Jutro będzie amnestia
1 marca 2013
Nafta w w lampie powoli dopalała się tworząc atmosferę do snu. Zasypiał już na dobre gdy usłyszał pukanie. Niezbyt głośne ale stanowcze. "Ki diabeł nosi? I w takie zimno" - pomyślał. Narzucił serdak i podszedł do drzwi wejściowych. " Kto tam?_ odezwał się głośno. "Otwieraj. Wojsko!" - zabrzmiała odpowiedź.
"Józek, podobno za kilka dni bolszewiki mają wprowadzić tą, no amnestię... Może jest jakaś szansa? Bo inaczej to wytłuką nas wszystkich. Może warto pomyśleć, żeby z tego skorzystać? - zaczął nieśmiało "Powicher". "Ogień" czuł na sobie spojrzenia innych. Wiedział, że mają dość wojaczki, poniewierki, często chłodu i głodu. Władze dzielnicy uczciły Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych specjalną lekcją historii w ratuszu. Największą atrakcją był pokaz grupy rekonstrukcyjnej, która przedstawiła inscenizację ataku na konwój NKWD. Oprócz tego były filmy filmy i wykłady Roberta Radzika. Większość była u kresu wytrzymałości. Dla wielu z nich to już, któryś rok partyzantki. Najpierw za Niemca a teraz za Sowieta... "Musimy wytrwać. Do wiosny. Wtedy zbiorę wszystkie oddziały i zdecyduję co dalej. Dlatego też pod koniec czterdziestego szóstego wydałem rozkazy do dowódców kompanii: "Zamelinować się. Przetrwać zimę. Żadnych akcji zaczepnych tylko samoobrona". Trzeba dotrwać do wiosny"
"A potem co? Na kogo możemy liczyć? Na Anglię i Amerykę? Niedługo już trzeci rok będziemy mówić ludziom, że już-już za chwilę wojna z Rosją. A tak naprawdę to wszystko gówno warte! - wybuchnął "Powicher". "Mikołajczyka też ocyganili. Wierzył Zachodowi w wolne wybory i my żeśmy wierzyli, że jak wygra to zejdziemy z gór a teraz to w tyłek te obiecanki sobie można wsadzić. Tak samo go pepeerowcy załatwią jak i nas - z goryczą rzucił "Kruk". Pomruk milczącej aprobaty towarzyszył jego słowom.
"Już w piętkę gonim. Wojska i KBW coraz więcej. Ludzie coraz bardziej zastraszeni. Nie ma dnia bez obław i aresztowań. We wrześniu jak wzięli moich z kilkuletnimi dzieciakami to do dziś nie wiem co z nimi i gdzie są" - łamiącym się głosem dorzucił "Zimny"
" Myślicie żem głupi albo ślepy, że tego nie widzę?! Pomyślcie czy wy naprawdę wierzycie w tą ich amnestię?! Ufacie komunistom i sowietom? Puknijcie się w głowy. Ujawnimy się a później się za nas zabiorą. Im tylko o to chodzi, żebyśmy wszystko ładnie i dobrowolnie wyśpiewali. A później będzie tak: jednych rozwalą po cichu a innych wsadzą do kryminału. A na procesach większość się przyzna, że była gestapowcami, szpiegami i bandziorami. Przecież wiecie jakie mają metody badań. Jak kogo wezmą w obroty to niewielu przetrzyma... A po tygodniu to się przyznasz, że zgwałciłeś własną matkę! - ostatnie słowa "Ogień" rzucił do "Powichra". "Chcecie własne tyłki ratować?! A ktoś z was pomyślał ilu ludzi mamy na "siatce"?! Ilu jest kwatermistrzów, wywiadowców i meliniarzy. Co z nimi?!!".
