Układanka. Teoria gier
autor: | Natalia Nowak-Lewandowska |
wydawnictwo: | Replika |
wydanie: | Zakrzewo |
data: | 27 lutego 2018 |
forma: | książka, okładka miękka ze skrzydełkami |
wymiary: | 130 × 200 mm |
liczba stron: | 352 |
ISBN: | 978-83-7674666-1 |
Obojętność i pasja, lojalność i zdrada, miłość i morderstwo - to wszystko znajdziecie w Układance.
Natalia Nowak-Lewandowska udowodniła, że w pisaniu kryminałów jest tak samo dobra jak w pisaniu powieści obyczajowych. Jej Układanka intryguje, zachwyca i pochłania czytelnika, wzbudzając apetyt na więcej. Już nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
Hanna Greń,
pisarka
Natalia Nowak-Lewandowska stworzyła doskonały kryminał, który od pierwszych stron wciąga jak wir, a powietrze pozwala zaczerpnąć dopiero na ostatniej stronie. Świetnie wykreowane postacie, ogrom emocji, zabójcza zagadka i napięcie wypełniające czytelnika od stóp do głów - oto nowa odsłona Natalii Nowak-Lewandowskiej. Wirtuozi polskiego kryminału - róbcie dodatkowe miejsce obok siebie!
Ania Makieła,
W Lesie Murckowskim przypadkowy spacerowicz znajduje kości. Eksperci potwierdzają, że są to ludzkie zwłoki. Rozpoczyna się pierwsze śledztwo Julianny Różańskiej, dziennikarki lokalnej gazety, która ma za sobą trudną przeszłość - uzależnienie od narkotyków i śmierć ukochanego. Jakub - jej brat bliźniak - jest policjantem, dzięki czemu Julianna zawsze pierwsza otrzymuje informacje o ciekawych zdarzeniach w ich regionie.
ROZDZIAŁ 1
Zimna klatka schodowa bloku, który został wybudowany w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku, była rozświetlona jedynie przez przydymioną i brudną żarówkę. Na podłodze pomiędzy ostatnim piętrem a strychem siedzieli młodzi ludzie, których sylwetki rzucały cienie, wydłużające się pod wpływem nikłego światła. Mężczyzna, mniej więcej dwudziestopięcioletni, miał na sobie zniszczone spodnie, które w latach swojej świetności były koloru granatowego. Teraz przetarcia na kolanach były niemalże błękitne, a materiał tak cienki, że było tylko kwestią czasu, kiedy pojawią się na nim dziury. Czarna kurtka, z której gdzieniegdzie wychodziło poliestrowe wypełnienie, była mocno przybrudzona i biła od niej przykra woń stęchlizny.
Niespokojne niebieskie oczy wpatrywały się w kobietę siedzącą obok. Była niewysoka, o ciemnych włosach, które kiedyś swoją barwą przypominały gorzką czekoladę, a dzisiaj całkiem zmatowiały i wisiały po obu stronach wychudzonej, zapadniętej twarzy. Nie
była piękna, teraz nawet nie była ładna, ale miała niesamowite oczy. Duże i tak ciemne, że źrenice były niemalże niewidoczne.
Byli jak ogień i woda - on błękitnooki blondyn, ona czarnooka brunetka. Zawsze razem, zawsze trzymający się za ręce, zawsze dbający wspólnie o swoje potrzeby.
Mężczyzna puścił dłoń kobiety i zaczął grzebać w kieszeni kurtki. Po chwili wyjął z niej strzykawkę, łyżeczkę i zapalniczkę. Drżącymi dłońmi wysypał na łyżeczkę niemal idealnie biały proszek i zaczął go podgrzewać. Kiedy ten się rozpuścił, napełnił płynem strzykawkę i uśmiechnął się do kobiety.
- Mam dla nas coś wyjątkowego - powiedział Szymon i podał Juliannie strzykawkę. - Konrad zapewniał, że to najlepszy towar w mieście.
Julianna wyciągnęła przed siebie trzęsącą się rękę, ujęła w dwa palce strzykawkę i podniosła do góry. Światło z pożółkłej żarówki nadało cieczy niemal czarną barwę. Poruszała palcami, przesuwając strzykawkę raz w górę, raz w dół, i przyglądała się, jak płyn przelewał się po małej przestrzeni.
