Koszmar z ulicy Karskiej: ruiny wciąż straszą a mogłyby zachwycać
11 maja 2015
W lasku przy Lindego wciąż straszą ruiny dawnej kotłowni Szpitala Bielańskiego. Zdewastowana hala i rozsypujący się komin od lat budzą grozę wśród spacerowiczów. Opuszczone budynki idealnie pasują jako scenografia do horroru. Szkoda, że są rzeczywiste i zamiast odjechać do magazynów wraz z ekipą filmową, pozostaną tu jeszcze wiele długich lat.
Na tyłach Szpitala Bielańskiego od lat stoją ruiny budowli zapomnianej przez właściciela. Młodzież w zaciszu Lasku Lindego ma tu swoją melinę. Niektórzy młodzi ludzie wspinają się na wysoki komin. Wielu robi to po alkoholu. Jednak jeśli ktoś nie zna dokładnie topografii tego terenu, może się nieźle wystraszyć. Za obskurnym, betonowym ogrodzeniem stoją bowiem opuszczone ruiny dawnej przyszpitalnej kotłowni
Pijaczkowie i zakochani
- To prawda. Kiedy miejska sieć ciepłownicza nie była jeszcze tak dobrze rozbudowana, szpital zdecydował o budowie kotłowni. To były głębokie lata pięćdziesiąte, byłem wtedy uczniem technikum - mówi Tadeusz Jasimiak, który na spacer do lasu zabrał wnuczęta. Wówczas budynek był jednak nowy i zadbany. - Może i był to szary komunizm, a to jako kotłownia powinno być umorusane w popiele i węglu, ale było tu naprawdę czysto - wspomina pan Tadeusz. Z czasem jednak kotłownia okazała się zbędna i została zamknięta. Opanowali ją pijacy, którzy potrzebowali dyskretnego miejsca do spożycia taniego wina, grafficiarze ćwiczący tu swoje umiejętności czy... młodzi zakochani. - Jakie tu latem amory odchodziły! Wzdychania słychać było aż na Twardowskiej - śmieje się emeryt. Do zniszczonego budynku wchodziło coraz więcej ludzi. Co tu wiele mówić - budynek popadł w ruinę. Kotłownia została ogrodzona, by nikt nie zrobił sobie w środku krzywdy. Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje. Jeżeli byłby jakiś sensowny pomysł na to, jak zagospodarować ruiny, to oczywiście go rozważymy - mówi dyrektorka szpitala.
Jeśli dzielnica miałaby sensowny pomysł...
Co z tym obiektem? Dyrektor szpitala Dorota Gałczyńska-Zych opowiadała nam, że Marek Kotański chciał kiedyś otworzyć tu swój ośrodek terapeutyczny. - Miasto oddało nam ten teren w nieodpłatne użytkowanie. Umowę odnawiamy co trzy lata. Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje. Jeżeli władze dzielnicy miałyby jakiś sensowny pomysł na to, jak zagospodarować ruiny, to oczywiście go rozważymy. Jednak trzeba mieć na uwadze fakt, że w pobliżu znajduje się szpital - tłumaczy dyrektor Gałczyńska-Zych.
Wiceburmistrz Bielan Grzegorz Pietruczuk uważa, że budynek powinien zostać zachowany. - Byłem tam kilka tygodni temu. To bardzo ładny obiekt, ale strasznie zdewastowany. Należy go zachować - mówi i dodaje, że koszty rewitalizacji dawnej kotłowni byłyby ogromne. - Dzielnica nie ma na to funduszy, ale wciąż wierzę, że znajdzie się ktoś, kto zainwestuje w ten budynek - mówi wiceburmistrz Pietruczuk.
Przemysław Burkiewicz