Okruchy niezwykłej sagi
23 października 2015
Często mnie zastanawia dlaczego takie historie są nieznane. Dzieje jednostek ale także rodzin to gotowe scenariusze filmowe lub kanwa do barwnej, literackiej opowieści. Fragmenty pewnej rodzinnej epopei fascynują mnie od dawna.
Po klęsce wrześniowej, pod zaborem sowieckim cała rodzina zaangażowała się w działalność konspiracyjną, a ich dom w Kałęczynie stał się jednym z głównych ognisk konspiracji niepodległościowej w regionie.
Początkowo działalność konspiracyjną prowadzili w ZWZ ,aby w 1942 roku znaleźć się w Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW). Antoni używający pseudonimów "Biały" i "Szczerbiec" został Komendantem powiatu łomżyńskiego NOW a Bolesław - "Grot" jego II zastępcą. W 1943 roku rodzinę Kozłowskich dotknęły pierwsze nieszczęścia. W wyniku denuncjacji ojciec i najmłodszy syn Izydor zostali aresztowani przez gestapo. Dom spalono a obaj konspiratorzy po ciężkim śledztwie trafili do Oświęcimia. Izydor senior został tam zamordowany w 1944 roku. Najmłodszemu z braci udało się uciec ale pobyt w tej niemieckiej "fabryce śmierci" wykończył go fizycznie. Zmarł na początku 1945 roku.
W tym fatalnym roku Kozłowscy przeżyli jeszcze jedną tragedię. Najwyższy wzrostem z nich, prawie 2-metrowy Józef noszący ironiczny pseudonim "Malutki", zginął w potyczce z niemieckimi żandarmami. W tym samym roku, jesienią pozostali przy życiu bracia Kozłowscy dokonali nowego wyboru konspiracyjnego, decydując się we wrześniu 1943 roku na przejście z NOW do Narodowych Sił Zbrojnych (NSZ). Autorytet jaki posiadali w strukturach łomżyńskiej NOW spowodował, że w ślad za nimi podążyła większość podkomendnych. Już wkrótce kpt. "Biały" jako komendant Powiatu łomżyńskiego NSZ (krypt. "XIII/9"), kierował najsilniejszą strukturą w Okręgu Białostockim NSZ. W kwietniu 1944 roku było to ponad 1460 zaprzysiężonych żołnierzy zgrupowanych w 6 batalionach.
Już w 1943 roku "Biały" jako Komendant Powiatu, dowodził oddziałem partyzanckim. W następnym roku na czele oddziału NSZ stanął inny z braci, Marian znany bardziej jako "Lech" (później także "Dąbrowa", "Przemysław"). Wkrótce bracia Kozłowscy zasłynęli jako "specjaliści" od odbijania aresztowanych i więźniów. Jedną z pierwszych tego rodzaju akcji urządzili pod Cydzynem w '43r. gdzie z łap niemieckich żandarmów odbili 30 aresztowanych AK-owców. Tego rodzaju akcje kontynuowali w roku następnym, gdy w brawurowej akcji niedaleko miejscowości Cieloszki tym razem uwolnili aresztowanych NSZ-ców przewożonych pociągiem kolejki wąskotorowej.
Ale jedna akcja w wykonaniu kpt. "Białego" i por. "Grota" przeszłaby do legendy i stanowiłaby scenariusz do świetnego filmu wojenno-sensacyjnego i książek, gdybyśmy po roku 1945 mieli normalne państwo a historia nie byłaby nauką podlegającą ideologii i propagandzie. Niestety, takiego państwa nie mieliśmy...
W czerwcu 1944 roku wywiad NSZ przekazał informację, że do zarządcy majątku w Lachowie niejakiego Roberta Piwko wybierają się w odwiedziny dwaj oficerowie Wehrmachtu: mjr. Gutzeit i por. Kretschman. To nasunęło braciom Antoniemu i Bolesławowi niezwykle śmiały plan...Dwaj niemieccy oficerowie zostali "zdjęci" pod drodze przez partyzantów NSZ. Grzecznie, z rękoma podniesionymi do góry pomaszerowali w głąb leśnego obozowiska. "Biały" natomiast w towarzystwie dwóch swoich żołnierzy wsiadł do samochodu pojmanego przedstawiciela "niezwyciężonej" armii niemieckiej i z wielkim fasonem za kilka godzin przywiózł samego Piwko wraz z jego połowicą Emmą!!
