REKLAMA

mazowsze BO 2025 1mazowsze BO 2025 2mazowsze BO 2025 0

Spalona za czary. Historia Triny Papisten

nowość
autor: Patrycja Pelica
wydawnictwo: Replika
wydanie: Poznań
nowość: 12 sierpnia 2025
forma: książka, okładka miękka ze skrzydełkami
wymiary: 145 × 205 mm
liczba stron: 336
ISBN: 978-83-6836481-1

Na początku XVII wieku w Słupsku opętanym żądzą polowania na czarownice spalono na stosie osiemnaście kobiet - diablich służek, wiedzących... Jedną z nich była Katarzyna Zimmermann zwana Triną Papisten. Poznajcie jej historię.

Trina to poczciwa kobieta, która zajmuje się zielarstwem. Swoją wiedzę wykorzystuje do pomagania innym ludziom. Mieszkańcy nie będą jednak pamiętać o jej dobrych uczynkach, gdy w ich okolicy zaczną pojawiać się plagi. Bez skrupułów zaczną obwiniać Trinę o rzucanie uroków i klątw. Zielarka nie przejmuje się gadaniem ludzi i dalej stara się dzielić swoją wiedzą, między innymi z młodziutką Emmą, której matka potrzebuje leczenia. Nowo zawarta przyjaźń, a także miłość Katarzyny i jej męża Andreasa zostaną wystawione na próbę, gdy bohaterkę oficjalnie oskarżą o czary.

Do czego może doprowadzić nienawiść? Czy Trinie uda się uniknąć Baszty Czarownic, w której czeka na nią tylko cierpienie?

CZAROWNICE - były żonami, gospodyniami, niańkami, zielarkami, znachorkami. Ginęły, bo były mądrzejsze i wiedziały więcej niż inni.

Fragment

Prolog

1651

- Przesuń się, sąsiedzie! Ja też chcę popatrzeć, jak wiedźmy przypiekają!

Szły powoli, jakby ich nogi zesztywniały od tygodni spę­dzonych w baszcie. Żyły tam jak w ciemnej norze, w brudzie i strachu. Bertha z daleka wyczuwała, że cuchną ziemią i lę­kiem. Podest skrzypiał cicho pod każdym ich krokiem, skoł­tunione włosy prawie zasłaniały twarze, ale Bertha domyśla­ła się, co można z nich wyczytać. Strach. Wszechogarniająca panika. Paraliżujący lęk. Obłęd. Dwórki księżnej Anny de Croy, Runga i Scholastyka, popadły ze strachu w obłęd. A kto się boi, nie jest już sobą. Staje się niewolnikiem lęku. I nie chce już nic, nawet żyć, byle zakończyć błędne koło tortur i fałszywych oskarżeń. Dlatego ten, kto się boi, przyzna się do wszystkiego. Nawet do tego, czego nie zrobił.

Może zwłaszcza do tego.

Obie ze zwieszonymi głowami wyznały już, mamrocząc poranionymi wargami, listę swoich win. Recytowały je jak pacierz, przerywając jedynie, by odpowiedzieć na pytanie sędziego. Zawsze twierdząco, zawsze tak jak chciał tłum.

- Tak, widywałam się z diabłem - krzyknęły z początku cicho, zaraz jednak krzyk zaczął przechodzić we wrzask. - Tak, sprowadziłam na sąsiadów zarazę! Tak, jestem skalana i zła, tak, oczyśćcie mnie z grzechów! Choćby ogniem...- kończyły już z rezygnacją, jakby dopiero teraz dotarło do nich, że nie ma już ratunku i że wyrok zapadł.

Bertha bała się tego oczyszczenia i tego, co z nimi zrobią. Pierwsza, Scholastyka, była tak blada, że niemal przeźroczy­sta: wydawała się wycięta z papieru. Druga, Runga, miała rude włosy w tak intensywnym odcieniu, że trudno je było z czymś porównać. Nie były rdzawe jak cynamon czy spęka­na ziemia, ale krwiście czerwone jak wino, którego służący właśnie dolewał sędziom. Mieszczanie od dawna szeptali, że Runga jest czarownicą, choć podobno plotki te wyszły od parobków, którym zamiast całusa, krewka dwórka dawała po gębach. Teraz jej twarz była równie czerwona jak włosy, przez co nie dało się zauważyć innych śladów.

