Wiceburmistrz Krzysztof Zygrzak złożył rezygnację. Strach w urzędzie
23 kwietnia 2014
Tego samego dnia, kiedy dymisję składał wiceprezydent Jarosław Dąbrowski, o swojej rezygnacji poinformował wiceburmistrz Krzysztof Zygrzak. Jego dymisja nie ma jednak związku z zarzutami Pawła Bujskiego.
Były burmistrz Bemowa, wiceprezydent Warszawy Jarosław Dąbrowski we wtorek 22 kwietnia podał się do dymisji. Był odpowiedzialny m.in. za wdrożenie ustawy śmieciowej w stolicy i uratowanie Hanny Gronkiewicz-Waltz i jej wizerunku przed totalną kompromitacją wynikającą z błędnych decyzji ratusza i braku odpowiedniego nadzoru samej pani prezydent podczas wprowadzania w mieście nowych przepisów śmieciowych. Ponieważ do tej pory jej nie otrzymał, złożył rezygnację ze stanowiska wiceburmistrza, która ma być przyjęta przez radnych na najbliższej sesji rady dzielnicy.
- Zdecydowanie wolę pracować w samorządzie niż jako notariusz - deklarował kilka tygodni temu. We wtorek uznał, że atmosfera na Bemowie nie pozwala na inną decyzję. - Nie mogę sobie pozwolić nawet na najdrobniejsze przewinienie formalne. Urlop bezpłatny kończy się za kilka dni. Zgody Rady Notarialnej na pracę w samorządzie jeszcze nie mam, więc złożyłem rezygnację - mówi Zygrzak.
Po czwartkowej sesji zarząd Bemowa będzie najprawdopodobniej działał w składzie trzyosobowym - burmistrz Albert Stoma i wiceburmistrzowie Daniel Nowolecki i Marek Karpowicz. - Podobno mają być kolejne kontrole i przesłuchania w prokuraturze. Słyszałam, że chcą nasłać NIK. Ludzie się boją o pracę - mówi urzędniczka. - Koleżanki planują ciąże, żeby stąd uciec przynajmniej na jakiś czas. Takiego strachu dawno nie było. Nie można też wykluczyć dymisji całego zarządu, której po ustąpieniu Dąbrowskiego domaga się wiele partii politycznych, ugrupowań samorządowych i organizacji społecznych. Formalny wniosek w tej sprawie złożyli radni opozycji. Chcą zwołania nadzwyczajnej sesji w przyszłym tygodniu. Platforma ma większość w radzie dzielnicy, więc zarząd może spać spokojnie. Przynajmniej do czasu, gdy ewentualną decyzję o odwołaniu zarządu na Bemowie podejmą władze mazowieckie PO, czego w obecnej sytuacji nie można w stu procentach wykluczyć.
- Sytuacja jest dynamiczna i chyba wymknęła się spod kontroli - mówi jeden z radnych miasta zastrzegający sobie anonimowość.
Po urzędzie krąży pogłoska o możliwym zarządzie komisarycznym. Jest to mało prawdopodobne, bo taki ruch pani prezydent mogłaby zrobić dopiero po 30 dniach bezskutecznego powoływania nowego zarządu, a póki co zarząd jest i pracuje. Najpierw musiałby więc zostać odwołany głosami PO. Możliwe? Teoretycznie tak, gdyby takie było polecenie władz partyjnych. Tylko w jakim celu radni PO mieliby doprowadzać do wprowadzenia zarządcy komisarycznego? Utraciliby wówczas władzę w dzielnicy na własne życzenie.
- Podobno mają być kolejne kontrole i przesłuchania w prokuraturze. Słyszałam, że chcą nasłać NIK. Ludzie się boją o pracę - mówi urzędniczka. - Koleżanki planują ciąże, żeby stąd uciec przynajmniej na jakiś czas. Takiego strachu dawno nie było.
(red)
.