REKLAMA

Big Sur

tytuł oryg.: Big Sur
autor: Jack Kerouac
przekład: Maciej Świerkocki
wydawnictwo: W.A.B
wydanie: I, Warszawa
data: 8 czerwca 2011
forma: książka, okładka twarda z obwolutą
wymiary: 123 × 195 mm
liczba stron: 264
ISBN: 978-83-7414984-6

Kalifornia i dziki świat natury, rozpacz, alkohol, podróż, załamanie nerwowe, oto motywy i elementy Big Sur Jacka Kerouaca, prozy, w której miesza się wyobraźnia i rzeczywistość, fikcja i doświadczenie osobiste.

Bohaterem powieści jest Jack Duluoz, pisarz, alkoholik i neurotyk, odklejony od świata, błąkający się i samotny. To poniekąd alter ego Kerouaca, przywodzące na myśl bohaterów W drodze i Włóczęgów Dharmy, tyle że na innym etapie życia. Mentalnie i fizycznie Duluoz stacza się i zagraża sam sobie, szuka bezpiecznej niszy, kryjówki. Wszystko jednak wymyka mu się z rąk, a jego wyprawy nad Pacyfik, do Big Sur, mające coś zmienić, okazują się daremne: ,,Żegnaj, Sur Gadałeś mu kiedy jak woda spotyka wodę?".

Książka Kerouaca to proza znad krawędzi, autotematyczne, bolesne wyznanie oraz ironiczny komentarz do legendy kalifornijskiej bohemy. Autor wspomniał kiedyś: ,,Mój styl zmieniał się: Railroad Earth to eksperymentalne speed-writing, Tristessa była mistyczna, naładowana drzazgami, Podziemni to echo konfesyjnego szaleństwa Notatek z podziemia Dostojewskiego. Big Sur jest ich doprowadzonym do perfekcji połączeniem".

Nietypowym, ale harmonijnym dopełnieniem powieści jest poemat Morze. Odgłosy Pacyfiku w Big Sur, dołączony na końcu książki.

[...] cała ta historia to gigantyczna komedia, oglądana oczami biednego Ti Jeana (czyli moimi), znanego także jako Jack Duluoz. Przedstawia świat gorącej aktywności, zabawy i szaleństwa, choć także łagodnej słodyczy, oglądany przez dziurkę od klucza, czyli oko Ti Jeana.

Jack Kerouac

Kerouac powiedział, że uważa Big Sur za książkę najbliższą ideału. Wielu za najwybitniejszą jego powieść uznaje W drodze - być może mają rację, Big Sur służy jednak innemu celowi. Podczas gdy W drodze niosło inspirację, Big Sur może być odebrane jako ostrzeżenie przed sławą i stylem życia bohemy, które Kerouac w końcu znienawidził.

Michael Savage,

Ta książka to nie zwykły dół - to kosmiczny dół. Tak jakby Kerouac cierpiał za nasze grzechy. A przynajmniej takie miałem wrażenie, czytając tę ważną, fascynującą powieść.

Levi Asher, ,,Literary Kicks"

