Biurokratyczny absurd. Drzewo może wyciąć tylko właściciel, który nie żyje
11 grudnia 2020
Przy ul. Ligustrowej większość nieruchomości to tereny leżące odłogiem, na których rośnie cała masa drzew. Część z nich zagraża sąsiadom, którzy najczęściej samodzielnie je wycinają. Pani Dorota uparła się, żeby legalnie usunąć drzewo, które przechyla się na jej dom i przy większym wietrze może runąć. Okazuje się to niewykonalne.
Mieszkanka zwróciła się do straży pożarnej o pomoc w likwidacji zagrożenia. Strażacy skierowali panią Dorotę do urzędu dzielnicy po pozwolenie na wycinkę. I zaczęła się spychologia.
- Drzewo przewyższa nasz segment i pochyla się. Wszystkie gałęzie nad naszą działką zostały już zgodnie z prawem usunięte, ale drzewo nadal rośnie i stanowi poważne zagrożenie - tłumaczyła urzędnikom. Jak dodaje, właściciele tego terenu od dawna nie żyją. Pod ich ostatnim adresem do korespondencji znajduje się obecnie pawilon handlowy przy Bronowskiej 4. Okazuje się, że wawerski ratusz właśnie tam kierował korespondencję w sprawie drzewa. Jak się dowiedziała mieszkanka, postępowanie spadkowe nie zostało przeprowadzone i nie jest planowane. Działka ta nie jest użytkowana prawdopodobnie od końca minionego wieku. Jak udało się jeszcze ustalić, jedyną żyjącą osobą ujętą w księdze wieczystej jest pani Janina, władająca innym z fragmentów tej wielkiej nieruchomości, mieszkająca nieopodal. Kobieta nie ma nic przeciwko wycince zagrażającej sąsiedniej posesji topoli.
Pani Dorota, która koszty wycinki drzewa chce wziąć na siebie, namawia urzędników z wydziału ochrony środowiska w wawerskim ratuszu, żeby skontaktowali się z kobietą w celu uzyskania formalnej zgody. - W efekcie chodzi o wycinkę zagrażającej bezpieczeństwu topoli na niczyjej działce. Pani Janina chętnie pomoże, ale - jak sama mówi - ma już swoje lata - wyjaśnia urzędnikom pani Dorota.
Urząd: "Zgłosić wycinkę może jedynie właściciel"
Urzędnicy dowodzą, że oni sami tego zrobić nie mogą. - Z wnioskiem o usunięcie drzewa może wystąpić jedynie właściciel lub posiadacz nieruchomości (za zgodą właściciela), a w przypadku nieruchomości o nieuregulowanym stanie prawnym posiadacz lub współwłaściciel nieruchomości - natomiast powinien w jakiś sposób udokumentować, na jakiej podstawie włada nieruchomością oraz że pozostali współwłaściciele nie żyją. Urząd nie ma możliwości prawnych, aby zmusić właściciela nieruchomości do wystąpienia z wnioskiem o wydanie zgody na usunięcie drzewa - przekonuje urzędniczka z wydziału ochrony środowiska.
- Odsyłają mnie też do strażaków, którzy powinni wyciąć drzewo zagrażające bezpieczeństwu, ci jednak odsyłają mnie z powrotem do urzędu - mówi nam zrezygnowana mieszkanka, która chciałaby drzewo usunąć legalnie.
Mąż pani Doroty jest już bardzo zirytowany wielomiesięczną spychologią i wymianą korespondencji. - Napiszemy im teraz, że właściciele nie żyją i że to się prawdopodobnie nie zmieni. Może oni w urzędzie tego nie pojmują? - ironizuje. - Ostatnie wpisy w księdze wieczystej są bardzo stare. Łatwo policzyć, że nie żyje też już kolejne pokolenie. Skoro nikt ze spadkobierców nie chce tej działki, to jak w świetle prawa ściąć to drzewo? Chcemy to zrobić samodzielnie, ale urzędnicy nie chcą nam zagwarantować, że wówczas nie naliczą nam kary za nielegalne wycięcie. Paranoja - mówi mieszkaniec.
Prawnik: "Doradzam zasiedzenie"
- Doradzam zasiedzenie nieruchomości lub jej części - mówi prawnik, któremu opisaliśmy sytuację z drzewem. - Nie żartuję. Proponuję ogrodzić, kosić trawę, posiać kwiaty, zasadzić krzewy ozdobne, dokumentować wszystko zdjęciami i notatkami. Za dwa lata zgłosiłbym się do urzędu jako władający terenem i wnioskiem o wycięcie drzewa. A za 30 lat - przy szczęściu - można stać się właścicielem nieruchomości w ramach zasiedzenia.
Bezpańskich działek jest wiele
W zeszłym roku na parking przy szkole nr 216 runęło drzewo rosnące na prywatnej działce, uszkodziło kilka samochodów. Cudem nie zraniło rodziców, dzieci czy spacerowiczów. Samorząd, ani też żadna jego jednostka nie wycięła zawczasu grożącego złamaniem drzewa, ponieważ... sąsiedni las rośnie na prywatnej działce,
- Problem polega na tym, że jest to las, który formalnie ma właściciela, a w praktyce właściciel nie istnieje, tzn. albo dawno temu gdzieś daleko wyjechał albo nie żyje. Interpretacje prawne co do możliwości wejścia i prewencyjnego wycięcia drzewa są różne. Zawsze przecież istnieje obawa, że jednak właściciel się znajdzie i będzie miał do nas uzasadnione pretensje, że wtargnęliśmy do jego lasu i wycięliśmy mu drzewo - tłumaczyła się wicedyrektor Lasów Miejskich Andżelika Gackowska. Jak dodała prywatnych, lecz "bezpańskich" działek leśnych na terenie miasta jest cała masa.
Urzędnicy zgodnie twierdzą, że niewiele można z tym zrobić. Bo tak im jest łatwiej?
(DB)