To była bardzo burzliwa kadencja
8 października 2018
Rozmowa z Mariolą Olszewską, radną, kandydatką stowarzyszenia Razem dla Białołęki do rady dzielnicy.
Zaprezentowała Pani hasłowo program dla Białołęki, który brzmi: "Chcę zmienić Białołękę, aby było to bezpieczne i przyjazne miejsce do życia i pracy, w dzielnicę równomiernie rozwiniętą i wielofunkcyjną, doskonale połączoną z resztą metropolii, w dzielnicę aktywną i kreatywną swoimi mieszkańcami, będącą w centrum uwagi miasta, mądrze zarządzaną z pełną infrastrukturą". Co to znaczy?
Białołękę, by stała się przyjaznym miejscem do życia i pracy, należy równomiernie zaopatrzyć w infrastrukturę, rozwijać wszystkie jej części, zachowując przy tym lokalny charakter i zabudowę poszczególnych obszarów. Tam, gdzie tego brakuje, wybudować drogi, chodniki, kanalizację, wodociągi, szkoły, przedszkola, miejsca z przeznaczeniem na kulturę i sport. Zachęcić inwestorów do tworzenia miejsc pracy na terenie naszej dzielnicy. Aby było to możliwe, dzielnica musi być mądrze zarządzana. Co to znaczy? Władze i samorząd powinny umieć sprawić, by Białołęka znalazła się w centrum uwagi miasta, a co za tym idzie, potrafić pozyskać potrzebne fundusze na inwestycje i je odpowiednio wykorzystać.
Białołęka powinna stać się dzielnicą doskonale skomunikowaną zarówno wewnętrznie, jak również z resztą miasta. W tym celu należy przeprowadzić inwestycje w nowe linie tramwajowe - na Zieloną Białołękę do Kobiałki, wzdłuż Modlińskiej do Bukowa, no i oczywiście przedłużyć istniejącą linię do Winnicy. Komunikacja szynowa, czyli tramwaje, ale też SKM, musi być kręgosłupem, a rozwinięta sieć połączeń autobusowych, w tym również lokalnych, uzupełnieniem. Do tego sieć parkingów P+R przy stacjach kolejowych, krańcówkach tramwajowych i w punktach przesiadkowych. Równolegle trzeba merytorycznie podejść do metra w naszej dzielnicy. O przebiegu powinny zadecydować konsultacje społeczne, a być może referendum dzielnicowe. Musimy też zagospodarować kreatywność naszych mieszkańców. Przykład budżetu partycypacyjnego wskazuje, że jest w tym zakresie duży potencjał. Należy włączyć jak największą grupę obywateli do procesu kreowania dzielnicy. Tworzyć rady osiedli, zaktywizować wspólnoty mieszkaniowe. Należy słuchać i uczyć się od białołęczan.
Była Pani radną pierwszą kadencję, jednocześnie bardzo aktywną, z największą liczbą interpelacji. Jak ocenia Pani te cztery lata?
Jak w życiu - były dobre chwile i te gorsze. Interpelacje, setki pism, maili i spotkań to żadna zasługa, a efekt współpracy i kontaktu z mieszkańcami. Pewne problemy udało się rozwiązywać, inne muszą trochę poczekać. To była bardzo burzliwa kadencja. Niestety dla niektórych moich kolegów nie samorząd, lecz to, co dyktuje partyjna góra, stało się determinantem ich działalności. Krytycznie oceniam też zarządy dzielnicy, które nie wypracowały merytorycznych mechanizmów pracy i procesu zarządzania Białołęką. Niewykorzystane setki milionów złotych na przestrzeni kadencji, totalna katastrofa w kwestii inwestycji, służalcza postawa wobec deweloperów oraz wszechobecny marazm w kwestii spraw zwykłych mieszkańców Białołęki - tak można podsumować ich pracę. Jednocześnie trzeba dodać, że w urzędzie jest mnóstwo ludzi kompetentnych, kreatywnych i otwartych na problemy. To, czego brakuje, aby w pełni wykorzystać ich potencjał, to sprawny i fachowy zarząd.
Jak Pani ocenia możliwość współpracy stowarzyszenia Razem dla Białołęki z innymi ugrupowaniami samorządowymi w radzie dzielnicy?
Nie widzę przeciwwskazań dla współpracy z kimkolwiek. Jeżeli wyznacznikiem tej koalicji ma być dobry program dla mieszkańców, to nasze stowarzyszenie podejmie takie wyzwanie, nie patrząc na szyldy.
Rozm. jp