Będzie trzecia zmiana? "Rozbudowa jest niezbędna"
29 grudnia 2017
Rozmowa z Beatą Pergałowską, dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 257 im. prof. Mariana Falskiego.
- 100-lecie szkoły przypadło na czas kolejnej reformy oświaty, więc dziś rodziców najbardziej interesuje to, jak będzie wyglądać sytuacja uczniów przez najbliższe lata. Gdzie się podzieją klasy siódme, ósme? Czy to prawda, że będą przenoszone do budynków byłych gimnazjów?
- Szkoły podstawowe przeżywają już kolejną reformę, natomiast ta jest duża, bo strukturalna, dotyczy nie tylko podstawy programowej. Projekt budynku z lat 50. przewidywał 320 uczniów, a obecnie jest ponad 600 dzieci. Mamy ograniczoną liczbę sal lekcyjnych, więc im więcej klas, tym trudniej zaplanować naukę. Wszystkie klasy od pierwszych do piątych chodzą na dwie zmiany, szóste tylko rano. W tym roku jeszcze się to udało, ale jeśli w przyszłym roku zostaną nam siódme klasy, to na pewno wszystkie roczniki będą miały dwie zmiany.
- Szkoła od lat zabiega o wybudowanie nowej hali sportowej, a teraz doszła jeszcze pilna rozbudowa.
- Budowa hali sportowej i rozbudowa szkoły to dwa priorytety na najbliższe lata. Profesjonalna hala dzieli się na sektory, więc mogłyby tam jednocześnie odbywać się dwie, trzy lekcje wf. Obecnie w sali gimnastycznej może być tylko jedna lekcja. Młodsze klasy mają wf na korytarzach, raz w tygodniu w sali gimnastycznej i pod balonem, który rozwiązuje nam sytuację w okresie jesienno-zimowym. Latem mamy piękne boiska, więc przy sprzyjającej pogodzie lekcje wf odbywają się na powietrzu.
O konieczności rozbudowy szkoły wiedzą radni, wydział oświaty i władze dzielnicy, ale najważniejsze jest znalezienie lobby w mieście, bo pieniądze na inwestycję musi dać miasto. Nasza placówka jest jedną z niewielu szkół na Białołęce, która ma tak duży teren własny, nie trzeba go więc pozyskiwać, mamy gdzie zbudować nowe sale lekcyjne. Nieruchomość jest uzbrojona i uregulowana pod względem prawnym.
- Czy były już jakieś konkretne przymiarki do rozbudowy?
- Jest wstępny plan budowy hali sporządzany dwa lata temu. Halę i nowe skrzydło szkoły można zbudować jednocześnie, ale najpierw muszą się na to znaleźć pieniądze.
- A do tego potrzebna jest przychylność rady miasta.
- Dlatego właśnie mówiłam o tym lobby, bo każda szkoła będzie miała swoje potrzeby. Naszej szkole rozbudowa jest niezbędna, gdyż wokół rosną nowe osiedla - potężne przy Krokwi i kolejne na terenach po Pollenie Aromie. Dzieci z tych osiedli przyjdą do nas.
- Czy rozbudowa jest konieczna, żeby nie było nauki na dwie zmiany, czy dlatego, że za 2-3 lata dzieci nawet na dwóch zmianach się nie zmieszczą?
- Nie zmieszczą się na dwóch zmianach! Jeśli zostaną nam w przyszłym roku siódme klasy, będą chodziły z szóstymi na wymianę, ale jeśli w kolejnym roku zostaną nam klasy ósme, to będziemy mieli duży problem z zorganizowaniem nauki.
- A może będzie taki plan, że pierwsze klasy będą lokowane w budynkach po gimnazjach?
