Nieudana próba odwołania burmistrza

Przypomnijmy, że ze względów taktycznych długo nie mieliśmy wyborów burmistrza. Tak długo, że aż w końcu prezydent miasta powołała zarząd przez nominację. Z tym nie mogła się pogodzić opozycja w radzie. - Na nic nie mamy wpływu. Wiadomości pochodzą z mediów. Tak nie może być - mówił Jan Zaniewski, od tej kadencji wiceprzewodniczący bielańskiego gremium.

Dlatego na ubiegły poniedziałek zwołano sesję nadzwyczajną, na której miano dokonać odwołania burmistrza i jego zarządu. Postulowano też zmniejszenie liczby powołanych wiceburmistrzów. Tak, aby zamiast czterech było tylko trzech, jak od pewnego czasu w poprzedniej kadencji. Wystarczyło jednak, by radni PO i SLD na sesję nie przyszli i nie można było obradować. Spróbowano więc jeszcze raz na piątek.

W proponowanym porządku obrad zostało napisane, że w tajnym głosowaniu burmistrz został odwołany. Zapowiadało się więc frapująco. - Takiego pisania wymagają procedury. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością - wyjaśnił jednak wiceburmistrz Grzegorz Pietruczuk.

Jak się okazało, miał rację. Na sesji piątkowej znów było zaledwie 11 radnych plus przewodniczący Robert Wróbel. Jego chciano także odwołać, ale ponownie z powodu braku kworum po siedmiu minutach obrady zamknięto. Przewodniczący zaś oświadczył, że następna - już normalna sesja (poświęcona budżetowi) - zostanie zwołana na 11 lutego.

Całe to zamieszanie było jak widać bez sensu. Wystarczyło bowiem, że większość na sesję nie przyszła i niczego nie można zrobić. Wiadomo też, że nawet gdyby większość była i tak nie dopuściłaby do zmiany burmistrza. A przez całe zamieszanie rada do tej pory nie powołała nawet komisji i nie może normalnie pracować, chociaż od wyborów minął już kwartał.

Co warto też odnotować, na piątkowym spotkaniu w Urzędzie Dzielnicy nie było burmistrza Tomasza Menciny, ponieważ właśnie... wziął urlop. Wziął, chociaż dopiero co został burmistrzem.

mac