Wszyscy jesteśmy "Innymi". Poprawność polityczna to nie jest neocenzura
2 października 2014
Z badań wynika, że Polaków cechuje wysoki poziom wrogości wobec mniejszości. Co i raz spotykamy się z przykładami homofobii, rośnie islamofobia i rasizm, utrzymuje się seksizm i antysemityzm, coraz częściej dochodzi do aktów przemocy wobec nielicznych u nas Romów, uchodźców, Afrykańczyków.
Główny i najważniejszy wniosek z debaty był taki, że tolerancji trzeba się uczyć od małego.
Podstawową sprawą jest więc edukacja. Najpierw przedszkolna, potem szkolna, która pokaże, że ludzie są różni i są na świecie miejsca, w których to my bylibyśmy ci "Inni", co nie znaczy gorsi, gdyby nas tam przeniesiono.
A co z tymi, którzy już nauczyli się nietolerancji i nienawiści? Tymi, dla których Romowie to wyłącznie obiboki i złodzieje, muzułmanie - terroryści, a geje i lesbijki - dewianci zagrażający zdrowemu społeczeństwu? Tu jest niestety gorzej, ponieważ ta nauka wciąż trwa. Do upowszechniania i podsycania wrogich postaw przyczyniają się media, zwłaszcza elektroniczne, które prześcigają się w poszukiwaniu sensacji. Jednostkowe fakty, np. to, że pewien mężczyzna w Hiszpanii domagał się, by w szkole, do której uczęszczają jego dzieci, nie podawano wieprzowiny, są generalizowane. Budowana jest atmosfera zagrożenia (muzułmanie zabronią nam jeść wieprzowiny), która przenosi się na ulice. Jakiś obcokrajowiec zostaje zelżony i pobity. Inni są prześladowani z powodu zamachu w Bostonie.
Na prywatne media nie ma rady, ale publiczne mogłyby postawić tamę tym zjawiskom, pod warunkiem, że dochody z reklam nie będą, jak jest teraz, głównym źródłem ich finansowania. Dopóki to się nie zmieni, trudno oczekiwać, by nadawały poważne programy popularnonaukowe czy filmy dokumentalne, z których można by się dowiedzieć czegoś więcej o świecie niż plotek o artystach, sportowcach itp.
Oddzielnym problemem jest Internet, gdzie mowa nienawiści szczególnie się pleni i niektórym ludziom puszczają wszelkie hamulce, ale tu można sprawić, by nie była ona bezkarna. Udaje się to w Białymstoku. Tamtejszy Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych regularnie składa doniesienia do prokuratury na osoby, które dają w sieci wyraz swojej wrogości i uprzedzeniom, dzięki czemu o 70% ograniczono w lokalnych mediach i Internecie mowę nienawiści. Działacze tej organizacji usuwają też znaki nienawiści z murów i współpracują ze szkołami.
Pozostaje jeszcze Kościół. Wielu duszpasterzy podobnie jak dziennikarze, nakręca spiralę nienawiści, ale tu nic nie poradzimy. Można tylko mieć nadzieję, że Kościół sam się z tym problemem upora, choć na razie ci księża, którzy z tym zjawiskiem walczą, nie mają w Kościele lekko.
Jest takie pojęcie, w Polsce często wyśmiewane, poprawności politycznej. To nie jest neocenzura, czy nowomowa, jak głoszą piewcy mowy nienawiści. To po prostu kwestia grzeczności. Tak jak uczymy się zachowania przy stole, tego, że mięso je się nożem i widelcem, a nie palcami, chociaż tak może byłoby wygodniej, tak też nie możemy obrażać innych ludzi, wyrażać się o nich z pogardą, dlatego, że są "Inni". W Stanach Zjednoczonych udało się wprowadzić takie zasady do życia publicznego i ludzie, którzy ich nie przestrzegają są wykluczani z towarzystwa, nie występują w mediach. U nas - przeciwnie. Są dla mediów łakomym kąskiem.
Podsumowując: nie jesteśmy, niestety, tak tolerancyjni i uprzejmi wobec "Innych" (i siebie samych!), jak chętnie o sobie mówimy. Dobrze więc, że są ludzie i organizacje, które nam to uświadamiają. Chorobę łatwiej wyleczyć, gdy pacjent rozumie jej naturę.
Marek Borowski
senator z Pragi i Targówka, były marszałek Sejmu (2001-2004), wicepremier (1993-1994) i poseł (1991-2011)