Piwko zasłużył niewątpliwie na karę śmierci choćby ze względu na swój niezwykle brutalny stosunek do ludności cywilnej, lecz według szczerego wyznania kpt. "Grota" dla reportera Ryszarda Wójcika uczynionego w roku 1975: "(...) Mój brat Antoni, kapitan "Biały", byłby go już stuknął, gdyby nie obawa przed odwetem na bezbronnej ludności okolicznej(...)". Rzecz jasna, wywiad z "Grotem" nie ukazał się ani w roku 1975 ani w latach późniejszych. Nie miał prawa się ukazać bo jego rozmówca był oficerem NSZ czyli według ówczesnej wykładni: "faszyzującej organizacji kolaborującej z hitlerowcami". Tak się wtedy pisało historię!
Jaki był finał porwania tej czwórki przedstawicieli "rasy panów"? Po kilkudziesięciu godzinach negocjacji i gróźb ze strony partyzantów NSZ, z więzienia w Łomży uwolniono przynajmniej 300 (niektóre źródła i relacje podają, że 400) ludzi. Uwolnienie kilkuset osób z hitlerowskiej katowni bez jednego wystrzału i co ważniejsze - bez jakichkolwiek akcji odwetowych ze strony okupanta po tym fakcie, jest zdarzeniem niebywałym w trakcie okupacji. Warte jest podkreślenia, że nie nastąpiły żadne akcje odwetowe. Należy bowiem pamiętać, że arytmetyka okresu okupacji wyglądała według Niemców w sposób następujący: Za jednego zabitego Niemca 50-100 Polaków było rozstrzeliwanych. Toteż powyższa akcja to był majstersztyk podziemia. Ale konia z rzędem temu, kto dziś o tym ma wiedzę. Była to historia skazana przez tzw. "władzę ludową" po wojnie na zapomnienie... Niekiedy przypisywano ją innym organizacjom. Mało tego: po aresztowaniu w 1950 roku kpt. "Grotowi" funkcjonariusze UB wmawiali, że była to "komedia uzgodniona z gestapo", a prokurator powiedział , że "(...) Uzgodniliście tę komedię wcześniej, żeby pokryć waszą faktyczną współpracę z gestapo. I za to was "czapa" nie minie!"
Tylko za tą akcję braciom Kozłowskim należy się pomnik w Łomży i miejsce w narodowym panteonie. I jeszcze za coś, czego nie powiedział w roku 1975 w wywiadzie dla Ryszarda Wójcika. I nie powiedziałby tego prawdopodobnie nigdy, bo ludziom Jego pokroju i klasy pewne słowa i wyznania nie przeszłyby nigdy przez gardło. Uczynił to za niego jeden z podkomendnych, chor. "Czarny" - Bolesław Drozdowski uczestnik powyżej opisywanej akcji: " (...) A trzeba panu nadmienić, że w ten czas, gdy bracia Kozłowscy mieli tych zakładników w rękach, to trzeci ich brat i ojciec ich rodzony w Oświęcimiu gnili. Każden jeden się zapytywał: to oni swoich z obozu nie wyciągnęli? Otóż nie! Taki warunek nie był Niemcom stawiany (podkreślenia moje -RR). I nie było warunku takiego, żeby Niemcy puszczali z więzienia tylko naszych(...). Wedle Kozłowskiego każdy Polak w więzieniu i w lesie był drugiemu równy. I gestapo wypuszczało, chcąc nie chcąc, tak samo dzieci, kobiety, jak i starców(...)". Relacja "Czarnego" podobnie jak jego dowódcy ukazała się dopiero w 1989 roku...
Komentarz wydaje się być zbyteczny. Ale nie był to także koniec dramatycznej epopei braci Kozłowskich.
Kapitan "Biały" - Antoni Kozłowski zginął idąc z odsieczą na czele swoich chłopców, oddziałom Armii Krajowej otoczonym 23 czerwca 1944 roku podczas bitwy w Czerwonym Borze. Padł przecięty serią cekaemu. Wskutek jego brawurowego natarcia zgrupowaniu oddziałów AK udało się przebić z okrążenia. Komendantem Powiatu został po nim Bolesław, który w pierwszych miesiącach 1945 roku, zreorganizował struktury organizacyjne dostosowując je do warunków nowej okupacji: sowieckiej. Latem 1945 roku stan zaprzysiężonych żołnierzy NSZ wynosił 2750 osób. We wrześniu 1945 roku łomżyńskie NSZ weszły w skład nowej organizacji wojskowej - Narodowego Zjednoczenia Wojskowego (NZW). "Grot" został awansowany do stopnia kapitana i objął stanowisko dowódcy Wydziału II (wywiad) i Wydziału V (propaganda) Komendy Okręgu XV (białostockiego). Jednocześnie został mianowany na stanowisko zastępcy Komendanta Okręgu Białostockiego NZW.