- Julka - powiedział niewyraźnie Szymon - to dla ciebie. - Dotknął nogi dziewczyny, ale nie poczuła jego dotyku, była zbyt zafascynowana ciemną barwą płynu. Mętne oczy chłopaka patrzyły na nią z wiernym oddaniem, ale ona pozostawała skupiona na czynności, którą wykonywała.
Powoli opuściła rękę i zaczęła miarowo zaciskać i luzować dłoń. Poszukała żyły, gdzie jeszcze udałoby się
zrobić zastrzyk, a kiedy znalazła, wbiła się w nią i powoli nacisnęła tłok strzykawki.
Szymon wyciągnął ku niej rękę i powiedział:
- Teraz ja.
Julianna powoli wyciągnęła igłę z żyły i podała chłopakowi. Zachłannie chwycił opróżnioną w niewielkiej części strzykawkę i szybkim ruchem wbił w swoje przedramię. Nacisnął tłok i opróżnił pojemnik. Julianna przyglądała się scenie spod przymkniętych powiek i na jej twarz wypłynął delikatny uśmiech.
Jak w zwolnionym filmie widziała Szymona siedzącego na podłodze, widziała, jak zamknął powieki i wolno oddychał. Nie wiedziała, jak długo mu się przyglądała, może tylko kilka minut, a może kilka godzin. Miała wrażenie, że czas stanął w miejscu, a ona patrzyła na niego nieustannie. W pewnej chwili zarejestrowała, że mężczyzna osunął się po ścianie i zaczął bardzo ciężko oddychać. Chciała wstać i podejść do niego, ale nie potrafiła wykonać żadnego ruchu, jej ciało zupełnie nie reagowało na to, co się wokół niej działo. Wszystko odbywało się w zwolnionym tempie, każdy oddech wydobywający się z jej płuc był płytszy od poprzedniego. Obraz przesuwający się przed oczami tracił kształt, wszystko rozmywało się i stawało coraz ciemniejsze.
Słyszała jakiś niewyraźny głos, który wołał ją po imieniu.
- Julka, Julka... - Głos oddalał się i przekształcał w niezrozumiały szept.
Tuż za sobą, po prawej stronie, poczuła gorący oddech i nieznajomy głos powiedział wyraźnie:
- Juuulkaaa...
Szarpnęła się na łóżku i gwałtownie usiadła, zrzucając z siebie cienką kołdrę. Ukryła twarz w dłoniach i ciężko oddychała. To tylko sen, to tylko cholerny, pieprzony sen! Odgarnęła ciemne włosy z czoła, rozejrzała się po pomieszczeniu i machinalnie obciągnęła rękawy bluzy piżamy. Podniosła kołdrę z podłogi i szczelnie się nią okryła, tworząc wokół siebie bezpieczny kokon. W nogach łóżka ułożył się czarny labrador, posapując i moszcząc się wygodnie. Przez krótką chwilę poczuła się lepiej, kiedy ciepło psiego ciała otuliło jej stopy, by już za moment każdą komórką organizmu doświadczać zżerającego od środka poczucia winy i niechęci do siebie. Nienawidziła się za to, kim była, kim się stała i do czego dopuściła.
Zegar wiszący na ścianie wskazywał kilka minut po trzeciej w nocy. Miała jeszcze trzy godziny, choć dobrze wiedziała, że już nie uśnie. Patrzyła pustym wzrokiem w okno i na nowo odtwarzała sen, który przecież znała doskonale i który od lat ją prześladował. To się nigdy nie skończy.
Kiedy wreszcie odezwał się dźwięk budzika, Julianna już od godziny była na nogach. Wzięła letni prysznic, który był najlepszym lekarstwem na demony z przeszłości. Teraz piła drugą kawę i przeglądała maile, zapisując w notesie najważniejsze sprawy do załatwienia od rana. Czerstwy na ósmą zwołał kolegium redakcyjne,
do tego czasu chciał mieć zarys materiałów przydzielonych dzień wcześniej. Julianna była przygotowana, teraz tylko wystarczyło sprawdzić, czy konspekt nie zawiera jakichś błędów. Kiedy po godzinie wychodziła z mieszkania, była gotowa na kolejny dzień wytężonej pracy w redakcji gazety ,,Śląskie Nowiny".