- Każda szkoła ma swój rejon. Byłe gimnazja mają swoje rejony jako szkoły podstawowe. Nasz jest nieco mniejszy niż poprzednio, ale zostały w nim te największe osiedla. Te dzieci, które uczyły się od początku w naszej szkole, a obecnie są poza rejonem, to nadal są u nas. Kilka lat temu rejon się zmniejszył po raz pierwszy, jak powstała szkoła na Ceramicznej. Teraz tereny od Mehoffera do Selgrosa już nie są nasze, ale nadal prognoza mówi o znacznym wzroście liczby dzieci w ciągu kilku najbliższych lat. Rozbudowa jest niezbędna, a działać w tej sprawie władze muszą naprawdę szybko.
- Na jakim etapie są rozmowy o rozbudowie?
- Przewodniczący naszej rady rodziców, radny Paweł Tyburc obiecał, że zgłosi sprawę na forum rady dzielnicy, żeby do władz miasta trafiła również uchwała radnych.
- Niestety białołęcka rada od wielu miesięcy nie działa w sposób prawidłowy. Trwa spór polityczny, radni właściwie nic merytorycznego nie robią.
- Nas mieszkańców nie interesują spory we władzach. My chcemy, żeby były załatwiane nasze sprawy i rozwiązywane problemy. O trudnej sytuacji szkoły wie wydział oświaty, wie miejskie biuro edukacji, na piśmie przedstawiłam potrzeby związane z reformą oświaty. To wszystko niestety mało, bo trzeba doprowadzić do wpisania rozbudowy szkoły i budowy hali sportowej do Wieloletniej Prognozy Finansowej m.st. Warszawy.
- W którym roku będzie naprawdę źle?
- Przez pierwsze trzy lata reformy, uczniowie klas siódmych i ósmych mogą przejść do innych szkół, jeśli tak zadecydują rodzice i zgodzi się organ prowadzący, więc problem zacznie się najprawdopodobniej we wrześniu 2020 r., ale oczywiście może pojawić się wcześniej, bo nie mamy pewności, że w przyszłym roku i kolejnym rodzice przeniosą siódmoklasistów do budynków byłych gimnazjów, tak jak to miało miejsce teraz.
- W tym roku wszystkie klasy siódme przeszły do innych budynków?
- Tak, zgodnie z decyzją rodziców, bo te szkoły pracują na jedną zmianę. W naszej szkole nie mamy jeszcze ani fizyka, ani chemika. Oczywiście jak będą u nas klasy siódme, to zatrudnimy nauczycieli, ale muszę powiedzieć, że jest ogromny problem z kadrą nauczycieli.
- No właśnie, mówi się, że wielu nauczycieli musiało odejść ze szkół w związku z reformą, ale w Warszawie jest problem ze znalezieniem chętnych do pracy.
- Od września szukam i nie mogę znaleźć nauczycieli wspierających, anglistów, asystentów nauczyciela, nauczyciela przyrody. Jedna z anglistek poszła na długie zwolnienie i mam problem ze znalezieniem zastępstwa. Nie ma ani jednego CV. Jeszcze dwa lata temu, jak szukałam nauczyciela edukacji wczesnoszkolnej, to miałam zatkaną skrzynkę mailową. Trzysta podań było. A dziś nie ma chętnych do pracy. Dotyczy to także oddziałów przedszkolnych. Zarobki nauczycieli w Warszawie są za niskie, nieadekwatne do kosztów utrzymania w mieście.
- Co Pani zrobi, jak nie uda się znaleźć fizyka albo chemika?
- Będziemy z koleżankami z innych szkół się porozumiewać. Nauczyciele będą pracować tu dwie godziny, gdzieś indziej trzy, ale to jest bardzo trudne organizacyjnie, bo szkoły do tych biegających po kilku placówkach nauczycieli będą musiały dostosowywać plan lekcji. Przed nami trudne lata, a przecież w szkołach już dziś pracuje się bardzo ciężko i myślę, że jest to drugi z powodów problemów z kadrą.
- Dlaczego ciężko? Trudniej niż kiedyś?
