Stoimy w lesie, bo przepuszczamy pendolino
28 listopada 2017
To nie kiepski rozkład czy tłok jest największym problemem Szybkiej Kolei Miejskiej, ale... postoje w nieoczekiwanych miejscach. Tak uważa nasza czytelniczka.
"Tyle mówi się ostatnio o ekologii i komunikacji miejskiej, ale cały czas mam wrażenie, że to raczej szumne hasła, a nie realne działania na rzecz tych warszawiaków, którzy przesiedli się z samochodów do tramwajów i pociągów. Mieszkam w Choszczówce w odległości spaceru od stacji, więc SKM-ka powinna być dla mnie najlepszym środkiem transportu. Niestety cały czas tak nie jest.Czy dla pasażerów z Gdańska tych kilka minut to jakiś problem? Dla nas, warszawiaków dojeżdżających codziennie do pracy, to wielka różnica.
Ponieważ pracuję na Saskiej Kępie, naturalne wydawałoby się dojeżdżanie do Dworca Wschodniego i przesiadka do tramwaju. Tymczasem rozkład jazdy jest ułożony tak, że najbardziej opłaca mi się wysiadać na stacji Praga i maszerować do tramwaju na Wysockiego. Pomijam już tłok. Czy naprawdę tak bogatego miasta nie stać na choć jeden dodatkowy pociąg z Legionowa, który rozładowałby tłok?
Do problemów z rozkładem i tłokiem dochodzą zupełnie niespodziewane sytuacje, takie jak postoje w środku lasu. Nie jestem w stanie policzyć, ile razy już byłam w takiej sytuacji: zatrzymujemy się gdzieś w okolicy Żerania, słychać komunikat, że z przyczyn technicznych postoimy 5-10 minut. Nie ma żadnej informacji, dlaczego. Kilka minut później okazuje się, że po prostu przepuszczamy pendolino. Czy dla pasażerów z Gdańska tych kilka minut to jakiś problem? Dla nas, warszawiaków dojeżdżających codziennie do pracy, to wielka różnica".
Nasz komentarz
Wszystkie problemy z kursowaniem warszawskiej SKM-ki można streścić w sześciu literach: PKP PLK. To właśnie państwowa firma PKP Polskie Linie Kolejowe zarządza torami i ani przewoźnicy, ani warszawski samorząd nie mają wpływu na to, co się na nich dzieje. Jeśli kolejarze uznają, że z jakiegoś powodu 10-minutowe spóźnienie turystów w pięciogodzinnej trasie jest ważniejsze, niż takie samo spóźnienie tysiąca osób jadących do pracy, to... niczego nie da się z tym zrobić. W przypadku linii białołęckiej dochodzi jeszcze brak czwartego toru, który rozwiązałby większość problemów z przepustowością. Dlaczego nie zbudowano go 10 lat temu, kiedy linia była modernizowana? To pozostaje jedną z wielu zagadek Polskich Kolei Państwowych.
Dominik Gadomski