REKLAMA

Puls Warszawy

różne

 

Uzdrowisko dla mocnych

  21 grudnia 2002

Konstancin. Miejscowość lubiana przez wielu warszawiaków za morze zieleni dającej życiodajny oddech, za relaksujące tężnie, no i za świetne ciastka dopełniające radości miłego odpoczynku.

REKLAMA

Gorzej, gdy przyjdzie w Konstancinie zatrzymać się na dłuższej kuracji. Wówczas okazuje się, że miejscowość po macoszemu traktuje swoich chorych. Np. z Ośrodka Rehabilitacji i Szpitala Kardiologicznego przy Gąsiorowskiego do parku jest spory kawałek drogi. Zarówno chorzy na serce po zawałach, operacjach serca czy naczyń wieńcowych, a także inwalidzi ze schorzeniami narządów ruchu, muszą pokonać tę odległość bez przerwy, bo na ulicach Konstancina nie ma ławek, by pieszy mógł odrobinę odetchnąć. W jakim stanie utrudzenia kuracjusze docierają do parku, by "dopaść" tam wreszcie jakiejś ławki, wiedzą oni sami.

Nieraz widziałam ludzi odpoczywających na podmurówce nie ukończonego jeszcze ogrodzenia, czy odbojach kamiennych przy "Pallas Atenie". Dobrze byłoby, aby włodarze miasta o randze uzdrowiska zdali sobie sprawę z tego, że chorym z leczonymi w Konstancinie obciążeniami jest po prostu bardzo ciężko.

Ci, którzy bywali w przedwojennym Konstancinie pamiętają co innego. Np. Krystyna Henisz wspomina: "Konstancin mego [...] dzieciństwa to stare domy w pięknie utrzymanych ogrodach, [...] na chodnikach nie było chwastów ani śmieci, stały ławki dla chcących odpocząć, a [...] jesiony i akacje dawały cień"*. W tym wspomnieniu rozczula mnie to, że "na ulicach nie było chwastów ani śmieci". Otóż obecnie upartego spacerowicza uderza nieporządek na ulicach, które są zamiatane bądź wyrywkowo, bądź wybiórczo. Niektóre miotły nie oglądały od lat. Np. ul. Żółkiewskiego z pewnością "wypadła" z harmonogramu sprzątania tak dawno, że na pewnym odcinku nie tylko chodnik, po którym się chodzi już jak po kobiercu ułożonym z porastających go roślin i nie sprzątanych od lat liści, ale i jezdnia zarasta chwastem. A szkoda, bo nie byle jaka to jezdnia - z klinkierowej cegły, zrobiona zapewne przez właściciela willi "Julisin", by przybywający tu na koncerty goście mogli jak najwygodniej doń dotrzeć.

I jeszcze jedno. Do Konstancina trafiają ludzie z całej Polski, a i warszawiakom wiedza o jego być może niezbyt długiej, bo stuletniej, ale za to ciekawej historii, na pewno by się przydała. Konia z rzędem temu, kto wyłuska w Konstancinie coś w rodzaju przewodnika. Poza planem miasta nie handluje się tu wydawnictwami o Konstancinie, a aż się prosi, by były w ciągłej sprzedaży, jak choćby nieoceniony "Konstancin" Tadeusza Władysława Świątka, z którego niżej podpisana czerpała wiedzę o mieście, oraz wszelkie wydawnictwa wspomnieniowe czy pamiętnikarskie, choćby Moniki Żeromskiej, które pomogłyby współczesnym odrobinę wniknąć w atmosferę starego Konstancina, takiego jakim tworzyli go ludzie chcący coś tu zbudować. Bez rzetelnej lektury wnikającej w historię miasta, nie sposób zrozumieć tak wielki sentyment ludzi do Konstancina, bo oglądając np. willę "Ukrainka" stojącą dziś w rozpaczy zaniedbania, patrzy się na bliską rozpadu ruderę. Jej ciekawej historii domyślamy się czytając tablicę poświęconą Wacławowi Gąsiorowskiemu... A przecież nie jedyne to miejsce godne uwagi i odwiedzenia przez mających czas kuracjuszy.

