Chłopiec potrącony na Berensona
11 stycznia 2012
W rejonie szkoły przy Berensona 5 stycznia doszło do wypadku, w którym ranny został 12-letni chłopiec. Próbował przejść do szkoły z przystanku autobusowego. Tym razem obyło się bez większych obrażeń, to jednak dowód na to jak bardzo potrzebna jest zmiana organizacji ruchu w tym rejonie.
O tym, jak bardzo jest niebezpiecznie w tym rejonie pisaliśmy wielokrotnie. Duży ruch samochodów, brak chodników i przejść dla pieszych w miejscach gdzie od dawna powinny się znajdować, to problem znany wszystkim. Do tej pory jednak, pomimo starań urzędu dzielnicy, a przede wszystkim radnej Agnieszki Borowskiej, nie udało się zmienić sytuacji. Temat znowu powrócił i niestety wciąż nie ma żadnych konkretów dotyczących zmiany sytuacji, a ta jak widać jest coraz trudniejsza.
- W miejscu gdzie doszło do wypadku nie ma przejścia dla pieszych, brakuje fragmentów chodnika, a miejsce to jest szczególnie niebezpieczne w związku z dużym ruchem pieszych i samochodów. W bliskim sąsiedztwie po obu stronach skrzyżowania znajdują się cztery przystanki autobusowe umożliwiające przesiadkę do kilku różnych linii autobusowych. Jest to szlak pieszych wędrówek uczniów do szkoły podstawowej, bezpośrednie dojście do Centrum Handlowego Berensona - mówi Borowska i dodaje, że w sąsiednim osiedlu Derby mieszka ok. 8 tys. ludzi.
Radna woła na puszczy
Od wielu miesięcy radna apelowała o zajęcie się problemem. Odpowiedzialna za zmianę organizacji ruchu jest firma MarcPol, która zobowiązała się w 2007 roku do "zaprojektowania i wykonania po uzgodnieniu z właściwymi zarządcami drogi chodników w ulicach Zaułek i Berensona (w celu zapewnienia bezpiecznego ruchu pieszych)" na wysokości działki, na której powstało centrum handlowe. Powyższe należało wykonać przed oddaniem budynku do użytkowania. Zezwolenie wydane zostało na czas nieokreślony z zastrzeżeniem, że decyzja o wydaniu zezwolenia wygasa, jeśli w ciągu trzech lat od jego wydania prace nie zostaną wykonane.
Agnieszka Borowska, dla której bezpieczeństwo dzieci na wschodniej Białołęce od dawna jest jednym z priorytetów, zaproponowała wręcz drastyczne rozwiązanie - zamknięcie centrum handlowego do czasu zmiany organizacji ruchu.
MarcPol: winni urzędnicy
Marcpol nie ma sobie nic do zarzucenia i odpowiada, że zwłoka spowodowana jest przeciągającymi się formalnościami w urzędach. - Wbrew pozorom sprawa nie jest prosta, ponieważ musimy przebudować ok. 250 m Berensona (chodniki itp.) oraz ok. 100 m ulicy Zaułek. Jedna z dróg jest dzielnicowa, drugą zarządza Zarząd Dróg Miejskich. Robimy co w naszej mocy, żeby zmienić sytuację, jednak nie jest to proste. Wszystko wymaga uzgodnień i innej dokumentacji, a to przeciąga się w czasie. Nasz projektant uczestniczył w wielu spotkaniach i ciągle są jakieś problemy, tak jak np. ze skrzyżowaniem ulic Berensona i Zaułek. Mieliśmy tam budować przejścia dla pieszych, przystaliśmy na to, tymczasem okazuje się, że skrzyżowanie ma być przebudowywane, więc ruszyć tego nie możemy. Mam jednak nadzieję, że do końca przyszłego tygodnia zamkniemy temat uzgodnień, wtedy będziemy mogli zacząć działać - tłumaczy Mariusz Szmigiel, dyrektor ds. inwestycji Marcpol-u. Dodaje też, że zamknięcie centrum do niczego by nie doprowadziło, bo w konsekwencji firma mogłaby wystąpić o rekompensatę za utracone pieniądze.
Tymczasem rzeczniczka białołęckiego ratusza ma całkowicie odmienne zdanie na temat działań MarcPol-u. - Mimo kilku konsultacji projektanta z urzędnikami, przekazania mu projektu nowej organizacji ruchu na ul. Zaułek związanej z wprowadzeniem komunikacji miejskiej do dzisiaj w urzędzie dzielnicy nie został złożony projektu przebudowy - mówi Bernadeta Włoch-Nagórny.
Radna Borowska podkreśla, że nawet najbardziej skomplikowane procedury urzędowe nie zwalniają firmy z odpowiedzialności. - Rozumiem, że sprawa jest trudna i za zrobienie porządku ktoś będzie musiał zapłacić. Zwracam tylko uwagę, że płacić za to nie mogą dzieci, swoim zdrowiem i życiem. Nikt im go nie zwróci. To są dzieci w wieku 9-13 lat. Już samo przejście w miejscu bez pasów jest dla nich stresem. Cierpi też ich wychowanie, bo w szkole uczą się o bezpieczeństwie, zasadach postępowania na drodze, a poza szkołą zmuszone są do łamania przepisów. Na miejscu MarcPol-u, aby ratować sytuację, do czasu zrobienia porządku wynajęłabym osobę do przeprowadzania dzieci na miejscu, gdzie był wypadek - mówi Agnieszka Borowska.
Historia się powtarza?
Radni wschodniej Białołęki walczą o chodniki, przejścia dla pieszych, zatoki przystankowe i sygnalizację uliczną. Udało się wywalczyć światła na Ostródzkiej w sąsiedztwie szkoły. O inne miejsca walka trwa. - Zwykle dopiero wypadki powodują przyśpieszenie inwestowania w sygnalizację świetlną. Niestety. Mało kto pamięta, że tak było m.in. na Nowodworach i głównie dlatego mamy światła na Światowida przy szkole nr 344 oraz na Myśliborskiej pomiędzy Ćmielowską a Mehoffera - przypomina radny Wojciech Tumasz.
Anna Sadowska