Wychodząc z klatki oznaczonej numerem 13, rozejrzała się bacznie dookoła. Pies obwąchiwał mur budynku, w którym mieszkali. Jak zwykle o tej porze okoliczni mieszkańcy spieszyli się do swoich miejsc pracy i szkół. Nic nadzwyczajnego się nie działo, ale Julianna zawsze sprawdzała uważnie ulicę św. Anny. Stwierdziwszy, że nic nie odbiega od normy, otworzyła drzwi od strony pasażera, wpuściła psa na miejsce i czule pogłaskała po głowie. Następnie obeszła samochód i wsiadła do środka. Wysłużony ford ka wymagał wizyty u mechanika, jeśli nie zmiany na nowszy model, ale Julianna na pierwsze nie miała czasu, a na drugie pieniędzy. Pomimo że trwało lato, było zimno i deszczowo, więc tym bardziej doceniała swój mały samochód, który może i nie miał oszałamiającego wyglądu, ale świetnie sprawdzał się w niesprzyjających warunkach pogodowych. Również możliwość parkowania na niewielkich fragmentach wolnej przestrzeni była jego ogromną zaletą.
Wrzuciła na tylne siedzenie brązową torbę z komputerem i notatkami, zatrzasnęła drzwi za sobą i uruchomiła silnik. Za każdym razem, kiedy wykonywała tę prostą czynność, miała duszę na ramieniu i bardzo liczyła na to, że i tym razem samochód jej nie zawiedzie.
Kiedy silnik zaskoczył, odetchnęła z ulgą i wyjechała na ulicę Szopienicką.
Każdy dzień Julianny Różańskiej wypełniony był po brzegi. Brała na siebie więcej obowiązków, niż powinna, ale inaczej nie potrafiła. Tylko dzięki temu funkcjonowała, choć Mateusz niejednokrotnie miał o to do niej pretensje. Zbywała je wzruszeniem ramion i z uporem powtarzała te same słowa - taka praca.
Kiedy dotarła do Chorzowa, gdzie mieściła się redakcja ,,Śląskich Nowin", było już późno. Zaparkowała krzywo, ale nie przejęła się tym i pobiegła z psem u boku do wejścia. Stary zdecydowanie nie tolerował spóźniania się na kolegia.
Wpadła w ostatniej chwili i usiadła na pierwszym wolnym krześle. Falko położył się obok, przyzwyczajony do przebywania w redakcji, a Julianna powiodła wzrokiem po twarzach kolegów zebranych w pokoju. W sumie ich lubiła, ale nie nawiązywała z nikim bliższych relacji, nie chodziła na imprezy redakcyjne, nie spotykała się na kawie czy piwie po pracy, nie angażowała w żadne znajomości poza biurem.
Po prawej stronie siedział Bartek Kaźmierczak, młody i przebojowy dziennikarz, jak zwykle z nosem w telefonie. Podniósł na chwilę głowę, kiedy Julianna wchodziła do pokoju, kiwnął do niej i wrócił do przerwanego zajęcia. Był bezkompromisowy, nie bał się konsekwencji napisania kontrowersyjnego artykułu i Różańska go lubiła, właśnie za tę waleczność i przebojowość.
Na wprost Julianny siedzieli Grażyna z Przemkiem,
coś szeptali do siebie, ale przerwali, kiedy weszła do sali. Uśmiechnęli się do niej niepewnie i kobieta miała wrażenie, że znalazła się w centrum zainteresowania redakcyjnych kolegów. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Nieznacznie wzruszyła ramionami do swoich myśli. Obciągnęła tylko mocniej rękawy bluzki.
Drzwi otworzyły się gwałtownie i wszedł Bogumił Czerstwy, nazywany Starym. Mężczyzna był po pięćdziesiątce, z przerzedzonymi włosami i ciemnymi obwódkami wokół oczu. Rzucił na stół kartki z wydrukami i usiadł na krześle, które jęknęło pod jego ciężarem.
- Witam państwa - powiedział i powiódł zmęczonym wzrokiem po zebranych. - Od razu zaczynamy, bo nie ma czasu na pierdolety. Bartek? - zwrócił się do młodego dziennikarza. - Co masz dla mnie?
Bartek poprawił się na krześle i zerknął na leżące przed nim kartki.