"Zresztą, dość tych głupich gadek. Jesteście podziemnym wojskiem. Każdy składał przysięgę. Kładźcie się spać. Jutro pod wieczór ruszamy". Zapadło ponure milczenie. Któryś z partyzantów poszedł do stodoły i za kilka minut wrócił z kilkoma snopkami żyta. Rzucił je na podłogę. "Spać wiara! Warty co trzy godziny: zaczyna "Harnaś" ! - zakomenderował "Ogień". Nie minął kwadrans i rozległy się miarowe oddechy i chrapanie. On jednak nie mógł zasnąć. Bóle kolan nie pozwalały na to. Trudy leśnego życia dawały znać. To już piąty rok. Myśli zaczęły kłębić się po czaszką. Tylko cud Boski uratował ich trzy dni temu. Żeby "Harry" nie pomylił się i nie wyszedł wcześniej na wartę... Mieliby ich wszystkich. Ale ten zauważył linię obławy i zaczął walić z erkaemu. Każdy w ziemiance łapał za broń, amunicję, kurtki i wyskakiwał na zewnątrz. Kilka serii w stronę obławy i rzut granatów. Zatrzymali. Odskoczyli. Pozbierał ich następnego dnia. Zadecydował, że trzeba się rozdzielić na 6-7 osobowe grupy i ukryć u pewnych ludzi Wtedy dowiedział się o śmierci "Smaka", ojca "Zimnego", który żołnierkę poznawał jako legionista Piłsudskiego... "Szkoda chłopa!" - westchnął w myśli. Później wędrowali po górach. Kryli się w szałasach zasypanych śniegiem i starych bacówkach, gdzie przez szpary w ścianach gwizdał wiatr; bez żadnych ognisk i ciepłej strawy. Kilka razy usiłowali zejść na dół, ale wysłani wcześnie szperacze meldowali,że KBW obstawia szlaki i drogi. Ta zima jest ostra z pierońskim mrozem i śniegiem. To już trzecia taka zima po tym cholernym "wyzwoleniu". W dodatku bóle w nogach. Momentami chłopaki ciągnęli go na sankach. Wreszcie dwudziestego udało się : prześlizgnęli się do Waksmundu, ale następnego dnia trzeba było zmienić kryjówkę. Zdecydował się na Ostrowsko.
Jedna myśl nie dawała mu spokoju od kilkudziesięciu godzin. Była niczym bolesny cierń. Ta obława nie była przypadkowa. To nie był rutynowy wypad. Oni szli prosto na obóz, jakby wiedzieli, że była tam Grupa Sztabowa. Ktoś musiał "sypnąć"... Ale kto? Ktoś z Grupy Ochrony Sztabu? Chyba nie, w obozie nad Kamienicą byli od grudnia. Praktycznie nikt z nich nie miał kontaktu z nikim z dołu. Wybudowane i zamaskowane ziemianki z zapasem żywności i leków miały pomóc przetrwać zimę. Nie, to raczej nikt z chłopaków. I nagle drgnął: Łącznik!! Jedyną osobą z dołu, która znała położenie obozu był "Mały". Cholera... Aż usiadł z wrażenia. Czyżby on?!...Ale nie, nie to niemożliwe! Znał faceta od wielu lat, od czterdziestego drugiego był w konspiracji, nigdy nie miał cienia podejrzenia wobec niego. Ale z drugiej strony: "Mały" był szefem łączników i ostatnim ogniwem z Grupą Sztabową. Diabli wiedzą... "Nie rozstrzygnę tego dziś; jak się uspokoi trzeba go sprawdzić i to na poważnie.. A teraz spać, może uda się oszukać ten ból...". To była ostatnia myśl przed snem.
