REKLAMA

Puls Warszawy

różne

 

Sześciolatki w przedszkolu, koniec z gimnazjami: oceńmy skutki

  22 października 2015

alt='Sześciolatki w przedszkolu, koniec z gimnazjami: oceńmy skutki'
Dziś już wiemy - to ciekawość jest najlepszym motorem nauki. Czy to łatwe zadanie dla nauczyciela? Oczywiście, że nie
źródło: men.gov.pl

Sześciolatki w szkole? Gimnazja mają sens? Uczeń powinien mieć prawa czy obowiązki? Rodzic powinien trzymać się od szkoły z daleka? Ostatnio te pytania są zadawane szczególnie często i głośno.

REKLAMA

Sześciolatki w szkole? Cofnijmy reformę i zobaczmy, co z tego wynika.

Załóżmy, że w 2016 roku sześciolatki nie idą do szkoły. Zostają w przedszkolu, trochę drugi raz w tej samej klasie. Co innego miałyby robić? Uczyć się czegoś nowego? Czego, skoro nie mogą robić tego, co robiłyby w szkole? Zatrzymanie sześciolatków w warszawskich przedszkolach jest też kłopotem dla rodziców młodszych dzieci - nie będzie dla nich miejsca. Nie mniejszy kłopot mają nauczyciele, którzy powinni z tymi nieistniejącymi pierwszymi klasami pracować - nie mają pracy. Przez kolejne trzy lata. W skali kraju taka sytuacja może dotknąć nawet 20 tysięcy osób.

W 134 krajach świata sześciolatek to ktoś, kto chodzi już do szkoły. Rodzice pewnie zadali sobie pytanie: czy dziecko sobie poradzi? Niepokój jest zrozumiały. W końcu dziecko mierzy się z nową sytuacją. Jedno warto zauważyć - obecna szkoła w niczym nie musi przypominać placówki, którą pamięta rodzic. Lekcje nie muszą trwać 45 minut, kącik zabaw w rogu sali naprawdę służy do zabawy, a prace domowe mogą być symboliczne, albo może ich nie być wcale. To szkoła, w której przez pierwsze trzy lata nie będzie stopni!

Zamiast więc zakładać z góry, że 6-latek nie da rady (wiemy, że da), wspierajmy wychowawców, by mogli korzystać ze swobody organizowania zajęć.

Kup bilet

Te okropne gimnazja

Okropne? To je zlikwidujmy i zobaczmy, co się wydarzy w Warszawie. Do pracujących na dwie zmiany szkół dołączone zostaną kolejne dwa roczniki uczniów. Bardzo szybko zatęsknimy za dwuzmianowością, bo szkoły będą pracować na trzy zmiany. Najmłodszym uczniom szóstoklasiści przestaną się wydawać groźni i duzi. Ci z klasy ósmej będą znacznie więksi. Nie wystarczy dołożenie kolejnych klas. Trzeba od nowa napisać podstawę programową. I nowe podręczniki - do każdego przedmiotu.

Taka sama operacja czekałaby licea. Rocznik więcej, nowa podstawa, nowe podręczniki. Efektem ubocznym, ale ważnym, byłaby utrata pracy przez wielu nauczycieli gimnazjów. Dyrektorzy szkół podstawowych i liceów najpierw zapewniliby odpowiednią liczbę godzin swoim nauczycielom. Przeniesienie klasy do innej szkoły nie oznacza "z automatu" przeniesienia nauczyciela. Wielkie zamieszanie? Owszem. Efekt? Wątpliwy. Do gimnazjum trafia uczeń, kiedy wkracza w tzw. trudny wiek. Tyle że od samego powrotu w mury podstawówki nie stanie się grzeczniejszy.

REKLAMA

Ryby i uczeń głosu nie mają, czyli jak to z tą dyscypliną bywa

Zwolennicy "twardej" szkoły krzyczą: nie może być tak, żeby uczeń miał więcej praw niż nauczyciel. Dlaczego jednak miałby ich mieć mniej? W "twardej" szkole każdy zna swoje miejsce. Nauczyciel naucza, uczeń słucha. Nie zadaje pytań. Jeszcze się okaże, że czegoś nie umie. Nauczyciel ma autorytet "urzędowy", bywa nieco groźny. Jak stara szkoła wychodzi w zderzeniu z potrzebami edukacji XXI wieku? Blado. Nauczyciel musi mieć autorytet, tyle że znacznie cenniejszy jest ten naturalny. Budowany w oparciu o szacunek ucznia, a nie jego strach. Jeśli chcemy, by uczeń myślał samodzielnie (chcemy), by umiał podejmować ryzyko, umiał wyciągać wnioski z porażek, to nauczyciel musi być przewodnikiem, do którego młody człowiek ma zaufanie.

Dziś już wiemy - to ciekawość jest najlepszym motorem nauki. Czy to łatwe zadanie dla nauczyciela? Oczywiście, że nie. Ciekawy świata uczeń zawsze może zadać pytanie, na które nauczyciel nie będzie umiał odpowiedzieć. Tak więc drogi uczniu, jeśli chcesz być traktowany partnersko, możesz przyznać się, że czegoś nie wiesz pod warunkiem, że twój nauczyciel będzie mógł zrobić to samo!

REKLAMA

Czy istnieją trudni rodzice?

Istnieją. Traktują otaczający świat jako dodatek do własnego dziecka. Na szczęście to wyjątkowe historie, zdecydowana większość rodziców widzi swoje dzieci bez przesadnie różowych okularów i chce współpracować ze szkołą. I tu zaczynają się schody. Kto ma być inicjatorem współpracy? Rodzice mówią: nauczyciel. Jest gospodarzem na terenie szkoły. Wychowawca na to: ja jestem sam. Jeden przeciwko 25. Z góry na przegranej pozycji.

Tymczasem korzyści ze współpracy nauczycieli z rodzicami są obustronne. Do szkoły chodzi przecież nie tylko mózg dziecka, chodzi "cały" człowiek, z emocjami i doświadczeniami. Dla nauczyciela to bezcenna wiedza, szczególnie jeśli dziecko potrzebuje wsparcia. Nauczyciele też mają "coś" dla rodziców. Znają dziecko w sytuacjach dla rodziców niedostępnych - zachowania w grupie rówieśniczej. Warto o tym pamiętać.

Joanna Kluzik-Rostkowska
Autorka jest ministrem edukacji narodowej,
kandydatką do Sejmu z listy PO

 

REKLAMA

Komentarze (2)

# olaaa

23.10.2015 11:59

Gimnazja to chory pomysł i nic ani nikt mnie nie przekona ze jest inaczej.

 beata34

23.10.2015 17:51

też uważam, że gimnazjum to zły pomysł.
więcej na forum

LINKI SPONSOROWANE

REKLAMA

Wstąp do księgarni

REKLAMA

Najnowsze informacje w Pulsie Warszawy

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

REKLAMA

Najchętniej czytane w Pulsie Warszawy

Misz@masz

Artykuły sponsorowane

REKLAMA

REKLAMA

Top hotele na Lato 2024
Top hotele na Lato 2024

Kup bilet

Znajdź swoje wakacje

Powyższe treści pochodzą z serwisu Wakacje.pl.

Polecamy w naszym pasażu

Wstąp do księgarni

REKLAMA

REKLAMA

City Break
City Break

REKLAMA

REKLAMA

Wyjazdy sportowe
Wyjazdy sportowe