Cyklicznie o recyklingu. W trosce o śmieciarzy?
5 października 2012
Wydarzyła się dziwna rzecz - nie wiem, co o tym myśleć. W kilka miesięcy po moim felietonie, w którym wyliczałem zalety likwidacji zsypów w blokach mieszkalnych, w naszym domu zamknięto funkcjonujący przez kilkanaście lat kanał zsypowy.
Za bałagan odpowiada firma odbierająca śmieci z naszej spółdzielni, którą jest należąca do miasta spółka Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania (MPO). Minimalny standard, polegający na tym, że pojemniki na śmieci różnych rodzajów różnią się kolorami, jest dla niej nie do osiągnięcia.
Od przyszłego roku nowe przepisy ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach przerzucają na samorząd troskę o śmieci i wymuszają przeprowadzanie przez urzędników przetargów na odbiór odpadów. Mogłoby to odmienić sytuację w Warszawie. Nowy system wzburzył jednak wielu samorządowców, którzy poumieszczali w spółkach komunalnych swoich totumfackich i teraz protestują przeciwko temu, by intratny biznes śmieciowy trafiał w ręce prywatnych przedsiębiorców.
W Sejmie pojawił się w związku z tym projekt ustawy, formalnie autorstwa SLD, zmieniający reformę śmieciową właściwie w jednym punkcie: spółki należące do gminy będą mogły dostawać zlecenia na odbiór śmieci bez przetargu. W uzasadnieniu projektu autorzy piszą wprost, bez zbędnych ogródek: "Z uwagi na skalę bezrobocia utrzymanie kilku czy kilkunastu etatów w gminie nie może pozostawać bez znaczenia." Oj, nie może... Nie chodzi, rzecz jasna, o śmieciarzy - ci przecież znajdą zatrudnienie także w prywatnej firmie - lecz o prezesów czy zastępców dyrektora do spraw ogólnych, którzy bez rekomendacji partyjnej nie dostaliby nawet posady śmieciarza.
Maciej Białecki
były wiceburmistrz Pragi Południe (2002-2004) i radny sejmiku mazowieckiego (2002-2006)