Porucznik Podstawski zaciągnął się skrętem zrobionym z bibułek. Najważniejsze, że machorka była radziecka. Dobry, mocny tytoń. Skręty nauczył się palić dawno temu, jeszcze przed wojną we lwowskim pudle. Zresztą towarzysze z KPP czy partii Zachodniej Ukrainy także lubili ten rodzaj używki. Później na froncie i podczas pracy w organach zauważył, że dobry skręt to firmowy znak twardego czekisty. Na chwilę znieruchomiał w krześle i nagle uderzył pięścią w stół. "Kurwa mać - zaklął w duchu - czy ja już zaczynam idiocieć i filozofuję o wyższości skręta nad papierosem?!!" Od trzech dni przypominał tykającą bombę zegarową. Pół roku pracy operacyjnej, poszukiwanie takiego werbunku jakiego dokonał kilkanaście dni temu; precyzyjnie zaplanowana akcja i ..... totalna klapa! "Nie ja chyba nadal śnię! Przecież to niemożliwe! Jak do tego mogło dojść?! Przypadek?! Wydawało się, że wreszcie mamy tego bandziora!! A niech to szlag!!..." Kapitan Dworakowski, co prawda uważał to za sukces, że rozbili zimowy obóz "Ognia", wykurzając go z kryjówki ale już w swojej przenikliwości nie dostrzegł, że Kuraś może prysnąć do któregoś ze swoich oddziałów. Może do "Śmigłego" w Pieniny, albo do "Rocha" w okolice Rabki. Na Sądecczyźnie ma także kilka swoich oddziałów. W przeciwieństwie do niektórych ze swoich kolegów on nie uważał "Ognia" za psychopatycznego prymitywa. To był obraz stworzony przez propagandę dla szerokich mas ale Podstawski wiedział, że szef całego reakcyjnego podziemia na Podhalu to twardy, inteligentny i przebiegły przeciwnik. W trakcie swojej półrocznej roboty jako szef powiatowego bezpieczeństwa w Nowym Targu nabrał niezbitego przekonania, że aby skończyć tu z kontrrewolucją trzeba załatwić tego faceta, bo tak naprawdę on jest fundamentem tego całego ruchu i na nim się to opiera.
"Uderz w pasterza a owce się rozproszą" - skąd on to znał?... I nagle zarechotał śmiechem. Żeby funkcjonariusza UB trzymały się nowotestamentowe klechdy! Ale śmiech się skończył gdy przypomniał sobie jak przyjechał kilka miesięcy temu i jaki stan zastał. Pracować za bardzo nie miał z kim bo większość jego podwładnych stanowili półanalfabeci , którzy w swojej robocie na ogół używali rąk i pięści, posiłkując się gumowymi pałami, kijami , szczypcami do paznokci i podobnymi narzędziami. Posługiwali się wszystkim oprócz głowy; co powodowało, że podkomendni "Ognia" wielu z nich z zadziwiającą szybkością wyprawiali na tamten świat. O pracy operacyjnej większość z zastanych towarzyszy nie miała zielonego pojęcia, no bo do tego potrzeba było zdolności finezyjnego i kombinacyjnego myślenia. Oni natomiast jako kombinację uważali raczej skołowanie litra wódki czy ewentualnie zrobienie jakiegoś szabru w okolicy. "Ja tam panie poruczniku to czytać nie za bardzo ale jak komu trzeba przypierdolić..." - słowa tej swoistej prezentacji jednego ze swoich podkomendnych nadal dźwięczały mu w uszach. Wszystkie dotychczasowe operacje przeciwko bandytom na ogół kończyły się niepowodzeniem. Z dużymi siłami "Ogień" nie walczył; mniejsze oddziały wpadały pod lufy jego ludzi. W pewnym momencie władzę ludową na Podhalu uosabiały ufortyfikowane siedziby powiatowych urzędów bezpieczeństwa i nieliczne posterunki milicji - nie było ich zbyt wiele... Większość górali trzymała z bandytami, to tacy sami reakcjoniści jak ludzie "Ognia". Co do tego porucznik Podstawski nie miał wątpliwości. Ale z jednego był dumny. Udało mu się dokonać czegoś wyjątkowego dziesiątego lutego. O czymś takim marzył od ponad pół roku pobytu w tej dziurze. Uzyskał klucz do "Ognia". Tym wyśnionym narzędziem okazał się góral z Ostrowska. Wiedzieli od konfidentów, że on i dwóch braci kombinuje z podziemiem. Byli meliniarzami "Ognia" i