- Mam konspekt artykułu o śmieciach wywalanych przez ,,Mięsopol". Oczywiście właściciel, Wiktor Muszyński, się wypiera, twierdzi, że poda nas do sądu za oszczerstwa, ale zdobyłem zdjęcia, jak pracownicy wyrzucają w lesie odpady. Smród będzie się ciągnął za nimi latami, i to gorszy, niż mają na co dzień w zakładzie.
Czerstwy kiwnął głową z aprobatą.
- Dobrze, wiesz, co masz robić - powiedział. - Może uda ci się pogadać z byłymi pracownikami, bo na obecnych bym nie liczył. Tylko nie przewal tego, to może być potężna afera. Grażyna? - zwrócił się do kobiety, która przysłuchiwała się rozmowie.
- Tak - powiedziała, prostując się na krześle. - Jadę na sesję rady miejskiej, ale z tego co wiem, nie są planowane żadne kluczowe uchwały, więc raczej spokój.
Czerstwy ponownie kiwnął głową. Zapisał coś na swoich kartkach i spojrzał na Nowakowskiego. Nie przepadał za młodszym kolegą, uważał, że facet nie ma serca do dziennikarstwa, za to ma nadmierne ego, co zdecydowanie nie było potrzebne w tym fachu.
- Przemek?
- Wybieram się do dilera samochodowego.
- Coś godnego uwagi? - Czerstwy nie potrafił wyzbyć się z głosu sceptycyzmu.
- Ponoć facet handluje kradzionymi autami, może uda mi się czegoś dowiedzieć.
Czerstwy westchnął i spojrzał krytycznie na Nowakowskiego.
- I myślisz, że tak zwyczajnie podejdzie i zapyta: panie, chcesz pan samochód po niższej cenie, kradziony? I skąd w ogóle masz takie informacje? - Bogumił Czerstwy miał ochotę postukać się palcem w czoło, ale pohamował odruch.
Przemek zaczął się wiercić na krześle i chrząknął.
- No, mam... od informatora - powiedział niepewnie.
- Daj sobie spokój, to pewnie jakaś lipa - powiedział stanowczo przełożony. - Pojedziesz na spotkanie zarządu GKS-u, szykuje się ponoć jakiś transfer, chcę wiedzieć kto, za ile i kiedy. - Czerstwy wstał energicznie z krzesła, czym obudził śpiącego obok Julianny Falka.
Przemek westchnął. Wiedział, że dalsza dyskusja z naczelnym nie ma żadnego sensu. Nowakowski nie był fanem sportu, a już zdecydowanie nie lubił piłki nożnej. Miał wrażenie, że Stary robił to specjalnie, jakby nie wierzył, że poradzi sobie z poważniejszym tematem, a jemu marzyła się pierwsza strona, z artykułem, który zostanie zauważony przez prasę ogólnokrajową. Miał ambicje, aby się wybić, pójść dalej, nie chciał przecież wiecznie siedzieć w lokalnej gazetce, która miała niski nakład i mało reklamodawców, a tematy z reguły dotyczyły jakichś lokalnych bzdetów. Zmełł w ustach przekleństwo i kiwnął głową.
- Julka? - rzucił Czerstwy, patrząc na Różańską. - Co masz dla mnie?
Julianna spojrzała szefowi prosto w oczy i powiedziała:
- Kończę zbieranie materiałów o nauczycielce z podstawówki w Czeladzi, myślę, że najpóźniej za dwa dni będę miała pierwszy szkic artykułu.
- Są dowody na to, że znęcała się nad dzieciakami?
- Dzieciaki powoli puszczają farbę, może rodzice będą chcieli ze mną rozmawiać, po południu jestem umówiona na spotkanie z jednym z nich.
- Najlepiej, gdyby udało ci się porozmawiać z dzieciakami.
- Szefie, ale mówmy o realiach, okej? Ja wiem, że tak by było najlepiej, ale przecież nie zmuszę małego gnojka do rozmowy, poza tym wątpię, żeby rodzice się zgodzili.
- Wytłumacz im, że dzięki takiemu materiałowi jest szansa na to, żeby ta kobieta poniosła karę...
Julianna weszła Czerstwemu w słowo.
- Z całym szacunkiem, szefie, ale ja nie potrzebuję porady.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Naczelny zdawał sobie sprawę, że Różańska da radę, zna się na robocie jak mało kto, ale nie mógł pozwolić, żeby się tak do niego odnosiła, szczególnie przy innych podwładnych.
- Dzisiaj chcę szkic - stanowczy głos Czerstwego nie przestraszył Różańskiej.