Ale Bertha widziała. Każde zadrapanie, otarcie, siniak.

Kat gładził wypolerowaną rękojeść miecza jak dłoń uko­chanej. Ostrze sięgało mu od uda do ziemi: gdyby postawić je równo, przewyższyłoby niejedno dziecko przyniesione tu, by oglądało egzekucję z ramion rodziców.

- Kiedy grzesznik żyć już nie ma prawa, wtedy go gło­wy kata miecz pozbawia - wyrecytował, szczerząc zęby w uśmiechu, na co zebrana gawiedź odpowiedziała zgodnym rechotem. To ci dopiero okaz, i kat, i kuglarz w jednym, i po­wiesi, i zabawi, jeśli trzeba. Zaraz jednak wesołość uciekła z twarzy mistrza, gdy wskazał na dwie skazane. - Ale nie dla takich miecz!

- Nie dla takich! Na stos!

Setki rąk, głodnych jak płomienie, chwytały służki księż­nej za ramiona i postrzępione sukienki. Lada chwila, a roze­rwą je na strzępy. Może dlatego sędzia dał knechtom znak, by stanęli po obu stronach skazanych niczym straż przy­boczna. Pancerze żołdaków lśniły jak powierzchnia wody. Pod ich nogami, jak wścibskie szczeniaki, kręciły się dzie­siątki dzieci. Brudne potomstwo pijaczków, ale i mieszczan. Bertha naliczyła ich więcej niż na festynie czy jakimkolwiek odpuście. Ojcowie sadzali je na ramionach, matki wskazy­wały palcem na czarownicę.

- Patrz! To ta plugawa wiedźma!

Do procesu obie były uznawane za najpiękniejsze w Stolp, ba!, w całej Pomeranii. Teraz nagle stały się wstrętne, obrzy­dliwe, plugawe. Oburzenie podchodziło Bercie do gardła jak żółć. Najchętniej krzyknęłaby, że sami są plugawi, ale wypo­wiedzenie tego byłoby jak wyrok. Tymczasem obie przyjaciół­ki minęły ją w asyście straży. Gdyby wyciągnęła dłoń, mogłaby ich dotknąć.

Szmery się nasiliły.

- Chciały otruć księżną! Ugryzły dłoń, która je karmiła!

- Niewdzięcznice! Morderczynie! Wiedźmy!

- Szatańskie dziewki!

- Sługi diabła!

- Zbaw nas, Panie, od czarownic!

Pojawiła się księżna, jakby czekała na kulminacyjny mo­ment, gdy nikt już nad sobą nie panował; cała w czerni, jak nienaturalnie wielki kruk. Deski podestu skrzypiały pod każdym z jej powolnych kroków w rytmie raz-dwa. Osia­dła w Stolp po śmierci męża, z synem jedynakiem. Miasto zawdzięczało jej dźwignięcie po wojnie trzydziestoletniej ze spustoszeń, które zostawili tu Szwedzi. Anna de Croy pochodziła z potężnego rodu Gryfitów, który rozrósł się jak wiekowe drzewo - i jak drzewo na jej oczach zaczął też usychać. Krewni umierali nagle i szybko, nie pozostawiając następców, a wszystko - jak szeptano - za sprawą Sydonii. Panna von Borck, jeszcze w czasach młodości Anny, zako­chała się w jednym z jej gryfickich krewnych, wuju Erneście Ludwiku. Byli zaręczeni i zdawało się, że nic im nie stanie na drodze do szczęścia. Jednak ojciec Ernesta nie takiej żony chciał dla syna.

- Nie spotkamy się więcej. - Ernest Ludwik ostatni raz wyszedł na spotkanie z Sydonią.

- Nie kochasz mnie?

- Moja miłość nie ma tu nic do rzeczy. Nie poślubię cię, Sydonio.

- Nie zostawiaj mnie. Jak ja będę bez ciebie żyć?

