Ekskluzywna stara fabryka. Najmodniejszy adres Woli
26 września 2016
Często piszemy o niszczeniu przemysłowego dziedzictwa Woli, o tym jak zabytkowe budynki fabryk, manufaktur, browarów albo są wyburzane, albo niszczeją i popadają w ruinę. Na szczęście są i takie miejsca jak dawna fabryka koronek na Burakowskiej.
Co tutaj było?
Fabryka koronek przy Burakowskiej została wybudowana w 1910 roku. Był to rodzinny zakład Landau'ów: Maksymiliana, Szymona, Maurycego i Dawida. Swoją familijną firmę założyli pięć lat wcześniej, ale działali przy ulicy Gęsiej. Gdy tam zrobiło się za ciasno, przenieśli się na Burakowską. Produkcja koronek i taśm bawełnianych szła tu pełną parą. Zakład stale się rozwijał. Miał przedstawicielstwa w całej Polsce, m.in. w Katowicach, Wilnie i Lwowie, w czasie prosperity Landauowie zatrudniali prawie 70 robotników, mieli 40 maszyn tkackich. Fabryka prosperowała znakomicie aż do wybuchu II wojny światowej. Podczas powstania część zabudowań została zniszczona. Na szczęście nie wszystkie.
Co przetrwało?
Do dziś przetrwał główny gmach fabryki na planie litery L z dwuspadowym dachem i przylegająca doń oficyną. Oba budynki wzniesione zostały z nietynkowanej, czerwonej cegły. Ich charakterystycznym elementem są duże otwory okienne o półkolistych zwieńczeniach z ceglanych klińców, zaopatrzone w oryginalną metalową stolarkę. Pomiędzy oknami zachowały się ozdobne kotwy belek stropowych. Elewacja wykończona jest profilowanym ceglanym gzymsem. We wnętrzach wrażenie robią stropy typu Klein. W oficynie wprowadzone zostały nowe okna i podziały elewacji.
A co jest?
Dziś w dawnej fabryce mieszczą się m.in.: Sakana Sushi, Winiarnia Mielżyński, galerie wnętrzarskie i lifestylowe - Red Onion i Bed & Breakfast, kwiaciarnia- Warsztat Woni Marty Gessler, salon fryzjerski Jagi Hupało, poprzez liczne sklepy oferujące designerskie meble i dodatki, a kończąc na Centralnym Domu Qultury. Postindustrialny duch współczesnej Fabryki Koronek wciąż się tu unosi, wciąż go czuć wśród tkanych ręcznie jedwabi i designerskich mebli z klasą. Miejsce stało się modne, otoczone snobistyczną aurą, jednocześnie ekskluzywne i swojskie. Wizyta w winiarni Melżyński, czy wstąpienie do Red Onion w pewnych kręgach nie tylko należy do dobrego tonu, ale stała się wręcz swego rodzaju obowiązkiem. Jedyne co mnie w nowej Fabryce Koronek przeraża, to ceny w większości lokali. I tak jednak Burakowska 5/7 jest absolutnie obowiązkowym punktem do odwiedzenia na mapie Woli. Choćby po to, by się przekonać, że nie wszystko trzeba zniszczyć, żeby było i trochę po staremu, i nowocześnie i do tego klimatycznie. Oby więcej takich miejsc.
(wk)