Alarm w szkole na Podróżniczej: nieznajomy zaczepia dzieci
27 stycznia 2014
Od kilku dni przy Szkole Podstawowej nr 257 stoi radiowóz. Policjanci bacznie przyglądają się wszystkim, którzy odwiedzają placówkę i teren wokół niej.
W ubiegłym tygodniu białołęcka policja otrzymała pismo ze szkoły przy Podróżniczej. Dyrekcja prosiła o zajęcie się sprawą, która zaniepokoiła rodziców - w okolicy szkoły pojawił się mężczyzna, który proponował dzieciom podwiezienie do domu.
- Na prośbę szkoły zwiększyliśmy patrole przy placówce. Pilnujemy, sprawdzamy - wyjaśnia Marta Sulowska, rzeczniczka rejonowej policji i podkreśla, że rodzice muszą uczulić na podobną sytuację dzieci, wytłumaczyć im, jak mają się zachować w takich przypadkach. - My, jako rodzice, musimy wpoić dziecku, że nie wolno rozmawiać z nikim obcym. Jeśli ktoś obcy zaczepi dziecko, powinno ono jak najszybciej wrócić do szkoły i powiedzieć o tym nauczycielowi - podkreśla Sulowska i apeluje do rodziców, by wychodzili z domu kilka minut wcześniej i odprowadzali pociechy do samej szkoły, a nie pozostawiali je kilkadziesiąt metrów od placówki.
- Tacy ludzie działają różnie. Zdarza się, że tłumaczą dziecku, iż są znajomymi mamy, taty z pracy, a właśnie doszło do wypadku i trzeba szybko jechać do szpitala. Dzieci w takich momentach nie myślą racjonalnie. Dlatego kolejną ważną sprawą jest to, aby codziennie mówić dzieciom, kto je odbierze ze szkoły - dodaje Marta Sulowska.
Czytelnicy telefonujący do redakcji krytycznie oceniają policyjną akcję. - Postawienie oznakowanego radiowozu odstraszy tego człowieka! I nikt go nie złapie. Takie miejsce powinni patrolować tajniacy - mówi jeden z ojców. - Efektem pracy naszej policji będzie to, że ten osobnik przeniesie się pod inną szkołę - dodaje.
Rzecznika odpowiada, że nie ma podstaw do wszczęcia jakiegokolwiek postępowania, bo do przestępstwa nie doszło. A radiowóz szkolnego patrolu przygląda się sytuacji przy wszystkich szkołach, nie tylko przy Podróżniczej.
Rodzice są zbulwersowani, że o takim zagrożeniu dowiadują się pocztą pantoflową. Opowiadają, że na zebraniu w zeszłym tygodniu wychowawcy oficjalnie nie informowali ich o niebezpieczeństwie.
- Wychowawcy klas rozmawiali z uczniami, jak zachowywać się, kiedy ktoś obcy je zaczepia. Rodzice na pewno też o takich sytuacjach niejednokrotnie rozmawiali ze swoimi dziećmi. Nauczyciele poinformowali rodziców o podejrzanym mężczyźnie kręcącym się wokół szkoły - twierdzi dyrektor Beata Pergałowska.
AS