Nie uległ jej prośbom ani łzom, kiedy więc znów spojrza­ła mu w oczy, nie patrzyła na niego jak zakochana. Raczej jak śmiertelny wróg.

- Zniszczyłeś mi życie, więc ja zniszczę twoje. Nie minie pół wieku, a twój ród wymrze!

I nawet ścięcie Sydonii, a następnie spalenie jej ciała nie zatrzymało klęsk, które zaczęły nagle spadać na pomorską dynastię. Od tego czasu Gryfici zaczęli umierać, a Anna de Croy uwierzyła w czarownice. W młodości wyśmiałaby za­pewne naiwną wiarę w czary i uroki, ale im bardziej ubywało jej sił, tym mocniej czuła, że dzieje się coś złego, jakby gęsta, niewidzialna sieć oplatała Słupsk, mury miejskie i wieże ko­ściołów. Jakby na jej ziemi mnożyło się zło, nad którym nie miała kontroli.

Dlatego też, gdy z dnia na dzień zmogły ją potworne bóle głowy, od razu się domyśliła wiedźmich sztuczek. Zaczęła uważniej przyglądać się tym, których miała najbliżej. Ku­charki, pomywaczki, służące... Zwłaszcza te ostatnie. Dwie najstarsze, Scholastyka i Runga, zwróciły jej uwagę. Nagle ich szepty wydały się podejrzane, ich wzajemne kończenie za siebie zdań zastanawiające. A gdy odkryła, że znikają no­cami, połączyła wszystko jak punkty na kole do wyszywania - i nie miała już wątpliwości, że to te dwie. To one musiały podać jej zaczarowany, zatruty napój.

Anna powoli wspięła się na swoje miejsce. Uniosła pod­bródek i zastygła w bezruchu, tylko jej wąskie oczy śledzi­ły najmniejsze poruszenie. Szeptano, że lepiej do niej nie podchodzić. Jak do ognia. W ciemnej wdowiej sukni, jakie nosiła od trzydziestu lat, z włosami skręconymi w miękkie loki zdawała się wyglądać idealnie. Bertha jak nikt wiedziała jednak, że to tylko pozory, księżna była jak piękna fasada rozpadającego się budynku. Sama malowała bielidłem głę­bokie bruzdy na jej policzkach. Sama wkładała perukę na prawie łysą czaszkę. Wiedziała tylko ona. I jej przyjaciółki. Przypomniała sobie ich nagie ciała w świetle księżyca, gdy nocami kąpały się we trzy w stawie leżącym w letniej po­siadłości de Croy. Teraz były sine, czerwone, brudne. Palce, którymi wyszywały, miały zmiażdżone. Stopy, które niosły je do tańca, były dziwacznie wykręcone. Jej przyjaciółki. Jej dziewczyny. Kat, który pełnił zarazem rolę zamkowego cyru­lika, znał aż za dobrze kobiece ciała. Wiedział gdzie uderzyć, by zabolało najmocniej. Runga i Scholastyka nie przyzna­wały się jednak, mimo że miażdżono im palce i wyrywano barki ze stawów. Nawet wtedy, gdy kropla po kropli wlewano im do ust roztopiony ołów. Wtedy przecież nie mogły już mówić. W skowycie, który czuwająca Bertha słyszała nocą, rajcy usłyszeli przyznanie się do winy. Ona słyszała jedynie rozpaczliwy jęk.

I tak znalazły się na Radebergu, miejscu straceń, gdzie jedni spluwali przez lewe ramię, a drudzy żegnali się raz po raz. Deski podestu skrzypiały, powróz kiwał się na wietrze. Pachniało maciejką, cuchnęło strachem. Księżna ocierała twarz wilgotną od potu, nie od łez. Wiadomo - służące są jak meble. W każdej chwili można je zastąpić kimś innym. Bertha obejrzała się na miasto, na ostrą iglicę kościelnej wie­ży, wyrastającą nad szachownicą nieregularnych domostw i spiczastych dachów. Uczepiony jej ściany zegar zaczął bić szóstą. Nim uderzył sześć razy, obie winne przywiązano już do słupów. Bertha mrugnęła - i ogień sięgał im rąk, jeszcze raz - i nie miały twarzy. Później odwróciła wzrok, gdy oba ogniska strzeliły w niebo snopem iskier. Wtedy poczuła, że i ona płonie.

