Usługi pocztowe - coraz mniej na jednego mieszkańca
6 marca 2013
Od 1 stycznia obowiązuje nowe prawo pocztowe, uchwalone przez Sejm 23 listopada 2012 r. Teoretycznie oznacza to koniec monopolu Poczty Polskiej, gdyż na tzw. "operatora wyznaczonego" przeprowadzony będzie teraz konkurs, którego zwycięzca ma zapewniony monopol na najatrakcyjniejsze przychody przez dziesięć lat.
Z polskimi demonopolizacjami jest jak z definicją piłki nożnej, według której dwadzieścia dwie osoby kopią piłkę, a w końcu i tak wygrywają Niemcy. Konkurs na operatora wyznaczonego musi wygrać dotychczasowy monopolista Poczta Polska, gdyż tylko ona dysponuje wymaganą siecią placówek. Żeby ułatwić przewidzenie wyniku konkursu, dodam, że nie jest on wiążący dla prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej, który decyduje, kto ma zostać operatorem wyznaczonym. Nowe prawo pocztowe przewiduje bowiem, że zwycięzców konkursu może być kilku, spośród których prezes UKE swobodnie wybierze sobie faworyta.
Ze zmianami prawa wiąże się nieuchronnie likwidacja części placówek pocztowych. Zgodnie z projektowanymi normami, jedna placówka operatora wyznaczonego w miastach, jak ładnie napisał minister Boni: "licząc średnio w skali kraju", powinna przypadać na 7 tysięcy mieszkańców (na terenach wiejskich - jedna na 85 km kwadratowych powierzchni). Tłok i kolejki, niespotykane w innych częściach kraju, nie są nam obce. To także cena stołeczności, nieuwzględniana w żadnych zestawieniach. Obecnie w miastach znajduje się 4399 placówek. Zgodnie z normą wystarczą 3332 placówki, czyli jedną czwartą z nich można zlikwidować.
Warszawa lokuje się już dziś poniżej docelowej przeciętnej krajowej. Jedna placówka przypada tu na 8,5 tysiąca stałych mieszkańców - trzeba przy tym pamiętać, że z warszawskich urzędów pocztowych korzystają codziennie setki tysięcy osób przyjezdnych, o niezameldowanych mieszkańcach nie wspominając. Tłok i kolejki, niespotykane w innych częściach kraju, nie są nam obce. To także cena stołeczności, nieuwzględniana w żadnych zestawieniach.
Na Bemowie znajduje się dziesięć placówek pocztowych, czyli jedna na 12 tysięcy mieszkańców. To znacznie gorzej niż w całej Warszawie. Przyzwyczailiśmy się, że jest ich tyle, ile jest. Ja pamiętam czasy, gdy z Górc po odbiór przesyłki poleconej trzeba było jechać do urzędu pocztowego przy ul. Wolskiej. Minęła cała epoka, ale nadal daleko nam nawet do polskich standardów ministra Boniego. Ciekawe, co przyniesie Warszawie wprowadzenie tych standardów?
Maciej Białecki
były wiceburmistrz Pragi Południe (2002-2004) i radny sejmiku mazowieckiego (2002-2006)