Wygrać możesz, przegrać musisz
19 czerwca 2009
Jednoręcy bandyci i inne automaty hazardowe przestały być egzotycznym widokiem znanym tylko z amerykańskich filmów. Są wszędzie - od ekskluzywnych kasyn po obskurne blaszane baraki.
Na zakup urządzenia i prowadzenie działalności w zakresie gier na automatach "o niskich wygranych" konieczne jest zezwolenie udzielane przez izbę skarbową. Do tego dochodzi wiele wymogów, które nie zawsze są spełniane. Automaty mogą być zainstalowane w lokalach oddalonych od szkół, placówek oświatowo-wycho-wawczych, opiekuńczych oraz kościołów o co najmniej 100 metrów, a w jednym punkcie nie mogą się znajdować więcej niż trzy automaty. Zdarza się, że w wielu lokalach zainstalowane są automaty bez żadnych zezwoleń, co podczas kontroli może skończyć się znaczną karą. Legalne prowadzenie działalności wymaga uiszczenia opłaty koncesyjnej od zezwolenia, opłaty za uruchomienie każdego punktu do gier, opłaty za homologację automatu, a także finansowego zabezpie-czenia za kolejny punkt gier. Do tego dochodzi zryczałtowany podatek od każdego automatu w wysokości 125 euro miesięcznie.
"Echo" dotarło do człowieka, który pracował przy automatach przez trzy i pół roku. Zastrzegł jednak, że chce zachować pełną anonimowość. - Niskie wygrane to fikcja - przyznaje nasz informator. - Ludzie wygrywają średnio dwa, trzy tysiące złotych, największa wygrana, jaką pamiętam, to było 150 tysięcy. Grają wszyscy, przy automatach siada przedstawiciel każdej grupy społecznej. Widziałem wielo-krotnie adwokatów, widziałem światek przestępczy. Podjeżdżają pod salon luksu-sowymi samochodami i zostawiają w automatach spore sumy.
Wypłacane przez maszynę pieniądze to tylko ułamek tego, co zostawiane jest w automatach. Uzależnionych od gry jest coraz więcej.
- Ludzie tracą na grę majątek i wciąż wierzą, że za chwilę się odegrają. Często chcieli zastawiać biżuterię, zegarki, byle tylko spróbować szczęścia jeszcze raz. Najwięksi desperaci byli w stanie rozstać się z samochodem czy nawet żoną. Sy-tuacja jest też taka, że młodzież z osiedli ma automaty pod przysłowiowym nosem i często spędza tam czas. Tymczasem zasada jest prosta. Wiadomo, że właściciel automatów jest nastawiony na zysk, nie na wypłatę nagród. - Normalna rzecz - mówi nasz rozmówca. - Wygrać możesz, przegrać musisz. Program sterujący automatem jest tak napisany, że ma przynosić dochód właścicielowi. Nawet naj-bardziej spektakularna wygrana jest tak wyliczona, by zysk przynieść właścicielowi właśnie. Układ z informatykiem serwisującym maszyny to sposób na pokonanie sy-stemu. Zdarza się, że taki układ mają pracownicy lokali. Kiedyś można było zrobić przekręt na bonusach - kiedy na monitoringu było widać, który automat jest "na-ładowany" i było większe prawdopodobieństwo, że się da go rozbić w krótkim cza-sie. Wystarczyło wtedy posadzić przy nim umówionego gracza i czekać na efekt, a zwycięzca odpalał działkę pracownikowi, który dał "cynk". Teraz są już nowe za-bezpieczenia i wsadzenie "swojaka" jest trudniejsze.
"Automaciarz" dodaje: - Hazard to nałóg. Straszny. Miałem kontakt z ludźmi uzależnionymi od różnych rzeczy, ale hazard w mojej opinii jest jedną z tych naj-gorszych.
Na Bielanach salony gier i pojedyncze automaty nie są obiektem zainteresowa-nia władz samorządowych. - Kontrole takich przybytków leżą w gestii urzędu skar-bowego i to on ma narzędzia do sprawdzania lokali z automatami - mówi wicebur-mistrz Grzegorz Pietruczuk. - Natomiast jako urząd dzielnicy nie wydajemy zezwo-leń na umieszczanie automatów w pobliżu szkół czy w budynkach będących w ad-ministracji urzędu.
A my pamiętajmy - możliwość wygranej na "jednorękim bandycie" to złuda. Bo zanim zgarniemy grand prix, zostawimy w nim znacznie więcej pieniędzy...
Wiktor Tomoń