Joanna Rabiczko: Musimy wyjść poza mury zamkniętych osiedli
12 listopada 2014
Rozmowa z Joanną Rabiczko, mieszkanką wschodniej Białołęki, kandydatką na radną dzielnicy z listy PO.
Redaktor Filip Springer opublikował tydzień temu felieton "Koszmar na Białołęce. A ludzie chcą tu żyć". Nie zgadzam się z wnioskami autora. Od 11 lat mieszkanka Zielonej Białołęki. "Słoik z Podlasia" - słyszę na początku stanowczy, ale ciepły głos dokonujący swoistej autoprezentacji.
- Dlaczego zdecydowała się Pani kandydować?
- Aktywne uczestnictwo w działaniach samorządowych to dla mnie powrót do korzeni. Jako bardzo młoda kobieta byłam jednym z liderów Stowarzyszenia "Dialog" Centrum Rozwoju Demokracji Lokalnej w moim rodzinnym mieście. Byłam odpowiedzialna za implementację projektów proekologicznych w czasie, gdy kształtowało się to pojęcie w świadomości Polaków.
Od dziecka związana byłam z ideą harcerstwa. W latach 1989-90 współtworzyłam struktury organizacji harcerskiej - Związku Harcerzy Rzeczypospolitej, w której przez kolejne pięć lat pełniłam funkcję Namiestniczki Harcerek Okręgu Północno-Wschodniego.
- Kim jest Pani z wykształcenia?
- Ukończyłam Wydział Chemii Uniwersytetu Warszawskiego. Początkowo poświęciłam się działalności naukowej, m.in. w Polskiej Akademii Nauk, uwieńczonej doktoratem z chemii organicznej i zagranicznym stażem. Zwrotem w mojej karierze było ukończenie studiów dla wyższej kadry menedżerskiej - Master of Business and Administration. Obecnie jestem menedżerem w dużej, międzynarodowej firmie. Praca, którą wykonuję, zmieniła mój punkt widzenia, ale nie wartości, które wyznaję.
- Czy angażowała się już Pani w jakieś działania lokalne w naszej dzielnicy?
- Tak. Gdy okazało się, że mamy poważne problemy w zarządzie naszej wspólnoty mieszkaniowej z zaangażowaniem, wspólnie z kolegami przystąpiłam do działań, które zapoczątkowały proces gruntownych przemian w zarządzaniu wielu wspólnot na osiedlu Derby I.
Jako członek zarządu wspólnoty mieszkaniowej zrozumiałam, jak bardzo jesteśmy osamotnieni za naszymi zamkniętymi osiedlami, jak trudno jest wprowadzać zmiany na terenach do nich przylegających i jak trudny jest kontakt i współpraca z sąsiadującymi osiedlami. A przecież problemy i sprawy do rozwiązania są wspólne.
Dlatego uważam, że istotnym byłoby stworzenie "Wspólnoty Wspólnot", czyli rady zarządów wspólnot mieszkaniowych w naszej części dzielnicy w celu stworzenia silnej reprezentacji interesów jej mieszkańców. Utworzenie takiego ciała wydaje się być również istotną kwestią wspierającą wykorzystanie budżetów partycypacyjnych przez mieszkańców Zielonej Białołęki.
- To chyba Pani kolejny samorządowy "konik"...
- Bardzo zastanowiła mnie dysproporcja w liczbie projektów zgłoszonych w naszej części dzielnicy w porównaniu do np. Tarchomina. To strata i dowód na niewystarczającą skuteczność akcji informacyjnej, która stymulowałaby zaangażowanie mieszkańców w tworzenie projektów służących naszej części dzielnicy. Ludzie powinni wiedzieć, że pieniądze czekają na nich w urzędzie dzielnicy, i że to właśnie od nich zależy, jak będą one wykorzystane. 23 października zostałam członkiem zespołu ds. budżetu partycypacyjnego na rok 2016. Moją misją jest przekonanie jak największej liczby mieszkańców do zainwestowania swojej energii w tworzenie projektów dla naszej części dzielnicy. Białołęka ma do wydania trzy miliony złotych! W naszej części dzielnicy nadal brakuje miejsc i form interesującego spędzania wolnego czasu dla nastolatków, gdzie mogliby np. posłuchać muzyki czy dzielić się swoimi pasjami lub wiedzą. Bardzo dobrze, że powstają skateparki i boiska, ale czy to wystarczy?
- Czy praca w zarządzie wspólnoty wyczerpuje Pani aktywność na rzecz społeczności lokalnej?
- Nie do końca. Dużo inspiracji i energii czerpię z udziału w projekcie "3 pokoje z kuchnią" przy ul. Głębockiej 84. Poznałam przy tej okazji wielu wspaniałych ludzi. Sądzę, że właśnie podczas pracy społecznej zrozumiałam na czym polega dusza Zielonej Białołęki... Na bogactwie (oczywiście tym wewnętrznym!) ludzi i ich potencjale. Właśnie dlatego, że prawie 80% z nas to "słoiki" i wywodzimy się z różnych części Polski, każdy z nas może wnieść coś absolutnie unikalnego i wyjątkowego.
Poza tym staram się aktywnie wspierać rodziców i dyrekcję szkoły, do której uczęszcza moje dziecko, pełniąc funkcję wiceprzewodniczącego rady rodziców. Stworzyłam forum dyskusyjne dla rodziców na Facebooku, dzięki któremu aktywnie śledzę ich nastroje, opinie i potrzeby.
- Poznałem już Pani priorytety: wspólna płaszczyzna interesów wspólnot mieszkaniowych, budżet partycypacyjny, oświata i oferta dla młodzieży. A co z infrastrukturą i np. drogownictwem?
- Jestem za każdą nową inwestycją lub modernizacją w zakresie drogownictwa i np. kanalizacji w tej części dzielnicy. Potrzeby przecież widać gołym okiem... Ale jestem także realistką i osobą odpowiedzialną i nie chcę w tej chwili wymieniać jednym tchem iluś nazw ulic, które należy zbudować, bo to byłyby jedynie tzw. obietnice wyborcze. A ja nade wszystko cenię szczerość. Mogę zapewnić, że będę walczyła o wykonanie - w ramach modernizacji i poszerzenia ulicy Głębockiej - skrzyżowania Głębockiej z ulicą Lewandów i docelowego umieszczenia tam świateł. Jest to jedna z ważniejszych arterii komunikacyjnych w tej części dzielnicy. Tego chciałabym dopilnować.
- A czy w Pani kalendarzu, oprócz pracy zawodowej, różnych zajęć, istnieje taka pozycja jak "odpoczynek" lub "hobby"?
- Jak każdy uwielbiam odpoczywać, ale także w sposób aktywny! Żeglarstwo, nurkowanie, narty i długie spacery. W przeszłości latałam balonem i skakałam ze spadochronu...
- Nie lubi Pani...?
- Poniedziałku i poczucia bezsilności.
Rozmawiał JP
.