- Jutro rano. - Julianna mocniej zacisnęła palce na długopisie. Falko, wyczuwając nastrój swojej opiekunki, podniósł głowę i przypatrywał się kobiecie brązowymi ślepiami. Machinalnie opuściła dłoń i dotknęła psiej głowy.
- O ósmej rano na moim biurku. Do pracy!
Julianna zebrała kartki ze stołu w pokoju konferencyjnym i schowała je do torby. Podniosła się z krzesła, ujęła psią smycz i przeszła do swojego biurka. Wyciągnęła laptopa i uruchomiła. Gwar panujący w redakcji uspokajał ją, w przeciwieństwie do ciszy, która miała na nią destrukcyjny wpływ. Mieszkała sama, więc ciszy miała pod dostatkiem. Właśnie wtedy wracały do niej wspomnienia, których wolała nie pamiętać. Pomimo upływu wielu lat przeszłość bolała tak samo i wciąż powodowała poczucie winy i wstręt do siebie.
Julianna wielokrotnie zastanawiała się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby kiedyś podjęła inne decyzje, gdy
by nie pociągnęła za sobą dobrego i pomocnego człowieka. On tylko chciał jej pomóc, wyrwać ją z gówna, w którym się znalazła, a jak ona mu się odwdzięczyła? Odebrała mu to, co miał najcenniejszego. Odebrała mu jego życie.
Dzwoniący telefon przerwał jej ponure rozmyślania. Zerknęła na wyświetlacz i westchnęła z rezygnacją. Nie miała teraz ochoty na tę rozmowę, ale wiedziała, że nie może odrzucić połączenia.
- Cześć - powiedziała do słuchawki, starając się, aby jej głos brzmiał spokojnie i w miarę przyjaźnie.
- Myślałem o tobie cały wczorajszy wieczór. - Niski tembr głosu Mateusza rozlał się przyjemnym ciepłem po jej ciele.
- Mateusz... - Znowu sytuacja była niezręczna i ponownie nie wiedziała, co mogłaby mu na to odpowiedzieć. Tak bardzo nie lubiła, kiedy stawiał ją w takiej sytuacji.
- Julka, przecież wiesz... - powiedział znękanym głosem.
- Wiem, Mateusz, wiem - odpowiedziała. - Jestem teraz w pracy, nie bardzo mogę rozmawiać.
- Jasne. - Mężczyzna nie potrafił ukryć żalu w głosie. - Widzimy się wieczorem?
- Tak, przyjedź o dziewiętnastej.
- Kocham cię, Julka - powiedział, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, tylko westchnął i rozłączył się.
Julianna pokiwała głową. To zawsze wyglądało tak samo. Ich rytuał, schemat, w którym za każdym razem
powtarzali swoje role - ona milczała, a on niezmiennie czekał i miał nadzieję.
Odłożyła telefon i zerknęła na psa śpiącego przy jej krześle. W tej relacji wszystko było proste i nieskomplikowane. Zawsze wiedziała, że jest obok i nie wymaga niczego poza miską jedzenia, spacerami i od czasu do czasu odrobiną pieszczot. Wzruszyła ramionami i powróciła do pracy. Jak dalej będzie tak rozmyślać, to z pewnością nie zdąży z artykułem do jutra.
Na sąsiedniej półce
-
[ książka ]JokerNatalia Nowak-Lewandowska
-
[ książka, e-book ]MiasteczkoNatalia Nowak-Lewandowska
-
[ książka, e-book ]Nasze własne piekłoNatalia Nowak-Lewandowska
-
[ e-book ]PionkiNatalia Nowak-Lewandowska
-
[ książka ]Pionki. Teoria gierNatalia Nowak-Lewandowska
-
[ e-book ]UkładankaNatalia Nowak-Lewandowska
-
[ książka, e-book ]PozornośćNatalia Nowak-Lewandowska
-
[ książka ]Cienie dawnych grzechówMichał Śmielak, Mieczysław Gorzka
-
[ książka, audiobook, e-book ]Koszmary zasną ostatnieRobert Małecki
-
[ książka, e-book ]W głuszyJustyna Jelińska
-
[ książka ]ObserwatoriumJarosław Szczyżowski
-
[ książka, e-book ]Droga wstyduPascal Engman, Johannes Selaker
LINKI SPONSOROWANE