Fragment

2

I rozglądam się po tej ponurej celi; oto mój pełen nadziei, starannie zapakowany plecak, w którym jest wszystko, co potrzeba do życia w lesie, nawet maciupeńka apteczka, szczegółowa dieta, i nawet mały, zgrabny zestaw do szycia, mądrze uzupełniony przez moją dobrą mamę (na przykład o agrafki, guziki, specjalne igły oraz małe aluminiowe nożyczki)-Do wieczka przyszyła nawet budzący nadzieję medalik ze św. Krzysztofem-Mam zatem calusieńki niezbędnik survivalowy, łącznie z survivalowym sweterkiem, chusteczką do nosa i tenisówkami (na piesze wycieczki)-Ale plecak tymczasem spoczywa pełen nadziei na pobojowisku wśród porozrzucanych wszędzie pustych butelek, pustych szczeniaczków po białym porto, petów, śmieci, przerażenia... ,,Jeden szybki ruch albo już po mnie", zdaję sobie sprawę, po mnie, jak przez ostatnie trzy lata pijackiej beznadziei będącej beznadzieją fizyczną, duchową i metafizyczną, której nie nauczysz się w szkole niezależnie od tego, ile przeczytasz książek o egzystencjaliźmie albo pesymiźmie, ani od tego, ile wypijesz dzbanów wywołującego halucynacje ayahuasca, ,,wina duszy", ani od tego, ile meskaliny zażyjesz, ani od tego, jaką dawką pejotlu się ogłupisz-Kiedy budzisz się w delirium tremens, ogarnia cię strach przed koszmarną śmiercią, który zwiesza ci się z uszu jak owe niezwykle ciężkie pajęczyny, snute przez pająki w tropikach, masz poczucie, że jesteś zgiętym wpół potworem z bagien, który stękając pod ziemią w gorącym, parującym błocie, ciągnie swoje długie, gorące brzemię donikąd, wydaje ci się, że stoisz po kostki w gorącej gotowanej świńskiej krwi, fuj, że tkwisz po pas w olbrzymim kotle z brudną, tłustą brązową wodą używaną do zmywania naczyń, ale w której nie ma już śladu mydlin-Widzisz w lustrze swoją twarz, na której maluje się nieznośna męka, twarz tak udręczoną i okropną z żalu, że nie możesz nawet zapłakać nad czymś tak brzydkim, zagubionym i pozbawionym jakiegokolwiek związku z dawną doskonałością, nie masz więc niczego, co mogłoby wywołać w tobie łzy albo coś w tym rodzaju: tak jakby na twoim miejscu w lustrze pojawił się nagle ,,Obcy" Williama Sewarda Burroughsa-Dość! ,,Jeden szybki ruch albo już po mnie", podrywam się więc, najpierw staję na głowie, żeby krew spłynęła z powrotem do mojej przerażonej mózgownicy, biorę prysznic w łazience na korytarzu, świeżą koszulkę, skarpetki i slipy, pakuję się żwawo, podnoszę plecak, wybiegam z hotelu, rzucam klucz na biurko w recepcji, wypadam na zimną ulicę i idę szybkim krokiem do najbliższego małego spożywczaka kupić żywność na dwa dni, wpycham ją do plecaka, idę zagubionymi uliczkami pełnymi rosyjskiego smutku, na których w niewyraźnie majaczących drzwiach siedzą włóczędzy z głowami na kolanach, w tę straszną, ckliwą miejską noc, przed którą muszę uciec albo zginę, i dalej na dworzec autobusowy-Po pół godzinie w autobusie z napisem ,,Monterey" ruszamy czystą neonową szosą, a ja śpię całą drogę, budzę się zdumiony, już dobrze się czuję, wdycham morskie powietrze, szarpie mnie kierowca: ,,Koniec trasy, Monterey"-I na Boga, to faktycznie Monterey, rozespany staję na nogi w nocnym autobusie, który przyjeżdża tu o drugiej nad ranem, i dostrzegam ledwo widoczne niewysokie maszty kutrów rybackich po drugiej stronie ulicy naprzeciwko zajezdni. Wszystko, co muszę teraz zrobić, żeby doprowadzić tę moją ucieczkę do końca, to dostać się czternaście mil dalej, na most Raton Canyon, a stamtąd iść już piechotą.

3

,,Jeden szybki ruch albo już po mnie", więc lekką ręką wywalam osiem dolarów na taksówkę, żeby pojechać wzdłuż wybrzeża, jest mglista noc, ale czasami widać gwiazdy na niebie z prawej strony, tam gdzie morze, chociaż morza nie widać, tylko słychać o nim od taksiarza-,,Jak tu jest? Nie znam tej okolicy".

,,Dzisiaj w nocy nic pan nie zobaczysz. Mówisz pan Raton Canyon, to lepiej pan uważaj, łażąc tamtędy po ciemku".

,,Dlaczego?".

