Kościół spłonął w całości. Ocalały tylko relikwie
29 stycznia 2019
To był jeden z największych pożarów, do jakich doszło w Warszawie po 1989 roku. W tym roku minie piętnaście lat.
Trudne początki
Pierwszą mszę w miejscu zajmowanym dziś przez kościół odprawiono w maju 1990 roku. Parafia pod wezwaniem św. Łukasza Ewangelisty, mająca służyć wiernym z rozbudowującego się Bemowa, powstała dwa lata później. Na terenie przeznaczonym pod budowę nowej świątyni szybko stanęła tymczasowa, drewniana kaplica przywieziona z Jedlni koło Radomia. Pierwszą pasterkę odprawił osobiście prymas Józef Glemp (1929-2013).
W 2001 roku parafia zdobyła pozwolenie na budowę świątyni według projektu Aleksego Dworczaka, architekta pracującego m.in. nad kościołem Chrystusa Króla w Łodzi. Ze względu na fatalne warunki, w jakich mieszkali księża oraz brak miejsca spotkań dla parafian, w pierwszej kolejności ruszyła budowa plebanii. Msze odbywały się wówczas nadal w drewnianej świątyni.
Podpalaczy nie znaleziono
23 września 2004 roku w parafii odbyło się uroczyste przekazanie relikwii świętego Pio z Pietrelciny, kanonizowanego dwa lata wcześniej. 24 września około 5:30 drewniany kościół stanął w płomieniach.
- Pozostało tylko wielkie pogorzelisko, wszystko było doszczętnie zniszczone - czytamy na stronie parafii. - Według biegłych oficjalną przyczyną pożaru było umyślne podpalenie, jednakże po kilku miesiącach śledztwo zostało umorzone. W tej całej historii jest jednak coś pozytywnego, bowiem można mówić o pewnego rodzaju cudzie. W przedziwny sposób ocalały sprowadzone dzień wcześniej relikwie św. Ojca Pio.
(db/dg)