 lat. Sytuacja była tak stresująca, że właścicielka przeszła udar i nie odzyska już pełnej sprawności. Nieczynny bar wciąż ma do uregulowania dużą kwotę na rzecz samorządu.
Czekamy na wyjaśnienia ratusza w tej sprawie.
(dg)