Strażak czy strażnik? Na ratunek zwierząt w mieście
11 sierpnia 2016
Coraz więcej mieszkańców, chcąc pomóc zwierzętom, nie wzywa już straży pożarnej, lecz eko-patrol straży miejskiej. Widok strażaka ściągającego kota z drzewa powoli przechodzi do przeszłości?
- Sporadycznie bywamy już wzywani do ratowania zwierząt. Ostatnio młodzież prosiła nas np. o zdjęcie papugi z drzewa, bo chłopakowi uciekła z ramienia. Jednak coraz częściej mieszkańcy sami wzywają straż miejską, która nieraz prosi nas o pomoc, jak było np. w przypadku zaklinowanych szczeniaków pomiędzy płytami - mówi st. sek. Bartłomiej Bogdanowicz z Jednostki Ratowniczo Gaśniczej nr 15 przy Młodzieńczej.
Podkreśla, że podczas ratowania zwierząt ważne jest podejście, czas i precyzja. Oraz sprzęt. W przypadku zakleszczonych psów jeden z nich niestety nie przeżył, byt mocne okazały się bowiem obrażenia. O wiele większe szczęście miał żółw do którego pojechał Krzysztof Zieliński także z JRG nr 15 przy Młodzieńczej. Żółw spadł z czwartego piętra balkonu do sąsiada piętro niżej. Właściciele, widząc leżącego na skorupie gada, postanowili od razu wezwać straż pożarną, która uratowała pechowca.
Dawniej tylko straż pożarna jeździła do takich wypadków. - Do dziś pamiętam 18 - kilogramowego, zwisającego z drzewa kota, do którego zostałem wezwany w latach 90. Choć ta akcja skończyła się sukcesem, niektóre zgłoszenia mają całkiem inny finał - mówi asp. sztab. Dariusz Żukowski. Dziś strażacy wolą unikać sytuacji ratowania zwierząt, bo nigdy nie wiadomo, jak będą się one zachowywać w sytuacji zagrożenia. Przy próbie gaszenia pożaru na ogrodzonej posesji, po której biegają zwierzęta, na miejsce natychmiast wzywany jest eko-patrol. - Straż miejska jest o wiele lepiej wyposażona. My mamy do dyspozycji tylko gaz pieprzowy i dobre chęci - kwituje strażak.
(mk)