Przypomnijmy po trosze dzieje miejscowości. Jej początki sięgają końcówki XIX stulecia, kiedy to Witold hr. Skórzewski podzielił las będący częścią dóbr oborskich na parcele (3,3 tys. m² lub większe). Podzielony teren nazwał Konstancją od imienia swej matki Konstancji z Potulickich Skórzewskiej. Dziś nazwę tę nosi pensjonat i restauracja, podtrzymujący tradycję o tyle, że ceny są tu raczej dla zasobnych.

Na działkach wznosili wille ludzie wywodzący się z arystokracji (jako jedna z pierwszych pobudowała tu willę hrabina Dąmbska), kręgów przedsiębiorców (Karol i Julian Machlejdowie, tuzy warszawskiego browarnictwa. Karol Machlejd to pionier przemysłu piwowarskiego w Polsce, producent wyśmienitego piwa, sprowadził do Polski piwo bawarskie, czy też Jan Józef Wedel, właściciel fabryki czekolady, w którego willi do wybuchu powstania warszawskiego działała tajna radiostacja AK), środowisk artystycznych (choćby artysta malarz Józef Czajkowski), przedstawiciele świata polityki, a także wolnych zawodów (wymieńmy Karola Lutostańskiego wybitnego prawnika uznającego równość małżonków wobec prawa, zajmującego się sprawami wyzwalającymi żonę spod prawnej przewagi męża, walczącego o rangę ślubu cywilnego i dopuszczającego rozwód), jak i znani pisarze i literaci (Stefan Żeromski i Władysław Buchner - redaktor i wydawca satyrycznej "Muchy").

Znakomita większość z nich miała okazałe mieszkania bądź wille w miastach, najczęściej w Warszawie, ale tu zyskiwali duże ogrody, co w ciasnocie miejskiej zabudowy było niemożliwe. Wille w najróżniejszych stylach wznosili znakomici architekci i przedsiębiorcy budowlani np. inż. Karol Kozłowski, który również wznosił Filharmonię Narodową, Czesław Przybylski - również Teatr Polski, Dom bez Kantów, Mikołaj Tołwiński - również gimnazjum Stefana Batorego i gmach Muzeum Narodowego, ponadto Władysław Marconi, Kazimierz Skórewicz, Jan Haurich, Marian Lalewicz, Józef Pius Dziekoński, Edward Lilpop, Kazimierz Prószyński - jeden z pionierów techniki kinematograficznej.

Tęsknotę za piękną zielenią zaspokajali świetni ogrodnicy Urlichowie, urządzając otaczające wille ogrody. W początku XX wieku (w międzywojniu) stało już 110 willi mieszczących 900 mieszkańców i przyjmujących 1500-1600 letników. Konstancin szybko stał się willową osadą o pięknych ogrodach. Ściągają tu chętni do zamieszkania. Iluż sławnych i utytułowanych ludzi gościły te wille. Między innymi osiedla się tu, we wzniesionej przez ziemian kresowych willi "Ukrainka", Wacław Gąsiorowski, który w pamięci potomnych zasłynął jako autor trylogii napoleońskiej: "Huragan", "Rok 1809", "Szwoleżerowie gwardii", ale w Konstancinie był cenionym sołtysem, świetnym gospodarzem dążącym do przekształcenia Konstancina w uzdrowisko o światowej renomie. "Troszczył się o porządek, elektryfikację, kanalizację oraz należyte utrzymanie parku. Nic nie uchodziło jego uwagi".** Oh, gdybyż dzisiejsi włodarze uzdrowiska zechcieli wziąć przykład z dobrego sołtysa!

Uzdrowisko Konstancin po raz pierwszy zaistniało w sierpniu 1917 roku. Po przerwie wojennej zostało reaktywowane w 1962 roku. Wówczas rozwinęły tu działalność wysoko wyspecjalizowane szpitale kardiologiczne i narządów ruchu. Działają do dziś z powodzeniem pomagając chorym i "stawiając ich na nogi". Wszystko jednak oparte jest na ofiarności i profesjonaliźmie zespołów medycznych, lekarzy i pielęgniarek czuwających nad wątłym zdrowiem swoich podopiecznych, rehabilitantów, personelu kuchennego i pomocniczego. Natomiast nie bardzo widać w uzdrowisku działanie władz administracyjnych. Miasteczko nie jest przyjazne chorym.