Jego brat Marian (również w stopniu kapitana) został mianowany dowódcą Okręgu Olsztyn NZW o kryptonimie "Bałtyk". Mimo oporu jaki stawiła Białostocczyzna i siły podziemia niepodległościowego, dla "Grota" nie ulegało wątpliwości, że nie ma większych szans na zwycięstwo. Nie zanosiło się na III wojnę światową a władza komunistyczna pod nadzorem Józefa Stalina czuła się coraz bardziej pewnie. Bezczelne sfałszowanie wyborów i brak jakiejkolwiek reakcji "wolnego świata" uświadomił boleśnie tysiącom żołnierzy i oficerów nadal walczących w podziemiu, że nadszedł kres walki. Dla większości ówczesnego społeczeństwa polskiego sfałszowanie wyborów '47 roku było brutalnym końcem złudzeń... W miesiąc później (22 lutego) Sejm zdominowany przez komunistów uchwalił ustawę amnestyjną.
Pomimo wahań, "Grot" opowiedział się za skorzystaniem z tej okazji. W tej sprawie był przeciwnikiem poglądu prezentowanego przez ppłk. "Błękita" - Władysława Żwańskiego, zwolennika kontynuowania walki. Zdaniem kpt. Kozłowskiego należało tysiącom żołnierzy i konspiratorów stworzyć warunki powrotu do normalnego życia: ukończenia szkół, zdobycia zawodu, założenia rodzin. Dalsza walka konspiracyjna była bez szans na zwycięstwo a powiększała jedynie straty. Postawa kpt. "Grota" i wielki autorytet, którym cieszył się w białostockiej organizacji NZW, sprawiły, że w kwietniu 1947 roku ujawniły się setki żołnierzy podziemia. Z dalszej pracy konspiracyjnej zrezygnowały m.in. Komendy Powiatów: Białystok - miasto, Białystok-powiat, Sokółka, Grajewo, "Łaba Północna" (powiat łomżyński na północ od rzeki Narew). Sam Kozłowski ujawnił się 21 kwietnia w Wąsoszy. Z amnestii skorzystała również jego żona Krystyna (ślub wzięli w 1945 roku) jak również jedyny już żyjący brat Marian ("Lech" "Dąbrowa").
Edward Daniszewski - "Tygrys" tak zapamiętał ostatnie spotkanie z kpt. Kozłowskim: "(...) To było niedługo po ujawnieniu. Siedzimy na ławce i "Grot" mówi: "No to co chłopcy, skończyła się nasza robota. Jeżeli będziemy jeszcze coś robić to już inaczej. (...) A dzisiaj - dodał "Grot" - jeszcze jesteście młodzi i do szkoły uczyć się. Pamiętajcie o jednym. Żebyście nie byli głupsi od swoich przeciwników(...)".
Podobnie jak setki innych konspiratorów NZW, "Grot" niedługo się cieszył wolnością. Aresztowany w październiku 1950 roku, przeszedł przez okrutne śledztwo w więzieniu białostockim. Zastosowano wobec niego wyrafinowane tortury, m.in. kilkadziesiąt razy trafił do karceru (pomieszczenie metr na metr), uwalanego ekskrementami. A wszystko po to aby go upodlić i złamać wewnętrznie. Wytrzymał wszystko. Również pobyt w więzieniach po sfingowanym procesie. Do więzienia trafił również Marian Kozłowski.
"Grot" więzienie opuścił w kwietniu 1955 roku. Od chwili powrotu do domu pozostawał pod szczególną "opieką" UB a później Służby Bezpieczeństwa. Inwigilowany był przez 20 lat (podsłuch telefoniczny, kontrola listów, odwiedziny b. podkomendnych, których złamano w śledztwach i byli tajnymi współpracownikami SB). Pracował w kilku przedsiębiorstwach (również na kierowniczych stanowiskach). Najdłużej jako kierownik Spółdzielni Turystyczno-Wypoczynkowej "Gromada" w Łomży.
Zmarł pod koniec września 1982 roku. Niedługo później żywot zakończył brat Marian Kozłowski. Nie doczekali wolnej Polski, o którą bili się z takim poświęceniem w konspiracji. I za którą tak wysoką cenę zapłaciła cała ich rodzina. Nie złamały ich tortury, więzienia i późniejsza inwigilacja. Byli ludźmi o morale i charakterach, których dziś - w dobie powszechnego łapserdactwa - się nie spotyka. I z pewnością nie zasłużyli - tak jak w PRL -aby nadal być "Wyklętymi"...
Robert Radzik