REKLAMA

Białołęka

samorząd »

 

Kreska Białołęka

  22 marca 2003

Po raz pierwszy po wyborach samorządowych "Echo" rozmawia z burmistrzem dzielnicy Jerzym Smoczyńskim.

REKLAMA

 

Nie rozmawialiśmy od października. Nie mieliśmy zatem okazji wyjaśnić Czytelnikom, czemu zaraz po wyborach zawarł Pan koalicję z SLD, by po trzech dniach zmienić partnera na PiS.

- Zawsze dążyłem do tego, aby wszystkie ugrupowania zasiadające w radzie były reprezentowane w zarządzie. W pierwszej kadencji udało się to w stu procentach. Wtedy nie było żadnej opozycji. W drugiej chcieliśmy zrobić tak samo. Niestety już wtedy polityka zaczęła wchodzić do naszego samorządu i AWS odmówiła udziału w trójporozumieniu SLD-AWS-"Gospodarność". W trzeciej kadencji polityka niestety wkroczyła jeszcze bardziej. Tuż po wyborach rozpoczęliśmy rozmowy z PiS-em. Wydawało nam się, że wszystko jest jasne. W Warszawie bezwzględnym zwycięzcą był Lech Kaczyński. U nas wygrała "Gospodarność". Chciałem koalicji z PiS-em i PO. Zarząd ponad podziałami już nie byłby możliwy ze względu na zwycięstwo PiS-u w Warszawie. Oczekiwanie na jednoznaczną odpowiedź partnerów przedłużało się. Czas mijał, a przedstawiciele PO i PiS tłumaczyli, że jeszcze nie "poukładali się" na szczeblu miasta i że to oni zdecydują, kiedy na Białołęce zostanie powołany zarząd. Nie mogłem pozwolić na takie oczekiwanie. Nie chciałem doprowadzić do sytuacji, kiedy nie będziemy mieli wpływu na wybór burmistrza. Powiedziałem partnerom, że albo tworzymy zarząd na pierwszej sesji, albo stworzymy go bez PiS-u. Oczywiście takie rozwiązanie byłoby znacznie gorsze ze względu na interes dzielnicy. Niestety PO i PiS nadal milczały, więc "Gospodarność" podpisała wstępne porozumienie z SLD. Wtedy PiS zaczął zupełnie inaczej rozmawiać. Wybraliśmy zarząd. Podpisaliśmy umowę koalicyjną. Platforma oficjalnie nie została koalicjantem, bo rozgrywała jakąś swoją politykę na szczeblu miasta. Jej sprawa. Z pewnością obecna sytuacja ustrojowa miasta nie sprzyja normalnej pracy. Partyjne rozgrywki wtargnęły brutalnie do Białołęki. Bardzo boleję z tego powodu, ale staram się jak najlepiej reprezentować interesy mieszkańców Białołęki w nowej rzeczywistości, choć nie ukrywam, że "politykowanie" na szczeblu dzielnicy jest mi obce.

Pana obecni koalicjanci, a i opozycjoniści w okresie wyborczym i powyborczym najchetniej by Pana wyrzucili. Od października wciąż zewsząd słychać, że Pana dni są policzone.

- Wynik wyborów był dość jednoznaczny i konkurencja go zrozumiała. Po co zmieniać kierownictwo Białołęki, skoro jest najlepsza na Mazowszu. Z jakiej racji?

Bo są inni chęni.

- Ta zmiana byłaby niejasna dla wyborców. Doprowadziliśmy do tego, że sytuacja w radzie jest stabilna. Opozycja (SLD) to są zaledwie cztery osoby. Platforma, mimo że nie jest formalnie koalicjantem, wspiera nasze działania.

W nowej struktutrze miasta, nie jest już Pan w pełni samodzielnym burmistrzem, jak przez ostatnie 8 lat. Jak się układają stosunki z miastem? Chodzi mi szczególnie o Pańskie relacje z prezydentem Kaczyńskim? Panowie znaliście się przed październikiem, czy poznaliście dopiero niedawno?

- Aktualnie stosunki z miastem są bardzo dobre i coraz lepsze. Nie znaliśmy się z prezydentem Kaczyńskim przed wyborami. Oczywiście kilkakrotnie spotykaliśmy się przy okazji np. jakichś uroczystości, ale nie można powiedzieć, że się znaliśmy. Ja znałem prezydenta, jako osobę publiczną. Mieliśmy ten sam elektorat na Białołęce.

Mimo to relacje z prezydentem przez pierwsze miesiące były bardzo chłodne, żeby nie powiedzieć, że żadne.