Czuła pulsowanie w podbrzuszu, najpierw ledwie wy­czuwalne, teraz promieniujące aż po koniuszki palców. We­wnętrzny ogień, który rozprzestrzeniał się tkanka po tkance. One płonęły, ale i ona czuła się, jakby stała w ogniu; jakby wznieśli dla niej dodatkowy, trzeci stos. Z przerażeniem wy­ciągnęła przed siebie dłonie z obgryzionymi paznokciami.

Pokaleczyła je, oczekując na wyrok dla przyjaciółek. Tych, które znały każdy jej sekret. Z którymi gubiła się w lesie, szukając jagód, i rozlewała do butelek słodki gruszkowy cydr albo kryła się w tataraku szumiącym tak, że zagłuszał ich śmiech. Z którymi splatała wianki, włosy i dłonie. Które straszyła opowieściami o duchach szwedzkich najeźdźców. Którym obiecywała, krzyżując palce, że będą druhnami na swoich ślubach. Teraz nie chciała już ślubu, nie - jeśli one nie upną jej włosów i nie założą welonu. Zresztą z żadnym z mężczyzn nie była tak blisko jak z nimi. Obawiała się, czy ktoś nie widzi ognia, który ją spalał. Był tak potężny, że nie czuła przy nim żaru stosów. Cofnęła się dopiero, gdy zo­baczyła, że została sama. Wszyscy inni zdążyli uciec przed gryzącym dymem, żarem i deszczem iskier.

Słońce zachodziło krwawo. Płonęło niebo, dopalały się stosy. Księżna miała twarz znudzoną jak mała dziewczynka, której zabrano ulubioną zabawkę, gdy zapytała:

- To już koniec?

Nim ze skazanych zostały dymiące szczątki, opuściła podest. Lecz czy opuścił ją strach przed czarownicami? Nie minęło dziewięć lat, gdy krótka choroba, która zmogła ją zaraz po nocy świętojańskiej, nie pozwoliła jej się dźwignąć z łoża. Bertha słuchała z zamkowej kuchni rzężenia i jęków. Czasem księżna wyła prawie tak jak jej przyjaciółki, gdy wlewano im do ust roztopiony ołów w Hexenturm, Baszcie Czarownic, którą - gdyby się wychyliła z okien na parterze - dostrzegłaby naprzeciw zamku. Sprowadzali jej medyków z całego Pomorza, a jednak z dnia na dzień potężna Gryfitka gasła. W ostatnich godzinach była bezbronna jak dziecko - i nie pomógł jej żaden lekarz, nawet syn, biskup kamieński.

Bertha niby przypadkiem musnęła dłonią kwiaty w bukie­tach. Nikt prócz niej nie wiedział, że ich niewielka dawka przyniosłaby ulgę. Większa - śmierć. Śmierć... Gdy ogłaszali ją w mieście, wieszając w zamkowych oknach zwoje czarne­go sukna, Bertha nie kryła uśmiechu, choć od śmierci przy­jaciółek czuła, że każdy jest wyjątkowo gorzki.

- Koniec? To dopiero początek.

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki

REKLAMA

mazovia 20250625 2mazovia 20250625 0

REKLAMA

refleks chlodnictwo 2024-11-21 1refleks chlodnictwo 2024-11-21 2refleks chlodnictwo 2024-11-21 0

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

san giovani ogolny 2021-09-29 nowy 2san giovani ogolny 2021-09-29 nowy 0

REKLAMA

smaki zycia 2024-09-03 2smaki zycia 2024-09-03 0

REKLAMA

koneser lato 2025 3koneser lato 2025 0

REKLAMA

cemat box 1cemat box 2cemat box 0

REKLAMA

REKLAMA

Promocje Cyfrowe.pl
Promocje Cyfrowe.pl
Promocje Cyfrowe.pl

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA