Była dyrektorka szkoły przegrała w sądzie z naszym dziennikarzem
23 września 2019
Niewinny! - usłyszał Przemysław Burkiewicz, nasz były dziennikarz, w sądzie rejonowym dla Pragi Północ. Po czterech latach zakończyła się sprawa karna, którą wytoczyła mu była już dyrektorka Szkoły Podstawowej nr 231 na Białołęce. Oskarżyła go o zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych.
O oskarżeniach wobec dyrektorki, związanych z zachowaniem wobec uczniów i nauczycieli, pisaliśmy dwukrotnie w październiku oraz w listopadzie 2015 roku. - Moje artykuły były rzetelne. Pisząc je, opierałem się wyłącznie na dokumentach urzędowych, wypowiedziach urzędników oraz relacjach świadków - mówi Przemysław Burkiewicz. Niemal natychmiast dziennikarz został pozwany za zniesławienie i naruszenie dóbr osobistych, choć dyrektorka wielokrotnie odmawiała ustosunkowania się do zarzutów przed publikacjami. Sprawa trafiła do sądu rejonowego przy ulicy Terespolskiej. - Wraz z mecenasem Wojciechem Dobkowskim poprosiliśmy sąd o wezwanie wielu świadków, w tym rodziców dzieci oraz nauczycieli ze szkoły przy Juranda ze Spychowa 10. Przedłożyliśmy także liczne dokumenty świadczące o tym, co działo się w szkole - mówi redaktor Przemysław Burkiewicz, aktualnie szef działu stołecznego w "Fakcie".
W październiku 2015 roku ówczesny burmistrz Białołęki Piotr Jaworski zawiesił dyrektorkę do czasu prawomocnego zakończenia postępowania dyscyplinarnego, które wszczęła wobec niej komisja dyscyplinarna przy wojewodzie mazowieckim. Prawie rok później Kuratorium Oświaty nakazało przywrócić dyrektorkę i od 1 września 2016 znów rządziła w szkole. Klasa, w której było najwięcej problemów, była pod specjalnym nadzorem władz oświatowych. Po tym, jak niekorzystnie dla dyrektorki wypadła ankieta przeprowadzona wśród uczniów, ostatecznie Kuratorium dało zielone światło do odwołania jej ze stanowiska, co uczyniła ówczesna prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. 31 grudnia 2016 roku był ostatnim dniem jej dyrektorowania, a sytuacje, w których dyrektor szkoły traci swoją funkcję w trakcie roku szkolnego, zdarzają się niezwykle rzadko.
W sądzie domagała się dla naszego dziennikarza kary dwóch lat więzienia w zawieszeniu na dwa lata, 100 tys. zł zadośćuczynienia, zamieszczenia przeprosin w mediach, które po nas podały informację o zawieszeniu jej oraz "przepadku materiałów prasowych". Była dyrektorka nie przyszła do sądu w dniu ogłoszeniu wyroku.
Aktualnie nie jest już dyrektorem, ale pedagogiem szkolnym w tej samej placówce, w której piastowała funkcję dyrektora. - To była żmudna i bardzo długa walka o prawdę. Byłem spokojny o wyrok, ponieważ w moich artykułach nie było słowa nieprawdy. Uniewinnienie mnie to dowód na to, że lokalni dziennikarze nie powinni bać się represji za to, że opisują bulwersujące i nieprzyjemne dla władzy sprawy - kwituje Przemysław Burkiewicz.
Wyrok nie jest prawomocny. Nie wiemy, czy była dyrektorka szkoły na Juranda odwoła się do wyższej instancji. Jej nazwiska nie podaliśmy świadomie.
(red)