dostarczali informacji ale lubili również handelek i dutki. W styczniu dwóch braci zamknęli i trzymali w piwnicach bezpieki w Nowym Targu. Zdaje się, że nawet poddali ich wstępnej "obróbce"... O metodach "pracy" towarzyszy porucznika Podstawskiego góral ów musiał to i owo wiedzieć bo dziesiątego lutego przyszedł z prośbą o spotkanie z nim. Początkowo Podstawski sądził, że jest to drobny kombinator, który chce wyciągnąć braci z ubowskich piwnic. Do momentu, w którym usłyszał propozycję: w zamian za jego braci przyprowadzi i skłoni do współpracy głównego łącznika "Ognia" !!! Oczywiście tamtemu też trzeba będzie zagwarantować, że włos z głowy mu nie spadnie. W pół godziny później spotkanie zakończyło się. Podstawski miał odtąd oczekiwać od "Orientacyjnego" (taki był jego pseudonim) terminu spotkania z łącznikiem "Ognia". Szef nowotarskiej bezpieki natychmiast zwietrzył wielką szansę. Trzy dni później po południu willys Podstawskiego zabrał z umówionego miejsca z Szaflar mężczyznę w stroju góralskim i zawiózł go do Zakopanego. Wiedział co robi - był przekonany, że "Ogień" posiada nieźle funkcjonującą siatkę wywiadowczą, sięgającą nawet Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa w Krakowie A cóż dopiero w Nowym Targu...Jego as pikowy wyraził wolę współpracy w zamian za amnestię. Otrzymał pseudonim "Śmiały". Jego pierwszym meldunkiem było dokładne opisanie zimowego obozu "Ognia" nad Kamienicą. W następnym zdradził cały znany mu system łączności pomiędzy poszczególnymi oddziałami i wydał wszystkich znanych łączników i punkty kontaktowe. Siedemnastego lutego w mundurze żołnierza KBW poprowadził obławę w góry na obóz. Wyprawa ta wskutek zbiegu okoliczności jak również zmęczenia żołnierzy KBW zakończyła się fiaskiem, ale...
Ostry dźwięk telefonu wyrwał Podstawskiego z rozmyślań. "Jaki góral?! Na wartowni?! Sprawdziłeś go? No dobra, niech wejdzie" - rzucił do słuchawki. W kilka minut później jeden z wartowników otworzył drzwi i zobaczył znajomą twarz. "Orientacyjny"!
"Co jest?! Po cholerę tu przychodzisz?! Chcesz żeby "Ogień" dostał cynk od swoich i żeby, któryś z jego bandytów przestrzelił ci łeb?!" - zaczął podniesionym tonem, gdy nagle agent przerwał mu: " Ogień jest w Ostrowsku. Z nim sześciu może siedmiu ludzi!". Podstawski poczuł się jak zbudzony ze snu: "Co? Gdzie? Jesteś pewien?!". W kilka minut później wszczął alarm. "Zawiadomić Dworakowskiego, kapitana Suchego i majora Wróblewskiego. No i oczywiście towarzysza Matiukina. Zbierać KBW i pracowników resortu na ciężarówki! Na wszelki wypadek ściągnijcie posiłki z Rabki i Zakopanego! Aha, dajcie znać do Krakowa! I tempo, tempo do jasnej cholery...!!
Siedział oparty o ścianę w chałupie. Powoli dochodziło południe. Miał zamknięte oczy. Starał się nie myśleć. Najważniejsze to odpocząć. Jak będzie szarówka trzeba będzie stąd odejść. Może do Gronkowa? Znał tam pewnego człowieka. "Jaki dziś dzień? Chyba wtorek..." Niepokoiła go nienajlepiej funkcjonująca w ostatnich miesiącach - bo osłabiona wpadkami -sieć łączności. Od patroli "Marnego" i "Toma" żadnych meldunków nie miał od początku stycznia. Nie wiadomo co z nimi. Tak samo jak z oddziałem "Mściciela" w myślenickiem. Ostatni raport dostał w grudniu. Od października ubiegłego roku na Podhale rzucili duże siły. Obławy na porządku dziennym, surowe wyroki, coraz bardziej zastraszona ludność. Rzucił spojrzenie na drzemiących ludzi. Tylko "Kruk" kończył czyścić automat. Chciał go o coś spytać, ale nie zdążył. Drzwi otworzył z impetem "Harnaś" : "KBW i bezpieka!! Idą na nas! Obława". Poczuł, że odzyskuje spokój. Nie potrzebował nikogo budzić. Już byli na nogach. W pośpiechu repetowali automaty, zakładali kurtki i czapki, wyciągali granaty.