,,No, świeć pan sobie lampą, tak jak pan mówi"-

I oczywiście kiedy wysadza mnie na moście Raton Canyon i przelicza pieniądze, wyczuwam, że coś jest nie w porządku, bo słychać straszny ryk morza, który nie dochodzi, skąd powinien, nie rozbrzmiewa ,,stamtąd", jak można by się spodziewać, tylko ,,od spodu"-Widzę most, ale nic poniżej-Most, którym biegnie nadbrzeżna droga, łączy dwa urwiska, to ładny biały most o białych poręczach, pośrodku ciągnie się znajoma biała linia, jak to na drodze, ale coś jest nie tak-Obok mnie światła taksówki wystrzeliwują nad kilkoma krzakami po prostu w pustkę, tam, gdzie powinien być kanion, czuję się jak zawieszony w powietrzu, chociaż widzę utwardzoną drogę pod naszymi nogami i utwardzone zbocze-,,Co to jest, do cholery?"-Znam na pamięć wszystkie wskazówki z mapki przesłanej mi przez Monsanta, ale kiedy w domu wyobrażałem sobie to ustronie, było w nim coś wesołego, bukolicznego, a dookoła tylko swojskie lasy i radość zamiast tej ryczącej napowietrznej zagadki w ciemności-Dlatego kiedy taksówka odjeżdża, zapalam moją lampę kolejową, żeby nieśmiało przyjrzeć się okolicy, ale snop światła ginie w pustce jak światła taksówki, zresztą prawdę mówiąc, bateria jest już dość słaba, a ja ledwo widzę urwisko z lewej-Co do mostu, to już go nie widzę, nie licząc szeregów okrągłych jak guziki lampek odblaskowych na poboczu, oddalających się stopniowo w basowy ryk morza-Ten ryk jest straszny sam w sobie, ale prócz tego morze przewala się jeszcze i szczeka na mnie jak pies we mgle poniżej, czasami przetaczając się z dudnieniem pod ziemią, ale mój Boże, gdzie jest ziemia i jak morze mogłoby się znajdować poniżej jej poziomu!-,,Jedyne, co możesz zrobić", przełykam ślinę, ,,to nieść zapaloną lampę nisko przed sobą, koleżko, podążać za jej światłem, które powinno padać na dziury w drodze, i mieć nadzieję oraz modlić się, żebyś znalazł ziemię pod nogami, kiedy je oświetlisz", innymi słowy, naprawdę boję się, że nawet moja lampa sprowadzi mnie na manowce, jeśli na chwilę ośmielę się podnieść ją wyżej, tracąc z oczu wyboistą nawierzchnię piaszczystej drogi-Jedyną przyjemność w tym ryczącym na wysokości mrocznym koszmarze sprawia mi widok wielkich czarnych cieni, które rzuca obudowa rozchwianej lampy na urwisko wyżej, po lewej stronie drogi, ale po prawej (gdzie krzaki kładą się na wietrze od morza) nie widać żadnych cieni, bo światło nie ma się tu na czym zawiesić-No to zaczynam mozolny marsz z plecakiem na grzbiecie, idę ze spuszczoną głową, śledząc wzrokiem światło mojej lampy, i jednocześnie podejrzliwie zerkam nieco w górę, jak człowiek w towarzystwie niebezpiecznego idioty, którego nie chce rozdrażnić-Piaszczysta droga pnie się trochę w górę, skręca w prawo, zbiega lekko w dół, a potem nagle prowadzi znów pod górę, i znowu-Ryk morza rozbrzmiewa teraz dalej, z tyłu, a ja w pewnym momencie zatrzymuję się nawet i oglądam za siebie, jednak nic nie widzę-,,Zgaszę światło i zobaczymy, co zobaczymy", mówię przyrośnięty do swoich nóg, przyrośniętych z kolei do drogi-Niewiele z tego wychodzi, bo kiedy gaszę światło, nie widzę już nic poza ciemną ziemią pod nogami.

Mozolnie pnąc się w górę i oddalając od ryczącego morza, zaczynam czuć się pewniej, ale nagle dochodzę do czegoś przerażającego na drodze, zatrzymuję się, wyciągam rękę i pochylam się naprzód, to tylko przejście dla bydła (żelazne kraty wbite w poprzek), jednak w tym samym momencie owiewa mnie silny podmuch wiatru z lewej strony, czyli tej, gdzie powinno być urwisko, a ja rzucam okiem w tamtą stronę i nic nie widzę. ,,Co się dzieje, do cholery!". ,,Idź tą drogą", odzywa się drugi głos, próbujący zachować spokój, idę więc, lecz zaraz słyszę jakieś grzechotanie z prawej i gwałtownie kieruję tam snop światła, ale nic nie widzę, tylko zeschłe krzaki okrutnie nisko kładą się na wietrze, a że są dość wysokie i porastają ścianę kanionu, mogą się w nich kryć także grzechotniki-(i był to grzechotnik, te węże nie lubią, kiedy w środku nocy budzi je wlokący się ciężkim krokiem garbaty potwór z lampą).

