Gdy mijam oligo...
4 listopada 2005
Przełom października i listopada w tym roku nie odstrasza tych, którzy lubią długie spacery. Jesień bowiem nie przeszywa nas spodziewanym chłodem, a jeżeli już wybraliśmy się na spacer po naszej dzielnicy, to przyjemność przeplata się jedynie z nostalgią nad tym, co minęło, co chcemy z sentymentem wspominać.
Wracając w niedzielę z Teatru "Rampa", po obej-rzeniu niezwykle refleksyjnego przedstawienia "Os-kar i Ruth", zastanawiałem się nad tym jak bardzo ważna w naszym codziennym życiu jest obecność życzliwych i pomocnych ludzi. Dotyczy to jednak nie tylko najbliższych nam osób z kręgu rodziny, ale przecież także nam jako wspólnocie lokalnej po-trzebni są pewni, specyficzni ludzie dbający o to, co nas otacza. Wkraczając do Parku "Wiecha", który od 2002 roku nie przypomina już odstraszającej gęstwiny krzaków przyozdobionych starymi butelkami po alkoholu i śmieciami pozostawionymi przez przypadkowych przechodniów, spojrzałem w prawo. W tym pięknym parku, przy głównej alejce usytuowane jest okazałe ujęcie wody oligoceńskiej. Nie jest to byle kran z rurą wbitą w ziemię, ale cały zestaw nowoczesnych urządzeń znajdujących się pod ładnym zabudowaniem. Spojrzałem na wielkie, automatyczne drzwi, w których zawsze widziałem czyste, duże szyby i nagle ten widok stał się dla mnie nieprzyjemnym doznaniem. Każda szyba była niezwykle "pracowicie" zniszczona i precyzyjnie stłuczona. Nie wiem nic o bezmyślnej lub podłej istocie, która akurat w tym miejscu wyładowała swą siłę. Wierzę jednak, że gdyby ten ktoś czuł się częścią naszej wspólnoty i znał całkiem niedawną historię tego miejsca, to może na chwilę zadrżałaby mu ręka.
Chciałbym, aby za widzianymi obiektami i budynkami zobaczył ludzi, praw-dziwych, zaangażowanych społeczników, poświęcających swą pracę dla takich spraw. Kiedy patrzę na to ujęcie wody oligoceńskiej nieopodal teatru, wspominam moją koleżankę, byłą radną Krysię Kalską, która przez wiele lat walczyła o to, aby powstał ten obiekt. Zbierała podpisy mieszkańców, pisała arkusze interwencyjne, a potem doglądała, czy realizacja przebiega właściwie. Wkładała w tę pracę swoją duszę i nie wiem, czy słyszała słowo "dziękuję" tak często, jak na to zasługiwała. Pamiętam, jak w poprzedniej kadencji niektórzy radni przekornie żartowali sobie trochę z zaangażowania Krysi w budowę hali sportowej na Targówku. Już wtedy obiekt ten nieoficjalnie nazywano halą imienia Kalskiej. Wieczorami przechodząc tu obok i widząc świecący wielkimi, czerwonymi literami napis, myślę nie tylko o funkcji tego budynku, ale o szczególnej osobie, z którą mi się kojarzy. Krysi Kalskiej nie ma wśród nas, odeszła dwa miesiące temu. Ciężka choroba doprowadziła do kresu jej cenne życie.
Korzystając z szacunkiem z tego wszystkiego, w co włożyła tyle pracy, pamię-tajmy o niej w dniach, które sprzyjają refleksji nad sensem ludzkiego życia.
Sebastian Kozłowski
wiceprzewodniczący rady dzielnicy Targówek