Trzeba koniecznie zwiększyć budżet dla NGO w 2013 r.
9 marca 2012
Właśnie rozpoczynają się rozmaite projekty stowarzyszeń i fundacji, które uzyskały dofinansowanie w ramach otwartych konkursów ofert, organizowanych przez białołęcki ratusz.
Chociaż potrzeby Białołęki rosną wprost proporcjonalnie do wciąż zwiększającej się liczby mieszkańców, budżety konkursów dotacyjnych dla NGO od kilku lat pozostają na niezmiennym poziomie. Tymczasem działania animowane przez organizacje III sektora zwykle najcelniej odpowiadają na zapotrzebowanie mieszkańców, bo są przez nich samych definiowane i realizowane. Często stowarzyszenia czy fundacje działają elastyczniej i taniej od instytucji publicznych, przywiązanych do swoich siedzib i "kosztów stałych", co w realiach Białołęki przekłada się na "pustynny" charakter wschodniej części dzielnicy w zakresie oferty kulturalno-społecznej. Budżet dla NGO powinien odpowiadać aktywności społecznej i rosnącej liczbie organizacji pozarządowych. Nie ma żadnego wytłumaczenia - poza nieświadomością lub przeoczeniem - że dzielnica, która notuje tak znaczący wzrost demograficzny, próbuje budować społeczeństwo obywatelskie "na skróty".
Zwłaszcza że mówimy o kwotach, które w skali budżetu dzielnicy wcale nie są gigantyczne. Łącznie na dofinansowanie zadań realizowanych przez organizacje pozarządowe Białołęka przeznacza nie więcej niż 900 tys. zł, z czego ok. 400 tys. pochłaniają programy sportowe, 350 tys. zadania z dziedziny polityki społecznej i ochrony zdrowia, kilkadziesiąt tysięcy letnie i zimowe obozy dla dzieci i młodzieży, a przedsięwzięcia kulturalne zaledwie 100 tys. zł. I choć dla zwykłego śmiertelnika operowanie kwotą "milionową" budzi respekt, to jeśli podzielimy to między kilkadziesiąt organizacji - przyznane dofinansowania oscylują wokół 10-20 tys. zł.
Zwiększenie budżetu konkursów o 20% diametralnie zmieniłoby sytuację. Każda złotówka więcej przekłada się na kolejne przedsięwzięcia, wynikające z bezpośrednich potrzeb mieszkańców. Dla porównania warto dodać, że blisko 80 tys. zł kosztuje wydawanie gazetki "Czas Białołęki", powielającej informacje, o których pisze każda z pozostałych czterech lokalnych gazet, o łącznym nakładzie ośmiokrotnie przekraczającym nakład urzędowego periodyku. Skoro szef MON w ramach oszczędności w dobie kryzysu podjął decyzję o wydawaniu niszowych militarnych czasopism wyłącznie w postaci pliku PDF, wydaje się, że tym bardziej standardy oszczędności wydatków i racjonalnego ich kalkulowania powinny obowiązywać na poziomie samorządu. Mówiąc wprost zaoszczędzone na urzędowej gazetce pieniądze mogłyby przełożyć się na kilkaset miejsc na koncertach, warsztatach lub zajęciach sportowych i edukacyjnych dla dzieciaków z Białołęki.
Podobnie uszczuplenie blisko trzymilionowego budżetu Białołęckiego Ośrodka Kultury o 100-150 tys. byłoby dla tej instytucji praktycznie nieodczuwalne. Co najwyżej Pani Dyrektor nie zakupi nowych mebli do swojego gabinetu lub zrezygnuje z kolejnego kapelusza w ramach scenografii koncertowej. Tym bardziej że wysoki budżet BOK nie przekłada się na różnorodny program, a zmiana dyrekcji w sierpniu ub.r. nie spowodowała jakościowego rozwoju oferty instytucji.
Warto, aby radni Białołęki pochylili się już teraz nad tym problemem i rzetelnie przygotowali się do czekającego ich za kilka miesięcy głosowania nad budżetem na rok 2013. Proponowane drobne przesunięcia między paragrafami, mogą być krokiem milowym białołęckiej społeczności w rozwoju obywatelskiego potencjału!
Liczę, że ostatnie doniesienia medialne o odebraniu burmistrzowi Jackowi Kaznowskiemu przewodnictwa w białołęckiej Platformie Obywatelskiej są równoznaczne z ostatecznym zerwaniem z oderwaną od rzeczywistości polityką, opartą wyłącznie na własnych fascynacjach, których symbolem są "wirtualne" (choć kosztujące bardzo realnie) filharmonie, mocno ograniczony tematycznie program kulturalno-sportowy, wciąż nie istniejąca filia BOK na wschodniej Białołęce i rzekomo rozwiązujące komunikacyjne problemy wodoloty, kursujące wolniej od roweru. Jeśli nowym przywódcom uda się zejść na ziemię, z pewnością nie podzielą w przyszłości losu swojego expryncypała. I tego im serdecznie życzę!
Bartłomiej Włodkowski
Autor jest białołęckim aktywistą i popularyzatorem historii, prezesem Fundacji Ave