- Nauczyciel rozwiązuje rozliczne problemy wychowawcze i bywają takie sytuacje, że ma do czynienia z roszczeniową postawą rodziców, którzy np. przekazują dzieciom inne wartości niż szkoła. Przykład: chłopiec popchnął kolegę, to ten go uderzył i mówi, że tata kazał mu oddawać. W szkole tłumaczymy inaczej - uczeń, który uderzył, nawet jeśli oddawał, jest tak samo winny, jak ten, który zaczął. Nie rozwiązujemy problemów siłowo. Uczymy, że należy to robić inaczej i nie znajdujemy zrozumienia u niektórych rodziców. Często mamy takie sytuacje, że dzieci miały jakiś konflikt, ale już dawno podały sobie ręce i normalnie rozmawiają, a rodzice nie - nadal są skłóceni.
Oczywiście nie ze wszystkimi tak jest. Z wieloma rodzicami współpraca przebiega bardzo dobrze. Wiele działań, jakie podejmują nauczyciele we współpracy z rodzicami kończy się sukcesem. Właściwie na każdym kroku naszej działalności liczymy na współpracę z rodzicami. Bywają jednak sytuacje, kiedy ta współpraca jest trudna.
- Mówi się, że taka postawa rodziców, to kwestia ostatnich kilkunastu lat. Dlaczego tak się dzieje?
- Jak ja chodziłam do szkoły, i żaliłam się na nauczycieli do swoich rodziców, to zawsze słyszałam, że pani czy pan mieli rację. Kiedyś nauczyciel był autorytetem i rodzice tego autorytetu bronili. Oczywiście stawianie do kąta czy wyrzucanie za drzwi, to nie były dobre obyczaje. Metody wychowawcze się zmieniły, ale zmienił się też cały otaczający nas świat i podejście niektórych rodziców. O wielu rzeczach w domu rozmawiają przy dzieciach. Komentują, co nauczyciel zrobił źle, jak inna mama wygląda, jak jest ubrana, co kto komu powiedział i dlaczego. A dzieci nie powinny wiedzieć, jak sprawy załatwiają dorośli. Na przykład sytuacja, w której dziecko przeżywa, że ma starszych rodziców, nie bierze się znikąd. Dzieci same by na to nie zwróciły uwagi, bo czy ktoś ma 20 czy 50 lat, to dla dzieci i tak jest stary.
Nie chcę powiedzieć, że tak jest zawsze. Z wieloma rodzicami nam się bardzo dobrze współpracuje. Jak zauważamy jakiś problem z uczniem albo pomiędzy dziećmi, to zgłaszamy rodzicom, i jeśli mamy z nimi wspólne podejście do tematu, to każdą sprawę damy radę wyprostować. Bardzo ważne, żeby dorośli razem działali na rzecz dziecka, a niestety często my nauczyciele odczuwamy, że z rodzicami jesteśmy po dwóch stronach barykady i walczymy ze sobą. Jak dziecko ma problem, to my dorośli powinniśmy mu pokazać, jak należy go rozwiązać. W trudnych sprawach front dorosłych powinien być wspólny, bo tylko tak skutecznie pomożemy dziecku. Kryzys autorytetów nie sprzyja wychowywaniu.
- Załóżmy, że zostaje pani ministrem edukacji. Co Pani zmienia w polskiej szkole?
- Na pewno nie wprowadzam żadnych zmian rewolucyjnie. Uważam, że należy zacząć od podniesienia pensji nauczycielom. Zdecydowanie za mało zarabiamy jako grupa zawodowa. Uważam również, że trzeba pomyśleć nad lepszym przygotowaniem młodych ludzi do zawodu, tak by to oni później zmieniali szkołę na lepszą. Dziś uczelnie nie działają tak jak powinny. Młodzi nauczyciele, którzy teoretycznie powinni być przygotowani do pracy w szkole, mają problemy. Nie ze swojej dziedziny - są dobrymi polonistami czy matematykami, ale często nie wiedzą, jak poradzić sobie ze sprawami wychowawczymi pojawiającymi się w trakcie pracy.
- To znaczy, że uczelnie źle przygotowują do zawodu.
- Może nie wszystkie. Na pewno ważne są praktyki studenckie i wiele zależy od samych zainteresowanych studentów, czy z tego skorzystają. Ale potrzebne są pewne zmiany w toku studiów.
rozm. oko