Wycieczek za miedzę ciąg dalszy
23 czerwca 2006
Dwa miesiące temu podzieliłem się z Czytelnikami "Echa" refleksjami po zapoznaniu się z pierwszym tomem "Rocznika Legionowskiego". Właśnie ukazał się jego drugi tom. Subiektywnie uważam, że nawet lepszy i ciekawszy niż pierwszy. To dowód, że pomysł się przyjął i rozwija.
Rocznik przybliża też sylwetkę zmarłego w 2005 r. ppłk. Edwarda Dietricha, ps. "Ralf", nestora środowisk kombatanckich nie tylko z Legionowa, ale również z Jabłonny czy dzisiejszej Białołęki. Podczas II wojny światowej Edward Dietrich był adiutantem dowódcy I Rejonu "Marianowo-Brzozów" Armii Krajowej, ppłk. Romana Kłoczkowskiego ps. "Grosz". W ówczesnej nomenklaturze oznaczało to legionowski pułk AK, w którym walczyły osoby z terenów dzisiejszej Białołęki. Pod koniec wojny Dietrich podzielił los wielu oficerów AK i po aresztowaniu przez NKWD został wywieziony do Związku Sowieckiego. Działalność Dietricha to nie tylko czas wojny, ale również działania na rzecz środowisk kombatanckich, zarówno w czasach PRL, jak i po 1989 r.
Oprócz istotnych dla współczesnych terenów północno-wschodniej Warszawy i jej sąsiadów sylwetek, II tom Rocznika opisuje i stawia pytania o cenne dla tego terenu zabytki kultury materialnej. Ciekawy jest tekst Pawła Jankowskiego "Twierdza Modlin jako atrakcja turystyczna". Autor nie tylko opisuje atrakcje unikalnego na skalę europejską obiektu fortyfikacyjnego (od siebie mogę dodać, że również niesamowicie widokowego), a odległego od stacji Warszawa-Płudy o pół godziny drogi (przed udaniem się do twierdzy warto przyjrzeć się pozostałościom starego dworca i wieży ciśnień), lecz pyta, jak twierdzę można wykorzystać dla promocji regionu - rzecz nie bez znaczenia również dla Białołęki.
Jednak szczególnie utkwił mi w pamięci artykuł poświęcony 25-leciu Towa-rzystwa Przyjaciół Legionowa (autorstwa Piotra Chruściela). Nie tylko dlatego, że pokazuje, jak taka inicjatywa społeczna może zaistnieć, zaowocować licznymi publikacjami, ale również dlatego, iż daje praktyczne wskazówki, jak radzić sobie z występującymi w takiej działalności trudnościami. Szkoda, że tekst ten nie był znany w Białołęce kilka lat temu, kiedy próbowano utworzyć możliwie szerokie i pluralistyczne Towarzystwo Przyjaciół Białołęki. Wynika bowiem z opisu wzlotów i upadków towarzystwa legionowian, że aby takie towarzystwo rzeczywiście działało, potrzeba bardzo dużo tolerancji i zdolności do kompromisów - tak aby znalazło się w nim miejsce dla ludzi o różnych zainteresowaniach, biografiach i wieku, a mających potrzebę zrobienia czegoś dla swego miejsca zamieszkania. Cenne mogą się wydać pewne wskazówki praktyczne: otóż w połowie lat dziewięćdziesiątych Towarzystwo zdecydowało, iż choć jest otwarte dla każdego, to jednak w jego władzach nie mogą zasiadać osoby sprawujące aktualnie funkcje we władzach miasta oraz w partiach politycznych. Tak udało się zredukować emocje nie sprzyjające pracy takich inicjatyw społecznych, które nieuchronnie pojawiają się przed każdymi wyborami samorządowymi.
Inną inspiracją, którą warto przejąć jest sam pomysł takiego periodyku, może być to rocznik lub półtoracznik zawierający teksty naukowe i popularnonaukowe o historii, społeczeństwie dzisiejszej ziemi białołęckiej. Oprócz prac zamawianych, mógłby zamieszczać fragmenty już powstałych prac magisterskich i licencjackich związanych z Białołęką. Mam nadzieję, że ukazanie się w niedalekiej przyszłości II wydania historii Białołęki sprzyjać będzie dyskusji nad realizacją tego pomysłu.
Krzysztof Madej
Autor jest historykiem, sekretarzem rady osiedla Białołęka Dworska. Na zdjęciu z żona Anną.