- Myślę, że prezydent Lech Kaczyński potrzebował czasu, żeby się przekonać do mnie i Białołęki. Nasze relacje z tygodnia na tydzień są coraz lepsze, a ostatnio pytano mnie jak my to zrobiliśmy, że mamy tak dobre notowania w mieście, bo otoczenie prezydenta stawia Białołękę za wzór innym dzielnicom. Zatem przekonanie co do naszej polityki jest coraz większe. Daje to szanse na dalszy stabilny rozwój, mimo utraconej samodzielności. My musimy zrobić wszystko, aby to tempo i wyznaczone kierunki utrzymać. Naszym zadaniem jest przekonać decydentów w mieście.

Na razie jednak wszystko stoi. Wśród samorządowców i urzędników panuje marazm i zniechęcenie. Porządek obrad sesji rady dzielnicy składa się z pięciu punktów: dwa to otwarcie i zamknięcie obrad, trzeci - przyjęcie protokołu z poprzedniej sesji, czwarty - nazwy nowych ulic i piąty - opinia budżetowa.

- Właśnie na ten budżet czeka całe miasto. Bez niego nic nie można zrobić. Białołęka budżet miała zawsze uchwalony na początku stycznia. Mamy marzec i dla nas nie jest to sytuacja normalna, ale w nowym ustroju miasta nie mamy wpływu na tę sytuację. Musimy jednak cierpliwie czekać, aż rada Warszawy uchwali autopoprawki prezydenta. Wynika z nich, że Białołęka dostanie 7 mln zł mniej, niż zakładał projekt. To dla nas zła wiadomość, ale rozumiem doskonale prezydenta. Nie ma prawa zrobić inaczej, bo nie byłoby skąd wziąć tych funduszy. 27 marca autopoprawki powinny zostać przyjęte i od kwietnia praca ruszy na dobre.

Mieszkańców chyba najbardziej interesuje przychodnia przy ratuszu. Chodzą słuchy, że jednak jej nie będzie.

- Budowa zostanie dokończona. Niestety w autopoprawce nie ma pieniędzy na wyposażenie. Nie ma żadnej decyzji, na co obiekt zostanie przeznaczony. Niestety nie ja o tym decyduję i nie radni dzielnicy, choć my wszyscy jednogłośnie wołamy o przychodnię i to przychodnię publiczną - jak zakładaliśmy - a nie prywatną.

Miasto może zrobić inaczej. Może też wcale nie przeznaczyć budynku na przychodnię, lecz na przykład wynająć go.

- Może. Nie mamy na to wpływu. Podam przykład: właśnie dowiedziałem się, że dostanę nowy samochód służbowy, bo tak zadecydowało miasto. Nie starałem się o niego, nie występowałem na piśmie, nikomu nic nie mówiłem. Po prostu władze uznały, że Białołęka ma najgorsze samochody służbowe w mieście i mam się przesiąść ze starego espero do nowszej leganzy, którą wcześniej jeździł burmistrz Włoch. To samo może być na przykład ze szkołami. Jeśli miasto zdecyduje, że w budynku którejś podstawówki ma powstać liceum, to powstanie i my nic nie poradzimy, nawet jeśli naszym zdaniem będzie to decyzja błędna.

Kolejną sprawą jest most Północny. Początkowo mieszkańcy uważali, że nowy ustrój miasta przyśpieszy tę inwestycję. Dziś są bardziej sceptyczni, bo prezydent Kaczyński kilkakrotnie dał do zrozumienia, że mamy konkurencję: most Na Zaporze.

- Jestem przekonany, że realizowany będzie jednak nasz most. Obecnie w budżecie jest 200.000 zł na mapy. Budowa mostu Północnego jest w pakiecie środków, o które wystąpimy do Unii Europejskiej, gdy do niej wejdziemy. Wiadomo nie od dziś, że Unia daje pieniądze tylko na gotowe projekty. Dlatego jesteśmy zdania, że miasto za mało przeznaczyło na tę inwestycję. Należy jak najpilniej zrobić jej projekt.

Co z inwestycją w porcie Żerańskim i spółką dawnej gminy z JW Construction?

- Miasto przejęło wszystkie spółki prawa handlowego. Eksperci zastanawiają się nad losem i naszej spółki. Przerabiają to samo, co my już przerobiliśmy przez kilka ostatnich lat. Teren w porcie jest niesprzedawalny, bo nie ma do niego drogi dojazdowej. Miasto jej nie wybuduje. Uważam, że znalezione przez nas rozwiązanie było dobre i byłby to błąd, gdyby ta spółka została rozwiązana.

Na białołęckim ratuszu wciąż wisi napis "Ratusz Gminy Warszawa-Białołęka". Minęło pół roku od wyborów. Czy zostanie zmieniony na "ratusz dzielnicy"?

- A co jest tam źle? Przecież Warszawa to gmina. Napis brzmi: ratusz gminy Warszawa, kreska Białołęka.

Rozmawiał Krzysztof Katner

 

REKLAMA

Komentarze

Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy...

REKLAMA

Najnowsze informacje na TuBiałołęka

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Najchętniej czytane na TuBiałołęka

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024