Byle pozbyć się pacjenta ze szpitala?
5 lutego 2015
Czy starszą osobę po wypadku samochodowym należy pozostawić na obserwacji w szpitalu czy odesłać do domu? Oto historia naszej czytelniczki, matki pani Ani.
Historia ma ciąg dalszy
Starsza pani została zabrana przez karetkę do Szpitala Bielańskiego. Nie był to jednak koniec jej koszmaru. W szpitalu spędziła kilka długich godzin. Okazało się, że noga i żebra są złamane.
- Przyjechała moja siostra, która miała wrażenie, jakby lekarz robił mamie łaskę, że ją bada. Przed północą została wypisana. Nie dostała tabletek przeciwbólowych. Nic nie podpisywała i nie chciała zostać wypisana na własne żądanie, tym niemniej nie zostawili jej w szpitalu na obserwacji. Nie rozumiem dlaczego. Przez tydzień leżała w domu, a my nie bardzo wiedziałyśmy, jak się nią zająć. Nie byłyśmy w stanie jej ruszyć. Wreszcie dostałyśmy od lekarza pierwszego kontaktu skierowanie z powrotem do szpitala. Tam mama spędziła jeden dzień. Jest bardzo wymęczona i obolała. Czy naprawdę nie dało rady jakoś inaczej jej potraktować? Bardziej po ludzku. Generalnie zastanawiam się, jak funkcjonuje ten szpital. Na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym jest tylko jeden ortopeda i generalnie czeka się tam długie godziny - irytuje się pani Anna.
Szpital: niestandardowo, ale bezbłędnie
Dyrekcja szpitala uważa, że nie popełniono żadnych błędów, choć nadmienia, że może była to "niestandardowa decyzja".
- W takich wypadkach każdorazowo w zależności od stanu zdrowia pacjenta szef dyżuru, w tym wypadku urazowego, podejmuje decyzję co dalej. W przypadku tej pacjentki taka decyzja została podjęta po sześciu godzinach - po wielu badaniach obrazowych, łącznie z tomografią głowy, a także zbadaniu przez specjalistę medycyny ratunkowej, później przez ortopedę. Jestem przekonany, że zarówno pierwszy, jak i drugi pobyt, z medycznego punktu widzenia był w porządku. Drugi pobyt stanowił jedynie leczenie zachowawcze. Pacjentka nie potrzebowała żadnych zabiegów, co poniekąd udowadnia, że nie popełniono błędu wypisując pacjentkę podczas pierwszego pobytu. Kiedy ta pani pojawiła się u nas po raz pierwszy lekarz zalecił - tak jak to ma zwykle miejsce w tego typu urazach - przyjście do poradni urazowej, dokładnie w dniu, w którym po raz drugi pojawiła się w naszym szpitalu - broni decyzje szpitalnego personelu wicedyrektor ds. lecznictwa, dr n. med. Grzegorz Michalak. Przypomina też, że w szpitalu działa pełnomocnik praw pacjenta i chętnie udzieli wszelkich wyjaśnień.
- Jeżeli córka tej pani ma jakieś wątpliwości, to zarówno ja, jak i moi koledzy, którzy się opiekowali pacjentką, jesteśmy do dyspozycji - dodaje wicedyrektor.
Chętnie poznamy inne historie naszych czytelników ze Szpitala Bielańskiego.
ak