Za, a nawet przeciw
28 maja 2010
Mam mieszane odczucia po lekturze artykułu "Zróbmy z parafii prawdziwą parafię" z ostatniego numeru "Echa". W ślad za wieszczem-elektrykiem ciśnie się na usta genialne "jestem za, a nawet przeciw!"
Autor jest radnym dzielnicy Białołęka (Gospodarność), prezesem Fundacji AVE. |
Wieczernik może i powinien być miejscem aktywności i realizowania się grup parafialnych, ale także szerszej oferty i dla parafian, i dla ca-łej społeczności Białołęki. Zajęcia warsztatowe, wystawy, koncerty kameralne, przeglądy filmowe... - tym wszystkim może żyć to miejsce. Co więcej - już zaczy-na! Otwarcie Wirtualnego Muzeum Białołęki przyciągnęło ponad 150 osób. Co roku odbywają się tutaj pikniki dla dzieci, pojawiają się także kolejne inicjatywy, zwią-zane z organizacją koncertów, spotkań, wieczornic... Warto przypomnieć, że w tym miejscu przed laty wystartował dzisiaj już ogólnopolski festiwal Betlejem u Avetek, a także Cecyliada i wiele innych przedsięwzięć inspirowanych przez Fundację Ave.
Czas na konkrety
Ale mam też wątpliwości. Nie dotyczą one bynajmniej sensowności pomysłu. Oży-wienie dawnej kaplicy nie jest tak naprawdę problemem chęci lub niechęci probosz-cza, który jak dotąd zawsze był otwarty na wartościowe i konkretne inicjatywy.W moim odczuciu złym rozwiązaniem byłoby wynajęcie obiektu jakiejkolwiek instytucji. Wieczernik to długo oczekiwana szansa na rozwinięcie skrzydeł dla para-fialnych wspólnot. Natomiast w tzw. wolnym czasie, którego jak dotychczas jest na-prawdę dużo, z powodzeniem mogą się tutaj odbywać najróżniejsze wydarzenia, także inspirowane przez NGO, jak chociażby niedawne "Artealia Wielkanocne", organizowane przez "Artemę".
Cieszy fakt, że tę działalność chcą wspierać władze dzielnicy. Jednak przyto-czone przez "Echo" wypowiedzi przedstawicieli ratusza są - jak na razie - wyłącznie medialnym pustosłowiem. Żeby organizacje III sektora mogły zaproponować pro-boszczowi i lokalnej społeczności ciekawą ofertę, potrzebne jest konkretne wspar-cie finansowe. Samym wysiłkiem społecznym trudno zrealizować kilkadziesiąt wy-darzeń na odpowiednim poziomie. Artyści, promocja, nagłośnienie, prowadzący warsztaty - kosztują. Nie wszystko można otrzymać za przysłowiowe "Bóg zapłać".
Tymczasem budżet konkursów dotacyjnych na Białołęce, zwłaszcza w dziedzi-nie kultury, jest wciąż za niski w stosunku do potrzeb mieszkańców. Na przykład w 2010 roku było to 150 tys. złotych, podzielonych finalnie między 10 organizacji. Za dotację rzędu 10-15 tys. zł nie da się zaanimować przestrzeni Wieczernika w skali roku. Ze szkodą dla pozostałych części Białołęki byłaby też sytuacja, w której wszystkie organizacje planowałyby swoje działania w Płudach. Na kilka koncertów, wystaw, projekcji filmowych oraz 3-4 cykliczne zajęcia dla dzieci i młodzieży po-trzeba w mojej ocenie ok. 60-80 tys. zł przy założeniu, że obiekt będzie nadal utrzymywany przez parafię, część pracy wykonają wolontariusze, a niektóre koszty pokryją sponsorzy. Oczywiście, mam na myśli uczynienie z Wieczernika miejsca autentycznie tętniącego kulturą a nie niszowego klubiku.
Dopiero zapisanie dodatkowej kwoty w konkursie kulturalnym w roku 2011 uwiarygodniłoby białołęcki ratusz w składanych propozycjach i medialnych zapew-nieniach, a jednocześnie pozwoliłoby sprawdzić, czy lokalna społeczność, w tym także parafia, takiej oferty potrzebuje. Zaznaczam jednocześnie, aby uspokoić emocje szczególnie wrażliwych, że nie są to pieniądze przekazywane na rzecz Koś-cioła, ale służące społeczności Białołęki, dystrybuowane przez organizację, która wygra otwarty konkurs.
Trzeba też zdać sobie sprawę, że nikt tego za Białołękę nie zrobi. W artykule dyrektor Białołęckiego Ośrodka Kultury wspomina o grantach zdobywanych z mias-ta. Z doświadczeń Fundacji Ave, która realizuje rocznie około 40 projektów wspie-ranych przez miasto, województwo czy ministerstwa wiem, że uzyskanie pieniędzy na tak lokalny projekt na poziomie biura kultury jest trudne. Z zasady preferowane są tam przedsięwzięcia mające znaczenie dla całej Warszawy i adresowane do mieszkańców wszystkich dzielnic.
Dla ponad 100-tysięcznej dzielnicy, która dysponuje zaledwie jednym domem kultury i której włodarze obiecywali cztery lata temu, że powstaną lokalne świetlice i centra aktywności, wspomniana kwota nie jest chyba barierą nie do pokonania. Dla porównania przypomnijmy, że na urządzenie jednego parku przeznacza się kilkumilionowe kwoty, a wydawanie "Czasu Białołęki" kosztuje dwukrotnie więcej. No, a poza tym - obietnic należy dotrzymywać...
Bartłomiej Włodkowski