"Żal mi Ciebie złodzieju". Kradną w Szpitalu Bródnowskim
25 lutego 2014
- Człowieku, który ukradłeś portfel i dokumenty z łóżka chorego, żal mi Ciebie i współczuję Ci - kartka z tak dramatyczną odezwą została powieszona na ścianie Szpitala Bródnowskiego.
- Czasami zdarza się, że jest to pewnego rodzaju prowokacja. Kilka miesięcy temu mieliśmy przypadek pana, który zgłosił, że został okradziony. Dokładnie prześledziliśmy na monitoringu całe zdarzenie - okazało się, że pan nas oszukał i żadnej kradzieży nie było - mówi rzecznik Szpitala Bródnowskiego Piotr Gołaszewski.
Jakiś czas temu do redakcji przyszedł list, opisujący historię naszej czytelniczki.
- Moja umierająca mama leżała w dwuosobowym pokoju z drugą - co ważne w tej sytuacji - unieruchomioną pacjentką. Pewnego dnia poprosiła mnie o przyniesienie pieniędzy. Była to kwota 500 złotych. Miałam ją w portfelu, kiedy do niej przyszłam. Siedziałam przy łóżku, rozmawiałyśmy, a torba stała na stole za moimi plecami. Otwarta, bo sprawdzałam, czy wzięłam pieniądze. I to był mój błąd. Do pokoju w trakcie mojej wizyty wchodziła tylko pielęgniarka. Po jej wyjściu odkryłam, że nie mam portfela w torbie. Poprosiłam ochronę i szefową pielęgniarek. Portfel szybko się znalazł - leżał przy windach. Cieszy nas, że w ciągu ostatniego półtora roku liczba kradzieży spadła o trzy czwarte. Teraz można powiedzieć, że są to sporadyczne przypadki - mówi Piotr Gołaszewski. Był pusty. Pielęgniarka była niby oburzona podejrzeniami, a tak naprawdę śmiała mi się w twarz. "Widziała Pani coś?", "Pewnie Pani wypadł i oskarża Pani ludzi". Ochrona powiedziała, że monitoringu nie ma i mogę wezwać policję "jeśli widzę w tym sens". A moja matka błagała, żeby nic nie robić, bo nie chce mieć nieprzyjemności. I nic nie zrobiłam - opowiada czytelniczka.
Rzecznik podkreśla, że obecnie monitoring w szpitalu działa, a poza tym nikt nie jest w stanie wyeliminować wszystkich przypadków kradzieży.
- Szpital jest otwarty, a nasi pacjenci przyjmują różnych gości i nie mamy na to wpływu. Nie zdarzają się kradzieże dokonywane przez personel, ale raczej przez osoby odwiedzające naszych pacjentów lub przychodzące wyłącznie w celu dokonania kradzieży. To co nas cieszy, to fakt, że w ciągu ostatniego półtora roku liczba kradzieży spadła o trzy czwarte. Teraz można powiedzieć, że są to sporadyczne przypadki. Jest to kwestia monitoringu, bo trudno wejść i wyjść ze szpitala nie będąc zarejestrowanym przez jakąś kamerę, ale nie tylko. Wiele osób nie ma bowiem świadomości istnienia monitoringu. Myślę, że zmienia się też mentalność - ludzie wiedzą, że kradzież jest złem, a tym bardziej okradanie chorych, którzy i tak już są pokrzywdzeni - stwierdza rzecznik Piotr Gołaszewski.
Zgłoszeń całkiem sporo
W zeszłym roku zgłoszono kilkadziesiąt przypadków kradzieży ze Szpitala Bródnowskiego.
- Najczęściej były to przedmioty wartościowe - pieniądze, karty bankomatowe, biżuteria i telefony komórkowe. Kradzieże były dokonywane podczas "nieuwagi" pacjenta, który np. spał, był na spacerze czy badaniach. Przypominam, że ważna jest prewencja. W szpitalu mamy bowiem poczucie bezpieczeństwa, które może okazać się złudne. Tak więc pacjenci nie powinni mieć przy sobie cennej biżuterii czy większej ilości gotówki. Wartościowe przedmioty należy zostawić w domu lub oddać rodzinie, ewentualnie zapytać się o szpitalne skrytki i tam schować te rzeczy. Telefon komórkowy trzeba nosić ze sobą lub schować np. pod poduszkę. Warto też zwracać uwagę na obce osoby kręcące się po oddziale i informować o nich personel - podkreśla oficer prasowy komendanta rejonowego policji Marta Sulowska.
Rzecznik szpitala dowodzi, że monitoring był na tyle trafioną inwestycją, że skutecznie odstrasza złodziei. "Ze względów bezpieczeństwa" nie chciał oczywiście potwierdzić, czy monitorowany jest każdy korytarz placówki. Czekamy na opinie czytelników: czy kradzieże w Bródnowskim to już historia?
Anna Krzesińska