W parku obok tablic pamiątkowych jest drogowskaz informujący, że 1435 km do Leidchendam w Holandii, 1626 do St. Germain En-Laye we Francji i 1667 do Pisogne we Włoszech. Rozumiem, że są to miasta zaprzyjaźnione z konstancińskimi władzami. Może lepiej i taniej byłoby nie sięgać aż tak daleko, a skorzystać z dobrych, sprawdzonych rodzimych wzorów. W odległym jedynie o 160 km Nałęczowie, uzdrowisku z prawdziwego zdarzenia, kuracjusz nie pada ze zmęczenia z powodu braku ławek, a jakie ma również szanse skorzystania z życia kulturalnego czy turystycznego! O czym w Konstancinie można tylko pomarzyć.

A przecież mury konstancińskie pamiętają koncerty Grzegorza Fitelberga, Ludomira Różyckiego i śpiewu Fiodora Szalapina. Tu po wybuchu rewolucji w Rosji zaroiło się od szukających schronienia arystokratów rosyjskich. Dziś tylko oczami wyobraźni można zobaczyć te karety, ten szyk.

W willach gościły i bywały znakomitości: Henryk Sienkiewicz, Ignacy Jan Paderewski, Ewa Bandrowska-Turska, Jan Kiepura, Juliusz Kaden-Bandrowski, Mieczysław Fogg, Tadeusz Dołęga-Mostowicz. U Wedlów w "dworku w lesie" bywała Messalka (Lucyna Messal). Wiele z nich dawało ludziom schronienie w czasach wojen. Np. w "Zameczku" schronili się w czasie I wojny światowej Radziwiłłowie z Dawidgródka. Tu mieszkała także pierwsza w Polsce kobieta-sołtys - Zofia Millerówna.

W niektórych willach organizowano koncerty: choćby w "Zagłobinie" od wczesnej wiosny do późnej jesieni koncertowały warszawskie orkiestry i soliści, a także w "Julisinie", który po wojnie na kilka lat przygarnął w swoich murach gimnazjum im. Tadeusza Reytana, dopóki nie upodobał jej sobie sam Bolesław Bierut na swą rezydencję. W ogóle bonzowie komunistyczni chętnie lokowali się w "poburżujskich" (to ich określenie) willach. A Stefan Zygmunt Laurysiewicz, właściciel willi "Moja" stał się pierwowzorem Kręckiego w "Zaszumi Las" Zapolskiej.

Ileż więc widziały i słyszały mury konstancińskich willi. Niektóre z nich zostały w ostatnim dziesięcioleciu odnowione. Zyskały nowy blask. Niestety, nie wszystkie w swym historycznym kształcie.

Rosną również nowe wille. Współczesny Konstancin to rezydencje - bywa, że czterokrotnie większe od hrabiowskich czy "burżujskich" pałaców schowane zazwyczaj za wysokim "pancernym" murem. Te stare też miały ogrodzenie, ale tak skomponowane z całością, że świetnie można było przezeń podziwiać piękną architekturę i kunszt budowniczych. Wokół nowych willi ogród stanowi często zielona trawka a i modne jest wyłożenie ogrodu płytami jak chodnikami. A przecież wille stawiane są w lesie, który ma swoje podszycie. Ale de gustibus...

Teresa Rentak

  * Tadeusz Władysław Świątek "Konstancin" - wędrówka śladami ludzi i zabytków.
     Wydawnictwo PTTK "Kraj" 1995, str. 11.
** Tamże str. 96.

 

REKLAMA

Komentarze

Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Twój może być pierwszy...

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Zapraszamy na zakupy

REKLAMA

Najnowsze informacje w Pulsie Warszawy

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Najchętniej czytane w Pulsie Warszawy

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

Kambukka Olympus
Kambukka Lagoon

REKLAMA

City Break
City Break

REKLAMA

REKLAMA