Szeligowska protestuje: uruchomili autobus bez żadnego przystanku!
10 października 2013
Po latach walki po ul. Szeligowskiej zaczął jeździć autobus. Mieszkańcy mogą jednak na niego tylko popatrzeć. Na dwukilometrowym odcinku nie zatrzymuje się on ani razu. - Rozpadająca się jezdnia, dziurawe chodniki, brak kanalizacji. Jeżeli nic się nie zmieni, to zrobimy referendum i odłączamy się od Bemowa. Może zechce nas przygarnąć Ożarów - odgraża się pani Joanna, przedstawicielka mieszkańców.
Wystarczy nam słup!
- Walczyliśmy o to od ponad dwóch lat. Kiedy wreszcie po naszych interwencjach puszczono autobus linii 813, okazało się, że nie przewidziano dla niego ani jednego przystanku! Od trasy S8 trzeba iść pieszo, mijając m.in. Kopalnianą, aż do przystanku przy Lazurowej. Autobus kursuje z Wolicy koło Płochocina, kończy trasę przy cmentarzu Wolskim - mówi radny Jarosław Oborski, też mieszkający w tej okolicy.
Mieszkańcy walczyli o ten autobus, ale nie tego się spodziewali. Nie tylko nie zatrzymuje się przy Szeligowskiej. - Na tym odcinku powinny być przynajmniej dwa przystanki - uważa radny Jarosław Oborski. Jeździ raz na dwie godziny, a w ogóle nie kursuje w soboty, niedziele i święta. Radny z panią Joanną zebrali już 100 podpisów mieszkańców pod petycją, w której domagają się zmiany.
- Na tym odcinku powinny być przynajmniej dwa przystanki - zwraca uwagę radny Oborski.
- Nie dwa tylko trzy. Chociaż co 600 metrów. Zaobserwowałam, że na Lazurowej są rozmieszczone co 400 metrów. Czy to taki problem wybudować przystanek? Nie chcemy żadnych wiat, to niepotrzebne. Wystarczy nam słup! W Warszawie jest pełno takich przystanków. Teraz to jeszcze nic, ale co tu dzieje się zimą! Chodniki są zasypane śniegiem, trzeba maszerować ulicą. A tą mkną samochody z prędkością nawet i 100 kilometrów na godzinę - mówi pani Joanna. - Dobrze wiemy, że autobus załatwiły władze Ożarowa. Nasze o tym nie pomyślały. Są pomysły na siłownie na powietrzu, na różne przyjemności dla mieszkańców dzielnicy. A my w niej nie mieszkamy? Jak będzie tak dalej i nikt nami nie będzie się zajmować, zrobimy referendum i spróbujemy odłączyć się od Bemowa - dodaje.
Nie ma kanalizacji, nie ma niczego...
- Nasza ulica jest fatalnie oświetlona. Brak kanalizacji. Nie ma nawet hydrantów na wypadek, gdyby nie daj Boże coś gdzieś się zapaliło. To już na wsiach są. A my przecież w mieście mieszkamy. Jesteśmy zdeterminowani. Nikt o nas nie pamięta! - żali się pani Katarzyna, mieszkanka jednej z posesji przy Szeligowskiej.
Kanalizacji nie ma, bo teren uznano za taki, na którym zagęszczenie domów jest niewystarczające i dlatego nie opłaca się jej budować. W związku z tym nie opłaca się także naprawiać chodników?
- Wszystkie te bolączki interesują nas w tej chwili w drugiej kolejności. Niech nam postawią te przystanki! To przecież bez sensu, że autobus jeździ taki odcinek "na pusto" - mówi pani Joanna.
Dzielnica: pod przystanki trzeba oddać działki
- Chcieliśmy tego autobusu i poprosiliśmy już Zarząd Transportu Miejskiego o wyznaczenie lokalizacji przystanków. Na tej ulicy ruch jest duży i ustawienie przystanków utrudniłoby go. Gdy już będzie znana lokalizacja, zaczniemy rozmowy z właścicielami działek na temat tymczasowego użyczenia miejsc na przystanki - tłumaczy Mariusz Gruza, rzecznik urzędu dzielnicy.
Rzecznik ZTM potwierdza, że o linię starał się przede wszystkim Ożarów. - Linia 813 została uruchomiona na wniosek gminy Ożarów Mazowiecki, która płaci znaczną część kosztów funkcjonowania i ma służyć przede wszystkim jej mieszkańcom. Dostrzegamy jednak problem braku przystanków wzdłuż ul. Szeligowskiej i będziemy chcieli go rozwiązać wspólnie z władzami dzielnicy Bemowo - obiecuje Igor Krajnow.
- Podczas akcji zbierania podpisów zetknęliśmy się z dodatkowymi problemami. Przy zbiegu Szeligowskiej i S8 zalega woda, od chwili powstania trasy. Przy Szeligowskiej 18 niebezpiecznie zwisają niepodcięte gałęzie dębów. Poza tym samochody jeżdżą tam z prędkością ponad 100 km/h - dorzuca radny Oborski.
Najgorzej mają ci mieszkańcy, którzy mają posesję w pobliżu trasy, a wracają np. z pracy od strony Lazurowej. To jakieś pół godziny piechotą. Czasem w śniegu, czasem w deszczu, a czasem po prostu w ciemnościach. A rano? Byle dojść do Lazurowej.
- Do tego "prawdziwego" Bemowa, które w przeciwieństwie do nas z Szeligowskiej po prostu wszystkich obchodzi - mówi pani Joanna. - Człowiek idzie i myśli, że jeszcze trochę. I, że tam przecież musi być jakaś cywilizacja...
Maciej Weber