Królowa muzyki: zbudujmy szkołę muzyczną dla Białołęki
20 grudnia 2012
Rodzice uzdolnionych muzycznie dzieci na Białołęce biją na alarm: nie pozwólcie marnować talentów naszych pociech. Do apelu przyłącza się dyrektor Białołęckiego Ośrodka Kultury Anna Barańska-Wróblewska: - Jest ogromna potrzeba budowy szkoły muzycznej w naszej dzielnicy - mówi.
- Nie wyślę córki do prywatnej szkoły, bo po pierwsze nie stać mnie na płacenie 600 zł miesięcznie, a po drugie chcę, by naprawdę rozwijała swój talent, a to gwarantują tylko szkoły państwowe. Dlatego też od dwóch lat wożę córkę do Śródmieścia - opowiada mama ośmioletniej Zuzi. Dodaje też, że samo wożenie dziecka wymaga wielkiego wysiłku ze strony wszystkich członków rodziny, którzy muszą podporządkować swój czas godzinom lekcji, a to łatwe nie jest i w przypadku rodziców pracujących po osiem godzin dziennie zwykle okazuje się niemożliwe. Z tego powodu wiele naszych małych talentów najzwyczajniej się marnuje. Niejednokrotnie dziadkowie małych białołęczan mieszkają gdzieś w Polsce i nie mogą być pomocni przy dowożeniu dzieci do szkoły muzycznej.
Rodzice jak taksówkarze
Zmianowość dzielnicowych podstawówek i dwoje zdolnych muzycznie dzieci to nie lada wyzwanie dla rodziców. Codzienna logistyka staje się koszmarem. Wielu nie wytrzymuje tego kieratu i rezygnuje z dalszej edukacji muzycznej własnych dzieci. - Moje dwie córki uczą się w szkole na Namysłowskiej, jedną wozimy tam cztery razy w tygodniu, drugą dwa razy. Mamy to szczęście, że możemy liczyć na pomoc dziadków dziewczynek i udało się pogodzić godziny nauki zarówno w jednej, jak i w drugiej szkole, ale są dni, kiedy trzeba najpierw w 20 minut dojechać z podstawówki do muzycznej z jedną córką, potem wrócić po drugą, bo ma jedną lekcję więcej, też zawieźć do muzycznej. Oczywiście w szkole muzycznej jedna kończy dwie godziny przed drugą - to kolejne jazdy w tę i z powrotem. Znamy przypadki wypisania dzieci ze szkoły muzycznej, bo nie dało się pogodzić nauki na dwie zmiany w podstawówce z godzinami pracy drugiej szkoły i pracą zawodową rodziców - mówi mama 11-letniej Magdy i 10-letniej Natalii.
Mnóstwo chętnych
Zdaniem Anny Barańskiej-Wróblewskiej, dyrektorki Białołęckiego Ośrodka Kultury, w chwili otwarcia szkoły muzycznej na Białołęce chętnych byłoby bardzo wielu. Na początek na pewno 200 dzieciaków. - Wiem, jak trudno jest pogodzić obowiązki związane z domem i pracą z wożeniem dziecka na drugi koniec miasta do szkoły muzycznej. Dlatego wiele maluchów po prostu nie ma szansy na to, żeby rozwijać swoje talenty - mówi Anna Barańska-Wróblewska. Biorąc pod uwagę coraz większą liczbę dzieci w naszej dzielnicy, zmarnowanych talentów jest wprost proporcjonalnie dużo.
Dyrektorka BOK ma pomysły na zorganizowanie dobrze funkcjonującej placówki. Jej zdaniem najlepszym wyjściem byłaby budowa oddzielnej szkoły, właśnie muzycznej. Dobrym rozwiązaniem byłoby też utworzenie wieczorowej placówki w budynku którejś podstawówki, jednak bardzo ważne jest to, by obie szkoły miały oddzielne wejścia.
- Trudno jest pogodzić pod jednym dachem dwie placówki i dwóch dyrektorów. Dlatego najlepiej, by każda ze szkół miała swoje pomieszczenia. Niezbędna jest oczywiście sala koncertowa. Dobrze byłoby mieć dzienną szkołę muzyczną, to zupełnie rozwiązałoby problemy rodziców z przewożeniem dzieci z jednej placówki do drugiej. Ja sama ukończyłam taką szkołę i jestem pewna, że jest to dobre dla dzieci - mówi Anna Barańska-Wróblewska, która w muzycznych spektaklach dla dzieci w BOK gra królową muzyki i tak właśnie się ją przezywa w dzielnicowym światku samorządowym. Czy głos "królowej muzyki" zostanie wzięty pod uwagę przez loklany dwór? Dyrektorka BOK podkreśla, że idealnym rozwiązaniem jest szkoła artystyczna, w której dzieci mogłyby rozwijać talenty muzyczne, plastyczne czy baletowe.
Jedna z większych i cieszących się dużym zainteresowaniem szkoła im. K.
Radni i społecznicy: budować jak najszybciej
Potrzebę powstania szkoły muzycznej w dzielnicy popierają też niektórzy radni. Jeden z nich, Piotr Oracz, dowozi syna na Namysłowską. - Ze względu na rosnąca liczbę dzieci w wieku szkolnym bezwględnie potrzeba na Białołęce rozwoju oferty oświatowej. Pomysł utworzenia szkoły muzycznej w naszej dzielnicy jest jak najbardziej godny poparcia. Moim zdaniem najlepsza byłaby formuła państwowej szkoły popołudniowej. Można stworzyć taką szkołę w jednej z budowanych właśnie placówek oświatowych. Na Białołęce przyzwyczailiśmy się do małych oczekiwań. Cieszymy się, że w ogóle mamy szkołę a szczytem szczęścia jest jedna zmiana w podstawówce. Myślę, że nowo budowane placówki pozwolą oczekiwać od oświaty coraz lepszej oferty. Szkoła muzyczna jest taką propozycją. Jakiś czas temu postawiliśmy na klasy pływackie i mamy w nich duże sukcesy. Może czas zainwestować w muzykę? - przekonuje radny Oracz.
- Taka placówka potrzebna jest młodej, rozwijającej się dzielnicy. Chyba nikogo nie trzeba o tym przekonywać - dorzuca Bartłomiej Włodkowski, prezes Fundacji Ave, radny dzielnicy poprzedniej kadencji. - Zainteresowanie muzyką potwierdza realizowany w tym roku przez naszą fundację na sąsiednim Targówku plenerowy Dziecięcy Uniwersytet Muzyczny, który bił rekordy popularności. Zresztą powstanie szkoły muzycznej na Białołęce mogłoby poniekąd rozwiązać problem braku jakże potrzebnego na wschodniej Białołęce centrum kultury, którego ewentualna budowa kosztowałaby kilkadziesiąt milionów. Tymczasem aneks czy sala koncertowa przy szkole muzycznej mogłyby z powodzeniem służyć również lokalnej społeczności - uważa Włodkowski i dodaje, że wszelkie formy edukacji kulturalnej najskuteczniej przeciwdziałają rozmaitym patologiom i są najskuteczniejszą ich profilaktyką.
Anna Sadowska, oko