Dlaczego "zamiast"?
22 czerwca 2007
Z dużym zainteresowaniem przeczytałem ostatni numer "Echa", prezentujący to, czego w ostatnich latach bardzo Białołęce brakowało - dyskusji nad kierunkami jej rozwoju.
Autor jest historykiem, sekretarzem rady osiedla Białołęka Dworska. |
Miłośnik turystyki rowerowej pisze, że zamiast ba-dań nad Białołęką i prac na białołęckim muzeum należy oznakować trasy rowerowe i budować ścieżki. Co do oznakowania pełna zgoda, to naprawdę niewiele kosz-tuje, a jest potrzebne i uczyni Białołękę bardziej atrak-cyjną turystyczne (pozwoli też dorównać sąsiednim gmi-nom, które już to zrobiły). Od siebie dodam, że wzorem np. Jabłonny warto wprowadzić na szeroką skalę tab-liczki informujące o dziedzictwie przyrodniczym i histo-rycznym Białołęki. Wbrew temu co autor napisał, jest o czym informować (aż głupio mi w tym miejscu odsyłać go do "Historii Białołęki", aczkolwiek być może warto już poczynione ustalenia ba-dawcze bardziej popularyzować). Cieszę się zresztą, że autor przypomniał pio-nierskie działania Pawła Dotrywa. Byłoby fajnie, gdyby Paweł zechciał (do czego go gorąco namawiam) opisać swoje trasy wycieczkowe po ziemi białołęckiej, a insty-tucje kultury wsparły taką publikacje.
Nie widzę opozycji między pomysłem na muzeum, a ww. działaniami. One się wręcz dopełniają. Zgadzam się, że muzeum nie uratuje materialnej substancji co-raz bardziej (niestety!) niszczejących cmentarzy ewangelickich czy odchodzących w niebyt ongiś pięknych białołęckich "drewniaków". Może je jednak przynajmniej udo-kumentować, opisać, a następnie poprzez działalność wystawienniczą czy wydawni-czą przekazywać o nich pamięć. Problem Białołęki polegał dotąd (z różnych zresztą powodów - zdaje się, że jednym z wyróżników "białołęckiego charakteru" jest silny indywidualizm) na tym, że mimo naprawdę wielkiego potencjału i zaangażowania, działania na rzecz białołęckiego dziedzictwa były bardzo rozproszone i często mało skuteczne. Pewna instytucjonalizacja wyszłaby im tylko na dobre.
Nie wydaje mi się też trafna opozycja między imprezami plenerowymi, takimi jak białołęcki sylwester a projektem muzeum. Obie mają wspólny cel - integrację mieszkańców i budowę wspólnoty. Pozostaje oczywiście kwestia podziału środków. Jednak naprawdę nie warto tego ujmować konfrontacyjnie. Źle jest też, jeśli ofiarą filozofii "zamiast" mogą paść tak ważne i potrzebne społeczności lokalnej insty-tucje, jak czytelnia w Białołęce Dworskiej. Czytelnia, która mimo ciężkich warun-ków lokalowych, zapewniała i zapewnia od ponad 50 lat wiedzę (internet wszyst-kiego nie załatwi!) kilkuset mieszkańcom Białołęki. Byłoby wielką stratą nie tylko dla czytelnictwa, gdyby któregoś dnia ze względu na złą sytuację lokalową (a ter-min ten pewnie nie jest tak odległy) mieszkańcy Białołołęki Dworskiej i okolic do-wiedzieli się, że odtąd "po książkę tylko na Tarchomin". Dla podkreślenia jak bar-dzo ważna jest to placówka w życiu społecznym osiedla, warto podać, że często w ramach ostatniej woli mieszkańcy decydowali o przekazaniu swojego księgozbioru właśnie jej.
Białołęka, by poczuć się czymś więcej niż "zakorkowaną sypialnią" potrzebuje szeregu różnych inicjatyw, bynajmniej się nie wykluczających. Potrzebuje też jed-nak szacunku i ochrony dla tego wszystkiego, co przez ostatnie ponad 70 lat stwo-rzono i co się sprawdziło.
Krzysztof Madej