"Ogień" sięgnął po pepeszę. "No to co, rąbiemy się?" bardziej stwierdził niż zapytał. Po czym rysy jego twarzy zaostrzyły się osiągając twardy wyraz. "Dotąd dopóki można powstrzymujemy ich. Jak będzie tylko szansa - przebijać się. Każdy na własną rękę. Jakby co, punkty łączności znacie. Tylko chłopaki! Żeby mi się żaden nie poddawał!! Jak nie będzie innego wyjścia to giniemy razem !".
Bez słowa podszedł do okna. Odsunął firankę i lufą wybił okno. Pierścień obławy był coraz bliżej. Uniósł pepeszę i przez chwilę mierzył. Później nacisnął spust. W tym momencie zagrała długa seria erkaemu "Harnasia". Rozpoczęła się wściekła walka.
W początkowym impecie odepchnęli tyralierę. Długie serie automatów spowodowały pierwsze straty wśród nacierających. Pociski kotłowały śnieg wokół nich, zmuszając ich do cofnięcia. Wzajemna strzelanina trwała około pół godziny, gdy obława użyła pocisków zapalających. Ogień i kłęby czarnego dymu zaczęły buchać nad gospodarstwem Zagaty. W kilkanaście minut później pożar zaczął przerzucać się na sąsiednie budynki. W sukurs obławie UB i KBW zaczęły przybywać posiłki w tym dwa wozy pancerne.
"Kruk" i "Zimny" ostrzeliwując się i rzucając granaty, zdołali odskoczyć. Ale tylko na chwilę. Amunicja była na wykończeniu. Skokami zbliżali się do starej kapliczki w pobliżu dębów, gdy nagle powietrze przeciął syk pocisków i rozległ się wrzask bólu "Kruka": "Zimny...! Dostałem!". "Zimny" podczołgał się do kolegi: "Gdzie?" "Kolano!... Jezu, jak boli!! Staszek, nie zostawiaj mnie! Dobij!..." - odezwał się zdławionym głosem "Kruk". "Zimny" odwrócił się. W ich stronę skokami poruszało się kilkanaście postaci. Odrzucił automat. Skończyła się amunicja. Wyciągnął waltera. Spojrzał na wijącego się w bólu Kazika. Nie miał wątpliwości - to był koniec. "Kruk"... daj rękę". Od szczeniaka byli we dwóch, również w partyzantce. Gdzie jeden, tam i drugi. Powoli przeżegnał się. Przystawił pistolet do czoła przyjaciela. Nacisnął spust. Huk wystrzału; krew i mózg bryznęły na śnieg. Poczuł, że ma na twarzy krew Kazika. Nieco oszołomiony skierował broń do własnej skroni...
"Do jasnej cholery, ale gdzie on jest?!!" - wściekał się Podstawski. Przed chwilą ktoś przyniósł mu raportówkę "Ognia". "Nie chciał się poddać i prawdopodobnie spłonął żywcem. Ale pewni będziemy wtedy jak skończy się pożar. Na razie nic nie poradzisz" - odezwał się flegmatycznie Dworakowski. A jeżeli tak nie jest i znów się wymknął ?! Kurwa, przecież mysz się miała nie prześlizgnąć!" - ryknął ubowiec. Dalsze wrzaski przerwał mu skulony wieśniak, który niespodziewanie podbiegł do niego. "Panie poruczniku, jego tu nie ma. Jest w następnym gospodarstwie, na strychu szopy. Ukrył się tam z tą łączniczką. Przysięgam, sam to widziałem - ściszonym głosem, pospiesznie wyrzucił z siebie chłop. Teraz go poznał - "Śmiały". Jego agent. "Pewny jesteś?!" "Przecie tu i moją głowę idzie"
Podstawski odwrócił się. "Pluton za mną. Obstawić szczelnie następną zagrodę. Jest w szopie".
