Co dalej z osiedlem "Przyjaźń"?
29 lutego 2016
To sytuacja nieco wstydliwa w skali europejskiej, by miasto robiło tak niewiele, by chronić to, co unikatowe i nie chwalić się swym na świecie.
Tymczasem na osiedle "Przyjaźń" Warszawa od lat nie ma pomysłu. Większość osiedla nie ma nawet planu zagospodarowania przestrzennego. Dopiero teraz jego projekt przeszedł do fazy opracowywania i konsultacji.
Niektórzy odmawiają temu miejscu prawa istnienia ze względu na to, że jest pamiątką po okresie zależność od ZSRR. Jakby radzieckie korzenie przekreślały urok i świadectwo historii wciąż tu jakoś obecne. Mieszkańcy liczą, że o osiedle "Przyjaźń" wreszcie miasto się zatroszczy, potraktuje je jako bezcenne miejsce na mapie Warszawy, z wyraźnymi walorami estetycznymi, przestrzennymi i architektonicznymi, a nie jak czarną dziurę w zabudowywanej po nowemu dzielnicy. Z drugiej strony Bemowo stało się dzielnicą dzikiej deweloperki, a 32 hektary terenu osiedla dla inwestorów było łakomym kąskiem. Chętnie zburzyliby te marne sto kilkadziesiąt domków. Mieszkańcy przez ostatnie lata żyli w niepewności i strachu przed buldożerami. Właściwie od dwudziestu lat mówiło się, że osiedle "już za chwilę" może zostać zburzone. Dziś już wiadomo, że raczej nie będzie. Plan zagospodarowania Jelonek zakłada zachowanie domków. Ale to wcale nie koniec kłopotów.
Jak zachować osiedle?
Problemem są stosunki własnościowe. Formalnie właścicielem terenu jest Skarb Państwa, w jego imieniu zarządza nim miasto, a dzierżawi Akademia Pedagogiki Specjalnej. Mieszkańcy właściwie nie znają swojego statusu. Nie ma tu pojęcia własności, mieszkań nie można wykupić. To dawne mieszkania kwaterunkowe, a taki byt już nie istnieje. Do części działek są roszczenia ze strony potomków wywłaszczonych w latach 50. mieszkańców. Nie prowadzi się żadnych inwestycji. I nie ma pewności, jak długo jeszcze będzie tu można mieszkać.
O osiedle zaczęli walczyć sami mieszkańcy. Założyli Inicjatywę Osiedle Przyjaźń. Walczą nie tylko o zachowanie domów. Działaczki Grupy Odkrywkowej zajęły się historią "Przyjaźni", szukaniem dokumentów, rejestrowaniem opowieści. Powstała wirtualna mapa osiedla, ukazał się pierwszy numer lokalnej gazetki "Jelonek". Działa też Stowarzyszenie Mieszkańców Osiedla Profesorskiego, czyli części jednorodzinnej, które walczy o uregulowanie kwestii własności domków.
Osiągnęli tyle, nagłaśniając problem, chodząc po urzędach, nawet do Sejmu, że dziś przynajmniej dla wszystkich wydaje się jasne, że punktem wyjścia stało się pytanie o to, jak zachować osiedle, a nie o to czy jest szansa na jego ocalenie. Wreszcie po latach starań układ urbanistyczny "Przyjaźni" został ujęty w gminnej ewidencji zabytków. Niestety, tylko układ, a nie same domki. Choć wiele budynków z lat 50. (w tym Pałac Kultury) znajduje się już w rejestrze zabytków, osiedle "Przyjaźń" jest pozbawione ochrony konserwatora. Spośród zbudowanych w Warszawie krótko po II wojnie światowej drewnianych osiedli jedno (na Polu Mokotowskim) zostało zburzone w latach 70., pozostałe dwa ("Jazdów" i właśnie "Przyjaźń") nie są uznawane za zabytkowe.
Mieszkańcy zostaną wykwaterowani?
Na szczęście jest już projekt planu zagospodarowania. Dobra wiadomość jest taka, że odsuwa widmo buldożerów. Nie dopuszcza zabudowy wyższej niż obecna, nie przewiduje też wznoszenia dodatkowych budynków między domkami. Zamkniętego blokowiska na pewno tutaj nie będzie. Obawy mieszkańców budzi jednak zapis dotyczący funkcji domków. Na osiedlu "Profesorskim" teren ma pozostać zabudową jednorodzinną. Ale już dla domków "długich" czyli bloków dawniej zamieszkiwanych przez studentów, autorzy nie przewidzieli funkcji mieszkalnej, przypisując im stare przeznaczenie: domów akademickich, schronisk młodzieżowych i hoteli. Tymczasem większość budynków zajmują dziś zwykli lokatorzy, studenci są w mniejszości. Co zatem z tymi, którzy mieszkają tu od lat? Zostaną wykwaterowani? Do wyłożonego projektu planu zagospodarowania Jelonek mieszkańcy złożyli już kilkadziesiąt uwag. A dodatkowo również wniosek o konsultacje w sprawie przyszłości i formy zarządzania osiedlem. Czekają na kolejne spotkania. Liczą, że ich postulaty zostaną wzięte pod uwagę. Z nadzieją, że o osiedle "Przyjaźń" wreszcie miasto się zatroszczy, potraktuje je jako bezcenne miejsce na mapie Warszawy, z wyraźnymi walorami estetycznymi, przestrzennymi i architektonicznymi, a nie jak czarną dziurę w zabudowywanej po nowemu dzielnicy.
(wk)