Straszny dżender na Targówku. Rzecz o tym, że się nie wie, o czym się mówi
17 stycznia 2014
Gender, ideologia gender, genderyzm - najpopularniejsze hasło ostatnich tygodni, wyklinane z ambon, zastępujące złego dziada zabierającego dzieci, skazujące na przymusowe zmiany płci, deprawatorska ideologia siejąca spustoszenie w mózgach i rodzinie. Także na Targówku.
Radny Miłosz Stanisławski wystosował interpelację do burmistrza dzielnicy, prosząc o informację, w których placówkach oświatowych na terenie Targówka są prowadzone bądź mają być prowadzone warsztaty z ideologii gender. Radny bowiem podkreśla, że w mainstreamowych mediach ideologia gender jest ukazywana pozytywnie jako przeciwdziałanie przemocy oraz dążenie do równouprawnienia, ponadto sięga też do kultury, a zmiany świadomości społecznej są prowadzone z pomocą najnowszych technik manipulacyjnych, na co w kraju, gdzie przeważająca większość obywateli wierzy w Jezusa Chrystusa, przyzwolenia być nie może.
Z ostatnim zdaniem radnego zgadzam się w całej rozciągłości, dodając od siebie, że przyzwolenia na techniki manipulujące społeczeństwem nie powinny mieć miejsca w żadnym kraju, bez względu na wiarę jego obywateli. Na tym jednak zgoda się kończy, ponieważ radny - jak większość, czy nawet wszyscy używający hasła "ideologia gender" - bredzi nie mając pojęcia, czym ten przerażający gender jest.
O co więc chodzi?
Zacząć trzeba bowiem od tego, że nie ma ideologii gender, tak jak nie ma ideologii geometrii, ideologii biologii czy ideologii ewolucji. Gender bowiem jest gałęzią socjologii, zajmującą się badaniem zmian w społeczeństwie w odniesieniu do płci - mówiąc skrótowo i po prostacku, nie chodzi o to, żeby kobiety siadały na traktory, tylko o to, dlaczego na te ciągniki one w ogóle weszły. Tak więc gender nie jest ideologią, tylko nauką. Jeśli już, to można pod ideologię podciągnąć feminizm, który z gender studies czerpie wiele.
Podobnie gender nie jest przeciwdziałaniem przemocy, bo ma za zadanie poznać i zrozumieć przemiany społeczne. Przemoc trzeba wyplenić działaniem, nie nauką - tak jak anatomopatolog nie wypleni choroby, bo zajmuje się na ogół jej ostatecznymi skutkami. W kulturze gender jest obecny od bardzo dawna, a radny Stanisławski byłby zdumiony jej zasięgiem, gdyby tylko zechciał zapoznać się z tematem bliżej. Oczywiście, idąc w skrajności, można udowodnić wszystko - w liceum z pomocą psychoanalizy udowodniłem, że autor niewinnego dziecięcego wierszyka o kotku, który wlazł na płotek był hedonistycznym homoseksualistą żywiącym nienawiść do kobiet. Wszystko więc zależy od metodologii i teorii, jaką się bada.
Radny twierdzi też, że według założeń ideologii gender homoseksualizm jest wrodzony, a geje i lesbijki mają prawo do zakładania rodzin. Nie mam pojęcia, skąd takie informacje, bo to akurat z gender nie ma nic wspólnego. W ogóle przykładanie płci w znaczeniu biologicznym do gender jest bez sensu, bo jeśli chodzi o płeć w tej dziedzinie, to bardziej w rozumieniu społecznym i w nawiązaniu do zmian, jakie w społeczeństwie zachodzą. Dlaczego po I wojnie światowej kobiety zaczęły pracować - to właśnie gender. Dlaczego zajmują stanowiska kierownicze w dzisiejszym świecie - to gender. Dlaczego mają prawo do zarobków takich, jak mężczyźni - oto właśnie gender. I odwrotnie - co spowodowało, że mężczyzna zajmuje się domem, podczas gdy jego żona pracuje w firmie - to także jest gender.
Inny przykład: czy chłopiec bawiący się lalkami zostanie gejem? Czy dziewczynka, woląca od rysunków samochodzik brata to lesbijka? A to przecież nic innego, jak zmiana przez stulecia utrzymywanych ról społecznych. Radny Stanisławski zapewne takiego chłopca czy dziewczynkę odesłałby do kąta na groch, czy, zgodnie z przysłowiem "Rózeczką dzieciątka Duch Święty bić radzi, rózeczka dzieciątkom nigdy nie zawadzi", sprałby małoletniego dżendera. Strach pomyśleć, co czuje biedny radny, widząc mecz siatkarek albo mężczyzn podczas pływania synchronicznego.
Źródło swojej wiedzy o gender radny wskazuje pod koniec swej interpelacji - to list pasterski Episkopatu na Niedzielę Świętej Rodziny. Według biskupów genderyzm sprowadza się do tego, że "płeć biologiczna nie ma znaczenia społecznego, i że liczy się przede wszystkim płeć kulturowa, którą człowiek może swobodnie modelować i definiować, niezależnie od uwarunkowań biologicznych. Według tej ideologii człowiek może siebie w dobrowolny sposób określać: czy jest mężczyzną czy kobietą, może też dowolnie wybierać własną orientację seksualną. To dobrowolne samookreślenie, które nie musi być czymś jednorazowym, ma prowadzić do tego, by społeczeństwo zaakceptowało prawo do zakładania nowego typu rodzin, na przykład zbudowanych na związkach o charakterze homoseksualnym". A przecież papież Franciszek stwierdził, co prawda nie z pozycji Tronu Apostolskiego, że homoseksualista też może być dobrym człowiekiem. A polscy biskupi twierdzą coś zupełnie innego. Twierdzenie, że do homoseksualnego zła prowadzi gender jest równie prawdziwe, jak stwierdzenie przewodniczącego Episkopatu, że przyczyną pedofilii wśród księży są dzieci z rozbitych rodzin, które same lgną, szukają i same się gubią i jeszcze tego drugiego człowieka wciągają.
W zajęciach z gender brałem udział na studiach, więc, w odróżnieniu od wielu krytyków mam przynajmniej pojęcie, o czym mówię. Nie paraduję w damskich ciuszkach, nie zastanawiam się nad zmianą płci. Mam rodzinę całkowicie legalną w Polsce (czytaj: heteroseksualną), pozwalam synowi bawić się lalkami. Co prawda to lalki - w rozumieniu zdrowej większości społeczeństwa - męskie, ale już z pozycji chrześcijańskiej niebezpieczne, bo związane ze światem Gwiezdnych Wojen. A tam, to już nie tylko gender, ale w ogóle ruja i porubstwo: jakieś szatany biegają z laserami, kobiety w bikini leżą przed wielkimi ślimakami, ręce i nogi latają...
Wiktor Tomoń
PS. Burmistrz Antonik uspokaja: w żadnej szkole na Targówku nie ma i nie planuje się zajęć z gender. Ale może przydałby się kurs doszkalający dla radnych?