Zakaz handlu w niedzielę? "Jeśli nie wyrobimy normy, panuje gęsta atmosfera"
27 października 2016
Sprzedawcy mówią, że w soboty i niedziele "czują się jak w zoo", przyznając jednocześnie, że to w weekend zarabiają najwięcej. O opinie na temat zakazu handlu w niedzielę zapytaliśmy klientów i sprzedawców największego obecnie centrum handlowego na Białołęce.
Sprzedawcy opowiadają, że po godzinie 16 w piątek zaczyna się dla nich prawdziwa walka o przetrwanie. - Tu nie przychodzi się przy okazji na zakupy, bo "może coś mi się trafi". W weekend do Factory przychodzą całe rodziny na bardzo długie godziny. Tysiące osób. Dorośli kupują, oglądają, jedzą, dzieci biegają. Jak w zoo. A dla nas to jedyne sensowne dni do zarobku. Wyrabiamy założenia ponad normę, choć osób do pracy jest mniej niż powinno być - komentuje sprzedawca. - Nikt z nas nie narzeka, bo to są jedyne dobre dni dla sklepu, a co za tym idzie, wpływa to na nasze pensje - dodaje.
Weekendowe cele
Każdy sklep w galerii handlowej przed rozpoczęciem dnia pracy ustawia sobie cele, jakie chciałby danego dnia zrealizować. Założenia mają motywować pracowników, a przy okazji udowodnić im, że jak "się chce", to można więcej sprzedać.
- Ludzie rzadko wiedzą, po jaki towar przychodzą. Naszym zadaniem jest sprzedanie im tego, co mamy i wyrobienie planu dnia. Jeśli tego nie zrobimy, nie mamy podwyżek i panuje gęsta atmosfera - mówi nam anonimowo sprzedawczyni.
W znanym firmowym sklepie z ubraniami dzienny cel w tygodniu to około 5 tys. zł, w weekend kwota jest trzy razy większa. Sobotnio-niedzielne założenia wahają się od 15 do 20 tys. zł. - Łatwo obliczyć, że mając pięć niedziel w październiku, sklep zrobi w niedziele co najmniej 75 tys. zł obrotu. I mieliby zamknąć tego dnia galerię? - komentuje sprzedawczyni.
Zakaz handlu w niedzielę
Temat zakazu handlu w niedziele wraca do nas nieustannie jak bumerang, ale w obecnej rzeczywistości politycznej, z PiS-em u władzy, nigdy nie byliśmy bliżej realizacji tego pomysłu. Rozważane są dwa warianty. Pierwsza opcja mówi nam o całkowitym zakazie handlu dla wszystkich, druga obejmowałaby tylko duże firmy (centra handlowe), tak aby wspomóc mały, lokalny rynek. Dzięki takiemu rozwiązaniu pracownicy super- i hipermarketów mieliby wolną od pracy niedzielę. Dla klientów oznacza to z pewnością zmianę przyzwyczajeń zakupowych.
- W tygodniu nie mam czasu na zakupy. Pracujemy z mężem cały dzień, wracamy około 19. Dzieci mają szkołę i zajęcia pozalekcyjne. Już teraz w weekendy są tłumy. Co będzie, jeśli na wszystkie zakupy zostanie tylko sobota? Koszmarne warunki, mnóstwo ludzi przy kasach, w przymierzalniach - komentuje zaczepiona przez nas klientka.
Zakaz handlu w niedziele wydaje się prawdopodobny, ale nie jest przesądzony. Gdyby został wprowadzony, Polacy z pewnością kupowaliby inaczej. W piątki i soboty galerie handlowe byłyby jeszcze bardziej zatłoczone, choć z pewnością zyskałyby sklepy internetowe. Ekonomiści ostrzegają, że ograniczenia negatywnie odbiją się na poziomie zatrudnienia w branży: mniejsze obroty będą skutkować zwolnieniami, szczególnie młodych ludzi pracujących chętnie weekendami. - Ja w Factory pracuję już blisko rok i tylko w weekendy. To jedyna dla mnie możliwość dorobienia, w tygodniu nie mam czasu z powodu uczelni. Z samej sobotniej pensji ciężko byłoby mi się utrzymać - komentuje młoda sprzedawczyni.
(mk)