Fortel z okręgami, czyli Choszczowka bez szans
10 września 2010
Od razu uprzedzam, że nie chcę ponownie zanudzać czytelników zaniedbaną ulicą Fortel z Wiśniewa, która stała się jednym z symboli upolitycznienia mijającej kadencji białołęckiego samorządu.
Autor jest radnym dzielnicy Białołęka (Gospodarność), prezesem Fundacji AVE. |
Białołęka w sposób naturalny podzielona jest na trzy części - wielkomiejski Tarchomin i Nowodwory ze stosunkowo dobrą infrastrukturą, osiedla domów jedno-rodzinnych między ulicą Modlińską a kanałem Żerańskim oraz tzw. zielona Biało-łęka między kanałem, Trasą Toruńską a granicą miasta. Ten ostatni rejon, obecnie przeżywający demograficzny boom, stał się de facto samodzielnym organizmem w obrębie dzielnicy i ma najwięcej potrzeb inwestycyjnych. Mieszkańcy każdej z wy-mienionych części tworzą naturalne lokalne społeczności, mające wspólne cele. Można dodatkowo dokonać podziału na stary Tarchomin i młode blokowiska Nowo-dworów, gdzie naturalną granicą byłaby ulica Mehoffera.
Połączenie w jednym okręgu Choszczówki i Białołęki Dworskiej z osiedlami usytuowanymi wzdłuż Trasy Toruńskiej to absurd! Ich mieszkańcy mają zupełnie inne priorytety niż mieszkańcy osiedla Derby. Trudno też oczekiwać, żeby samo-rządowi działacze z Białołęki Dworskiej znali doskonale strukturę społeczną Lewan-dowa albo Brzezin i odwrotnie.
Każde z osiedli między Modlińską a kanałem Żerańskim wciśnięto niejako "na przystawkę" do innego okręgu wyborczego. Taki podział de facto marginalizuje gło-sy mieszkańców tych terenów. Żadne z osiedli przy obecnej, niejednomandatowej ordynacji wyborczej, notabene obiecywanej wielokrotnie przez PO, nie jest w stanie wprowadzić do rady dzielnicy swojej wyraźnej reprezentacji. Siłą rzeczy o wyniku wyborczym w każdym z okręgów decydować będą mieszkańcy blokowisk - jest ich po prostu więcej!
Co ciekawe, nowy podział najbardziej dotyka rdzennych mieszkańców Białołęki oraz ludzi, którzy tutaj wybudowali domy jednorodzinne i traktują dzielnicę jako docelowe miejsce zamieszkania. Rozbito strukturalnie obszar, który w ostatniej ka-dencji najmniej otrzymał, nie licząc parku Henrykowskiego, wciąż nieskończonego, który już w tej chwili pochłonął astronomiczną kwotę 4 milionów złotych, a wciąż nie posiada nawet ławek przy głównej alejce i placu zabaw.
Przed wakacjami "Echo" donosiło, że pojawiły się nowe tabliczki z oznaczeniami ulic i numerów domów, na których historyczne Płudy, Wiśniewo, Piekiełko i Dąb-rówkę przyporządkowano... do Henrykowa. Tablice, które pokazują ignorancję his-toryczną i wedle oficjalnej wersji były błędem urzędnika, obecnie stają się symbo-lem kompetencji partyjnych władz samorządu i mianowanych przez nich funkcjo-nariuszy. Działacze PO z burmistrzem Jackiem Kaznowskim na czele albo totalnie nie znają Białołęki i jej historii, albo wykorzystują mieszkańców do swoich partyj-nych celów. Dodajmy, że niefortunne przedwyborcze dzielenie Białołęki rozpoczęło się jeszcze w poprzedniej kadencji, kiedy PiS po raz pierwszy zburzył historyczny układ i połączył osiedla Zielonej Białołęki z blokowiskami. Jednak obecne zmiany idą stanowczo za daleko i wykraczają poza granice zdrowego rozsądku.
I to jest kolejny dowód na to, że partie nie powinny rządzić w samorządzie, który obecnie samorządny jest tylko z nazwy! Mam coraz większe wątpliwości, czy warto w takim samorządzie uczestniczyć...
Bartłomiej Włodkowski