Rozległ się tupot butów i krótkie urywane komendy. Zajęli stanowiska. Podstawski złożył ręce w tubę i ryknął: "Poddaj się Kuraś! Wiemy, że tam jesteś! Nie masz żadnych szans! Daję ci trzy minuty! Słyszysz?! Poddaj się! Jutro amnestia". Oczy wszystkich były utkwione w otworze strychu. Zaległa cisza. Tylko trzaski i walące się drewniane bale sąsiedniej zagrody świadczyły o jej dogorywaniu. Wtem ktoś na górze machnął kawałkiem białej chusteczki. Rozległ się kobiecy okrzyk: "Nie strzelajcie! Schodzę!". W chwilę później młoda kobieta w mundurze zeszła po drabinie i z uniesionymi rękami powtórzyła: "Nie strzelajcie! Pan major za chwilę zejdzie."
Został sam. Przez szpary w deskach widział wszystko. Nie miał żadnych złudzeń. Od dawna wiedział co zrobi w takiej sytuacji. Amnestia? Nawet przez chwilę nie wierzył w zapewnienia komunistów. Nigdy im nie ufał. O ich metodach i podstępach nasłuchał się jeszcze na szkoleniach jako podoficer KOP. Chyba w trzydziestym siódmym... Z drugiej strony gdzieś na dnie duszy poczuł ulgę. Był już zmęczony i miał dość. Żal mu było tylko Ceśki i tego że nigdy nie zobaczy tego drugiego dzieciaczka. Nie miał szczęścia do rodziny. Jedna żona i dziecko... Płomienie... Zastrzeleni i spaleni ... We własnym domu. W tym przeklętym lipcu czterdziestego trzeciego. Wtedy coś w nim pękło... Druga... Jakie będzie miała życie? Ale nic to. Trzeba kończyć. Przeżegnał się. "Panie Boże, przebacz mi moje grzechy. Również ten ostatni". Szybkim ruchem wyjął z kabury pistolet, przystawił do skroni. Ostatnie co usłyszał to grzmot. Potem nastąpiła ciemność.
Usłyszeli huk wystrzału. Przez kilkanaście sekund panowało niedowierzanie. "Sierżancie, wchodźcie na strych. A wy, ubezpieczajcie go" - rozkazał Podstawski. Kilka chwil później ze strychu rozległ się okrzyk. "Mamy go. Strzelił sobie w łeb!". Kilku ludzi z KBW wskoczyło na strych i po chwili wyrzucili na zewnątrz nieprzytomnego "Ognia". Jeden z z ubowców doskoczył i z furią zaczął go kopać, rycząc: "Skurwysynie!". Głowa i twarz mężczyzny była zakrwawiona. Podstawski odepchnął go i polecił wezwać sanitariusza. Ten pochylił się nad nieprzytomnym i po chwili zawołał: "Żyje! Stan ciężki, ale żyje!" "Dobra, obwiąż mu łeb i na ciężarówkę". Zobaczymy, może go uratują. To byłoby cenne mieć go żywego". Swoim podkomendnym zalecił: "W drodze broń macie mieć gotową do strzału. W razie podejrzanego ruchu walić do wszystkiego co się rusza"
"Aha, nadaj meldunek, że go mamy. Potrzebujemy jednak wzmocnienia w Nowym Targu. Trzeba obstawić wjazdy do miasta i okolice szpitala. Natychmiast wykonać!" - huknął do radiotelegrafisty.
Za dziesięć minut konwój ruszył...
Major Józef Kuraś "Ogień" skonał 20 minut po północy 22 lutego 1947 roku w szpitalu nowotarskim. Od dwudziestu minut obowiązywała amnestia. Jego zwłok nigdy nie odnaleziono i nie wiadomo do dnia dzisiejszego co się z nimi stało.
Paweł Jasieniecki