Teraz jednak droga znów prowadzi w dół, dodające mi otuchy urwisko pojawia się z lewej strony, a ja, kierując się pamięcią mapki Lorry'ego, wkrótce znajduję strumień, słyszę, jak chlupocze i szemrze na dole, w ciemności, gdzie przynajmniej będę na płaskim terenie i przestanę słyszeć grzmiące arie gdzieś w górze-Ale im bardziej zbliżam się do strumienia nagle stromo opadającą drogą, przez co muszę niemal truchtać w dół, tym głośniejszy staje się jego ryk i zaczynam myśleć, że wpadnę prosto do wody, zanim ją zobaczę-Krzyczy przeraźliwie niczym rozwścieczona rzeka podczas powodzi, tuż pod moimi nogami-Poza tym jest tam jeszcze ciemniej niż wokoło! Niżej są polany, przerażające paprocie, oślizgłe zwalone pnie, mchy i niebezpieczne stawiki, wilgotne mgły podnoszą się zimno niczym oddech śmierci, wielkie niebezpieczne drzewa zaczynają pochylać się nad moją głową i ocierać o plecak-Słyszę odgłos, który, jak wiem, może jedynie narastać, zsuwam się na dół i ze strachu przed jego natężeniem zatrzymuję się i nasłuchuję, a on, roztrzaskując się tajemniczo wokół mnie, wznosi się z pola wściekłej bitwy, toczonej pośród jakichś ciemnych kształtów, drewna, kamieni albo czegoś, co pękło, zostało pogruchotane i zalane, czarne zapadłe ziemne niebezpieczeństwo-Boję się zejść na dół-A raczej oblewa mnie trwoga, jak napisał pewien renesansowy poeta, że zleje mnie bicz, i to w dodatku mokry-W krzakach kotłują się oślizgłe zielone smoki-Zażarta wojna, której uczestnicy nie chcą, bym wściubiał w nią nos-Trwa od miliona lat i nie chce, żebym skrzyżował z nią ciemność-Warcząc, wychodzi z tysięcy szpar i spomiędzy monstrualnych sekwojowych korzeni na mapie całego stworzenia-Mroczny zgiełkotwórca z lasu deszczowego nie życzy sobie, by jakiś slumsowy kloszard trafił do morza, które jest straszne samo w sobie i czeka tam, z tyłu-Niemal czuję, jak morze próbuje dosięgnąć tej awantury wśród drzew, ale mam punktówkę, więc pozostaje mi tylko iść dalej śliczną piaszczystą drogą, która opada coraz niżej w narastającej wrzawie masakry, i oto nagle płasko, widzę belki mostku, jego poręcz i strumień ledwie cztery stopy niżej, przejdź przez ten mostek, przebudzony włóczęgo, i zobacz, co jest na drugim brzegu.

Rzuć szybko okiem na wodę, przechodząc na drugą stronę, woda ledwo przykrywa głazy, więc na dodatek okazuje się, że to właściwie strumyk.

A teraz rozciąga się przede mną kraina łąk jak ze snu, widzę kochane bramy korralu i ogrodzenie z drutu kolczastego, droga biegnie prosto i w lewo, ale ja tu wreszcie ją opuszczam. Następnie przeczołguję się pod drutem kolczastym i staję na uroczej piaszczystej ścieżce, którą z trudem maszeruję dalej. Wije się przez środek pachnących suchych wrzosowisk, jak gdybym przed chwilą spadł z piekła do znajomego kochanego Nieba na Ziemi, tak jest, i dzięki Bogu (chociaż chwilę później serce znowu podchodzi mi do gardła, bo widzę przed sobą coś czarnego na białym piasku, ale to tylko kochane mule łajno w Niebie).

Na sąsiedniej półce

Szukasz książki, audiobooka? Skorzystaj z wyszukiwarki
;

REKLAMA

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Znajdź swoje wakacje

REKLAMA

Najnowsze informacje na Tu Stolica

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

REKLAMA

REKLAMA

AMBRA - Twoje Perfumy
AMBRA - Twoje Perfumy

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

City Break
City Break